Jak strzelić sobie gola
Wygłosiwszy całą listę zalet środka, lektor, chcąc nas przestrzec albo raczej przygotować na skutki uboczne, zdąży jeszcze, zdejmując tym samym odpowiedzialność z producenta, w megaszybkim tempie wydać polecenie: „przed użyciem przeczytaj ulotkę bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą”. Ktoś, kto już niejedno w życiu przeszedł, podpowie śmiało, że takich objawów nie musi dawać żadna jednostka chorobowa, tylko zwykły kac. A to jeszcze nie wszystko.
Nikt by chyba nie przypuszczał, że dobre samopoczucie rodaków stanie się jednym z ważniejszych celów, jakie postawi sobie przy tworzeniu jesiennej ramówki Telewizja Polska. Wytrącając jednocześnie z ręki oręż tym, którzy krytykowali ją za bezwartościowe teleturnieje, ogłupiające seriale czy wreszcie niewłaściwą porę emisji perełek kinematografii. Wszystkie zarzuty mieściły się w jednym worku oznaczonym hasłem: „nierealizowanie misji”. – Jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził – odpowiadali telewizyjni spece od public relations. I chociaż znowu nie udało się zadowolić wszystkich, widać wyraźny krok naprzód.
Czyż nie jest tak, drodzy kibice, że wszystkie wymienione na wstępie dolegliwości zaczynają nasilać się z każdą kolejną minutą obserwowania wyczynów naszych piłkarzy? Otóż TVP, dbając o dobre samopoczucie abonentów, nie pokaże pierwszych spotkań reprezentacji w eliminacjach do mistrzostw świata w Brazylii. Jak wyjaśnia, oficjalnym powodem jest brak porozumienia z firmą Sport Five, sprzedającą prawa do transmisji spotkań biało-czerwonych. Przyczyną takiego obrotu spraw są zbyt wygórowane wymagania finansowe kontrahenta. Jednym słowem, Telewizja Polska doszła do wniosku, że kibiców coraz mniej interesują mecze naszej kadry, dlatego nie czuje się w obowiązku, by za wszelką cenę pokazywać każde jej spotkanie. Rzeczą oczywistą jest, że jeśli ktoś chce prowadzić transmisję, chce również mieć z tego jakieś dochody, a nie tracić. Tymczasem wygląda na to, że zawiedzeni postawą naszych piłkarzy na Euro 2012 rodacy, nie mają ochoty na oglądanie kolejnych porażek biało-czerwonych. Niektórzy nawet dodają, że to piłkarze powinni odpalić dolę ze swoich kontraktów, aby ktoś zechciał oglądać ich boiskowe popisy.
Oczywiście jest i dobra wiadomość dla tych, którzy, spragnieni obcowania z driblingami piłkarzy i paradami naszych bramkarzy, decyzję TVP przyjęli jako niepowetowaną stratę. Jeśli praw do meczów nie wykupi telewizja publiczna, zapewne zrobi to ktoś inny, a w najgorszym wypadku spotkania zostaną pokazane na kanale kodowanym albo w systemie pay-per-view, a więc „płać i oglądaj”. Oznacza to, że chętni do oglądania jakościowo wątpliwych wyczynów naszych piłkarzy będą musieli co najwyżej przenieść się do pubów, lokali czy klubów oferujących transmisję. To całkiem dobre wyjście, bowiem pociąga za sobą dodatkowe korzyści. W ostatnich latach trudno przejść obok spotkań biało-czerwonych na trzeźwo. A jak przejść nie na trzeźwo, na pewno doradzą barmani. Jedyny skutek uboczny -wrócić mogą objawy przytoczone na wstępie.
Nasuwa się jeszcze jedno ciekawe spostrzeżenie. Być może właśnie na naszych oczach kończy się era hegemonii piłki nożnej jako narodowej dyscypliny sportu.
Kinga Ochnio