Jak to z aronią było
Wójt gminy Huszlew Stanisław Stefaniuk, pytany o „wizytówkę” typowo rolniczej gminy, którą zarządza, stwierdza, że tak rzeczywiście było. - Wiem, że wielu plantatorów zrezygnowało z racji problemów ze zbytem. Wyprodukować to nie problem, ale sprzedać z zarobkiem to już sztuka - tłumaczy. W jego ocenie z dawnego areału przeznaczonego w gminie na aronie, została zaledwie trzecia część. W. Zienkiewicz nie zgadza się z tą opinią. - Nie sądzę, żeby różnica była tak znaczna. Owszem, ten krajobraz cały czas się zmienia, ale obok likwidowanych starych nasadzeń pojawiają się nowe - oponuje. W. Zienkiewicz zaczynał w 1986 r. od wiśni, o czym przypomina trzyhektarowy sad rosnący do dzisiaj. Rok później posadził aronię. - We wschodniej Polsce byliśmy pierwsi z produkcją towarową aronii. Rynek zbytu? Nie istniał. Dopiero później powstała spółka „Aronia”, która następnie przekształciła się w „Agrico”, działająca dzisiaj pod szyldem Krajowego Zrzeszenia Plantatorów Aronii „Aronia Polska”. W skład zarządu KZPA wchodzi m.in. W. Zienkiewicz, dzisiaj - aroniowy potentat.
Areał, jaki zajmuje ziemia obsadzona aronią, to bagatela – ok. 200 ha. Plantację prowadzi wraz z bratem i synem.
Opowiadając o trudnych początkach, zaznacza, że był to eksperyment – bez dwóch zdań. Dobrze nie wróżył mu nikt. „Ot, ironii nasadził!” – podśmiewali się w okolicy. Aronia była zupełna nowością. Ponieważ nie nadaje się do bezpośredniego spożycia, nikt też się nią specjalnie nie zachwycił. Dopiero z czasem gospodynie nauczyły się, jak przyrządzać z niej smaczne przetwory. Serca i kuchnie podbiła jednak dopiero wtedy, gdy zaczęło się więcej mówić na temat jej zdrowotnych właściwości.
Od poletka do plantacji
– Aronia stała się pewnym momencie modna. Powstawało wtedy dużo drobnych plantacji, tym bardziej, że rynek czekał na nowość i oferował niezłą ceną. Ktoś miał kawałek ziemi po dziadkach – sadził aronię – mówi W. Zienkiewicz. I dodaje, że dzisiaj takie małe areały nie miałyby racji bytu. Żeby mieć jakiś start, trzeba aronią obsadzić co najmniej kilkanaście hektarów. Nie ma też mowy o zbiorze rękami – jak kiedyś. – Wszystko się mieni. Na początku zatrudniałem do zbioru po 200-300 osób. Teraz na polu pracują cztery kombajny – stwierdza.
Aroniowe żniwa zaczynają się po połowie sierpnia. Wydawać by się mogło, że owoce, które stają się czarne już w lipcu, są dojrzałe wcześniej, jednak pozory mylą. – Owoc poczernieje, ale trzeba dać mu czas, żeby się wysłodził. Dojrzałe musi być ziarnko, dopiero wtedy można zaczynać zbiory – tłumaczy plantator. I zdradza, że biorąc się za przetwory, warto owoce najpierw przemrozić, wkładając na dwie doby do zamrażalnika, by straciły cierpkość.
O aronii wiem wszystko
Plantator z gminy Huszlew nie ukrywa, że o aronii i o jej uprawie wie wszystko. Może to właśnie z powodu swego rodzaju podziwu, jaki w nim budzi, jeszcze mu się nie przejadła?
– Nie jest to wymagająca roślina. Najbardziej odpowiada jej średniej jakości grunt i średnie opady. Lubi wodę; posadzona na wzgórku uschnie chwila moment. Ale nie może też rosnąć na terenie podmokłym – od razu zaczyna chorować – wylicza. W porównaniu np. do truskawek jest w miarę odporna na spadki temperatury, ale gdyby „ogrodnicy” w tym roku przynieśli kilka stopni na minusie, i ona nie da rady, kwiatostan padnie. Mimo wszystko jest to jak na razie jedyny krzew odporny na choroby dopadające inne krzewy i drzewa. Nie wymaga oprysków, dlatego pod względem zanieczyszczeń chemicznych – to owoc tak czysty, że mucha nie siada. Do tego bogaty w witaminy i minerały i nie bez kozery nazywany „czarnym złotem”.
Jest aronia. I jest ironia
Pytany o popyt na aronię, W. Zienkiewicz odpowiada krótko: jak na wszystko… I uzasadnia, że produkcja owocowa przypomina przeciąganie liny. – W ubiegłym roku było zapotrzebowanie, bo – nie da się ukryć – polski produkt ma wzięcie; nasz koncentrat idzie na cały świat. Ale we znaki dała się nam susza i nie wszyscy mieli dobre zbiory. Z kolei dwa lata temu, kiedy był urodzaj, sytuacja była odwrotna. Niestety, dopóki istniały polskie spółki przetwórcze, dało się negocjować. W przypadku zagranicznych, to one rozdają karty – stwierdza z goryczą. Opowiada, że – jak to w rolnictwie – nigdy nie da się z góry przewidzieć wielkości plonów. I podaje przykład z własnego podwórka. – Średnio powinno być z hektara 8-10 ton, ale przy dobrym urodzaju – nawet 15 i więcej. Zdarzyło się, że z 5 ha zebraliśmy 130 ton. Ale w ciągu tych trzydziestu kilku lat był tylko jeden taki rok – tłumaczy. Jak wszyscy, tak i on zmagać się musi ze skutkami pogodowej huśtawki. – Dzisiaj mówi się o znaczeniu małej retencji. My już jakieś 20 lat temu wykopaliśmy kilka stawów. Dzięki własnej zapobiegliwości w ubiegłym roku ratowaliśmy nasze plantacje, dopóki była woda. Ale i tak ponieśliśmy ogromne straty. Jak dotąd nie dostaliśmy z ARiMR ani złotówki rekompensaty w ramach tzw. suszowego – stwierdza.
Nowe wyzwania
Oprócz aronii W. Zienkiewicz uprawia także czarną i czerwoną porzeczkę, truskawki, ziemniaki. Ale mimo że i tak ma przy czym chodzić, lubi i podejmuje nowe wyzwania. Jednym z nich jest borówka kanadyjska, zwana też świdośliwą. Na jej posadzenie namówił go prof. Stanisław Pluta z Instytutu Ogrodnictwa w Skierniewicach. – Świdośliwa wyglądem przypomina borówkę amerykańską, ale jest nieco słodsza. Ma też mniejsze wymagania, np. zakwaszania nie wymaga gleba. Nad borówką ma jeszcze tę przewagę, że owoce dojrzewają równomiernie – charakteryzuje roślinę, która zdążył już polubić. – Obsadziłem świdośliwą 2,5 ha. Mam sześć odmian. Kwitnie przepięknie – opowiada, wyjaśniając, że trzeba poczekać, żeby Polacy poznali i docenili jej jagody.
Polska jest największym producentem aronii i eksporterem półproduktów na świecie. Krajowy potencjał określa się na 70% globalnej produkcji. Powierzchnia upraw w Polsce sięga ok. 4 tys. ha i wynosi w skali roku ok. 50 tys. ton.
LA