Jak to z Błotem było
Opowieść o „Błocie” wypada zacząć od tego, że kiedy J. Jastrzębski sprawdził się już w różnych formach literackich, zapragnął napisać powieść. - Uważałem to za punkt honoru. Bo dopiero powieść z człowieka zajmującego się pisaniem czyni pisarza - twierdzi. - Mówiłem sobie, że przecież Stachura napisał „Całą jaskrawość” i „Siekierezadę”, Bunin „Życie Arseniewa”, Capote „Inne głosy, inne ściany”… Więc ja też postaram się napisać powieść. Inspiracją do zmierzenia się z tym gatunkiem stała się zasłyszana na korytarzu pociągu opowieść młodych ludzi o przylatujących do jakiejś wsi czarnych bocianach, po którym to wydarzeniu następowały tragiczne wypadki motocyklowe.
– Była to bardzo inspirująca historia, która przez kilka lat tkwiła w mojej pamięci. Uwierała mnie – wspomina autor „Błota”. – Czas na napisanie tej powieści przyszedł po mojej przeprowadzce z Mazowsza na Warmię. Tam nie było żadnego środowiska literackiego, nikt nie wiedział nawet, że się zajmuję pisaniem. Wymyśliłem sobie wieś Gamajdy, w której pod koniec lat 80 egzystowali chłopcy-motorowcy, i to był główny wątek. Połączyłem to ze światem szkolnym, który znałem bardzo dobrze, bo od lat byłem nauczycielem. I powstawał taki kosmos wiejski – z tymi straceńcami, z nauczycielami, z tym całym światem schyłku PRL. Nadałem temu pisaniu tytuł „Chłopcy jednego lata”, ale redaktor mojej pierwszej książki Ryszard Tarwacki podpowiedział mi, że lepszy będzie tytuł „Błoto”. Bo jest bardziej pojemny, bo jest w tym pewna metafora. Pomyślałem wtedy, że tytuł nieefektowny, ale przystałem na niego – dobrze ujmował całość. Błoto było błotem rzeczywistym, w którym ta wieś tonęła, i błotem stworzonym też przez autora. Taki świat w kropli wody, mikrokosmos odcięty od świata, w którym – jak u Marqueza – dużo do powiedzenia mają kobiety i to one są w decydującej fazie odważniejsze. Jakby przejmują rząd dusz w tych Gamajdach, a mężczyźni się gdzieś tam ukrywają po kątach. No i wyszła taka rzecz – i obyczajowa, i trochę sensacyjna, i trochę horror- opowiada Jastrzębski. I dodaje, że bardzo ważne są też w „Błocie” uczucia bohaterów.
Konsekwencje mazurskiego Prania
I tak żyło sobie „Błoto” swoim książkowym życiem, dopóki nie zainteresował się nim Mateusz Moczulski – krakowski poeta i twórca słuchowisk, syn znanego autora (m.in. wielu tekstów do piosenek „Skaldów”) Leszka Aleksandra Moczulskiego. M. Moczulskiego poznał Jastrzębski w leśniczówce Pranie. – To był, zdaje się, 1998 r., trzy lata po wydaniu powieści – rekonstruuje pisarz tamte wydarzenia. – Ale wtedy chyba nawet nie rozmawialiśmy – było tylko uściśnięcie ręki. W Praniu, w Muzeum Gałczyńskiego, zebrało się grono osób, czytaliśmy tam swoje utwory. W kolejnych latach dochodziły do mnie czasem słuchy, że młody Moczulski próbuje z mojej powieści zrobić scenariusz, i na tym się kończyło. I nagle, w grudniu 2018 r., otrzymałem informację, że Mateusz dokonał adaptacji scenicznej „Błota” i zaproponował tę rzecz młodej, ambitnej reżyserce Martynie Łyko. Wyznała w wywiadzie, że jeśli mam reżyserować w Białymstoku, to tylko „Błoto”.
Tak więc sztuka została powierzona Teatrowi Dramatycznemu im. Aleksandra Węgierki w Białymstoku. I chociaż sezon trwał już wtedy w najlepsze, dyrektor zmieścił ją jeszcze w kalendarzu na 15 marca 2019 r. Prace ruszyły z kopyta, a autor zaadaptowanej na teatralną sztukę powieści żył w stanie takiej ekscytacji, że podpisując umowę, właściwie na wszystko się zgadzał. Choć wielokrotnie zapraszany, na próby spektaklu nigdy nie dojechał. Efekt pracy białostockiego teatru po raz pierwszy zobaczył dopiero na premierze.
– Teatr zawsze był mi jakoś bliski – zwierza się Jastrzębski. – Jedną z moich fascynacji był Szajna, chodziłem też do Teatru Dramatycznego, Powszechnego, Współczesnego… Ale nigdy nawet nie marzyłem, żeby sztukę teatralną napisać. Potem – gdy pracowałem w szkole – zawsze się w szkolny teatr bawiłem. I myślę, że zrobiłem parę rzeczy, które uczniowie moi pamiętają.
Autor, autor!
– Na premierze było trochę rodziny, jednak liczba osób, które mogłem zaprosić, okazała się bardzo ograniczona – trochę żałuje Jastrzębski. – Premiera tym się różni od innych spektakli, że mogą w niej uczestniczyć tylko ludzie zaproszeni – przypomina zasady. – Nie można kupić na nią biletu. Ja sam do tej pory nie byłem na premierze teatralnej, nawet na cudzej, a co dopiero na swojej – jeszcze dzisiaj ekscytuje się pisarz. – Byłem w stanie jakiegoś zamrożenia duchowego, w strachu, co to będzie, jak to będzie. Potem zaś mogłem zobaczyć – a to doświadczenie jedyne w swoim rodzaju – jak moja powieściowa wizja na teatralnej scenie się materializowała. W zamyśle reżyserskim była to historia o młodości, o miłości, o przyjaźni, o złamanych sercach. Zobaczyłem, jak ci moi bohaterowie przeżywają różne dramaty, jak się męczą, jak cierpią, jak się miotają. I wtedy uświadomiłem sobie, że pisanie to nie jest jakieś tam bezkarne wodzenie długopisem po papierze, że tworzy się bohaterów, którzy żyją potem własnym życiem, i za autorem podążają. I taka dziwna myśl mi wtedy zaświtała w głowie, że ci bohaterowie w jakiś sposób autora rozliczają, może nawet sądzą go jakoś. Coś niemal metafizycznego mi się wówczas objawiło. Duch powieści, co ważne, został ocalony, a M. Moczulskiemu udało się z zupełnie nieteatralnego utworu stworzyć oryginalny spektakl.
Oszołomiony, zadowolony, szczęśliwy
Z efektu pracy białostockiego teatru był pisarz bardzo zadowolony. A co najważniejsze – spektakl podobał się publiczności. – To było ciekawe doświadczenie obserwować publiczność – mówi Jan – Bo skromnie usiadł wśród szeregowych widzów, nie w jakichś tam pierwszych rzędach, więc mógł zauważyć, jak ludzie reagują. b
A reagowali bardzo pozytywnie. Krytyka zresztą też była wielce spektaklowi przychylna. I nawet Radio Białystok „Błoto” promowało.
Kumulacja emocji nastąpiła, gdy po spektaklu pojawiły się okrzyki: autor, autor! – No tu już musiałem ze swojego kąta, czyli z mojego ulubionego miejsca wyjść i pokazać się ludziom – przyznaje pisarz. – Byłem chyba trochę oszołomiony, ale i zadowolony. Może też szczęśliwy – dodaje. A potem była feta, na której z każdym z twórców przedstawienia starałem się porozmawiać. – To było coś niezwykłego – widzieć swoich bohaterów, obcować z nimi – opowiada Jastrzębski.
Po premierze, 15 marca 2019 r., „Błoto” na dobre zadomowiło się w repertuarze białostockiego teatru. Ludzie na to chodzili. Na przykład w tym samym roku na weekend andrzejkowy bilety na opowieść o problemach mieszkańców wsi Gamajdy były wyprzedane z góry. Nawet z Gołdapi, gdzie pisarz od lat mieszka, ludzie jeździli – indywidualnie i zbiorowo – na spektakl zainspirowany przez ich współmieszkańca. Krytyka uznała „Błoto” za jeden z najbardziej poruszających spektakli teatru.
Kierunek: Telawi i Erywań
Nowe życie „Błota” narodziło się wtedy, gdy w ramach programu „Promocja kultury polskiej za granicą” teatr otrzymał dofinansowanie z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego na realizację dwóch projektów. To był Kierunek Telawi, czyli Gruzja, niedaleko Tbilisi, i Kierunek Erywań w Armenii. Zamysł był taki, żeby pokazać sceniczne wersje dzieł polskiej literatury. Wybrano spektakl na podstawie „Trenów” Jana Kochanowskiego i „Błoto”. – Byłem bardzo zadowolony, że właśnie z Kochanowskim reprezentuję polską kulturę za granicą – przyznaje nie bez dumy Jastrzębski. Bo czy może być większy splendor niż być postawionym na scenie obok ojca polskiej poezji?
Spektakle pokazane za granicą w listopadzie i grudniu 2021 r., w Państwowym Teatrze Dramatycznym im. Waży Pszaweli w Telawi i w Narodowym Akademickim Teatrze im. Gabriela Sundukyana w Erywaniu spotkały się z bardzo dobrym przyjęciem publiczności, a krytycy podkreślali zarówno nowatorstwo „Błota”, jak też wielopoziomowość i aktualność sztuki.
Jest nadzieja, że po spowodowanych pandemią perypetiach spektakl wg powieści J. Jastrzębskiego wróci na deski Teatru im. A. Węgierki. A że Białystok rzut beretem jest… Już dziś zapraszamy!
Notka o pisarzu
J. Jastrzębski – prozaik, krytyk literacki – urodził się w 1952 r. we wsi Daćbogi na Podlasiu. Ukończył filologię polską na Uniwersytecie Warszawskim. Pracował jako nauczyciel i dziennikarz. Debiutował w 1975 r. w dwutygodniku „Kamena”. Ostatnio opublikował: „Dzwonek” (2011), „Zaćmienie księżyca” (2014) oraz wybór opowiadań pt. „Ona” (2015). W 2019 r. z okazji premiery spektaklu „Błoto” ukazało się drugie wydanie powieści pod tym samym tytułem.
Mieszka w Gołdapi.
Anna Wolańska