…jakie młodzieży chowanie…
Każdy z nas, pamiętając przedwyborczą akcję „Zabierz babci dowód”, zapewne myśli sobie, że takiego rozwydrzenia młodzieży i skierowania jej przeciwko starszym nie można było już przeskoczyć. Otóż nie, niemieckie dzieciaczki z klas młodszych szkoły podstawowej i zapewne także z przedszkola, pod świetlanym przewodem jakiejś aktywistki z ruchów ekologicznych, wyśpiewały dla swych babć istną laurkę, w której babcia jedząca codziennie kotlety i jeżdżąca do lekarza samochodem nie dość, że przejeżdża z lubością dwoje staruszków z balkonikami na przejściu dla pieszych, to dodatkowo jest czule nazywana ekologiczną świnią, lochą bądź maciorą (Umwetlt-Sau). Dzieciątka ów „tytuł” wyśpiewują lub wykrzykują z istną lubością, co można zauważyć na załączonym do tego „utworu” filmiku (zresztą już przez WDR wycofanym z sieci). Przy tym „evencie kulturalnym” nasza krajowa akcja wydaje się być pieszczotą wobec najstarszej części społeczeństwa i trąci zgrzebnością.
Mnie zastanowiło jedno: ile z tych dzieciątek po skończonym nagraniu zostało odebranych przez własne babcie czy dziadków i z uśmiechem mówiło im, w jak wspaniałym ekologicznie poprawnym wydarzeniu wzięło udział? I ile z nich w ogóle nie zauważyło, że wcześniej śpiewało właśnie o swoich dziadkach?
Ideologiczne zacietrzewienie
Tuż przed świętami znowu zawrzało wokół abp. Marka Jędraszewskiego w związku z jego wypowiedzią o ideologii ekologizmu. Pomijając fakt, iż sam hierarcha tego terminu nie użył, a jego wypowiedź była tylko odpowiedzią na pytanie zadane przez dziennikarkę, nie sposób nie odnieść wrażenia, iż dotknął on bardzo czułego punktu – zideologizowania naszego myślenia o świecie. Reakcja części polskiego społeczeństwa, szczególnie uważającego się za celebrytów i elitę, wyraźnie pokazała, że w tej wojnie fakty oraz prawda się nie liczą. Ważne jest to, co wymyślą niektóre główki ideologicznych menadżerów. Oczywiście, jednym z pierwszych argumentów przeciwko abp. Jędraszewskiemu i jego zwolennikom było stwierdzenie, iż o żadnej ideologii nie ma tutaj mowy, gdyż wszelkie działania ekologów opierają się na rzetelnie potwierdzonych faktach naukowo stwierdzonych, a metropolita krakowski – gdyby żył w czasach Kopernika – twierdziłby zapewne, że Słońce krąży z lubością dokoła Ziemi. Powstaje więc uzasadnione pytanie: czym właściwie jest ideologia? Dla większości z nas stanowi ona zbiór tez wzajemnie się uzasadniających, będących całościowym wytłumaczeniem świata i zachodzących w nim procesów. Na pierwszy rzut oka nic nie można takiej konstrukcji zarzucić. Wszak każdy z nas chce poznać świat go otaczający i wiedzieć, jak się rzeczy mają. Jest jednak mały szkopuł, który odkryć można dopiero po wnikliwym spojrzeniu na to, co nazywamy ideologią. Otóż każdy taki zbiór tez oparty jest na zasadniczym grzechu pierworodnym, a mianowicie na zanegowaniu przednaukowego zdroworozsądkowego kontaktu z rzeczywistością. Mówiąc prościej, każda ideologia twierdzi, iż nasze spontaniczne poznanie rzeczywistości nie daje nam prawdziwego obrazu tego, co dzieje się w świecie i dlatego potrzebuje interpretacji najczęściej zewnętrznej, czyli instruktażu jakiegoś guru mającego dostęp do „tajemnicy” świata. Krótko mówiąc: każda ideologia zakłada reedukację społeczną. Człowiek z natury swojej na tyle głupio myśli, że trzeba mu wbić w czapę odpowiednie myślenie. Przy czym w tym wbijaniu brak będzie tylko jednego – prawdy.
Quasi religia
Ideologia niebezpiecznie zbliża się do poznania religijnego. I chociaż zawsze będzie tylko jego małpowaniem, gdyż każde poznanie religijne zakłada zgodność z rzeczywistością, czyli prawdę, to jednak elementy religijnego sposobu odbioru rzeczywistości będzie starała się naśladować. Tak było od zawsze, wystarczy tylko wspomnieć różne ruchy gnostyckie, ideologię A. Comte’a dążącego do stworzenia religii ludzkości czy też komunistyczno-nazistowskie rytuały na wzór religijnych obrzędów. W tym, co dzieje się dzisiaj wokół spraw ekologicznych, można również dostrzec ten sam mechanizm. Sam „fenomen św. Grety od Klimatu” jest tego dosadnym potwierdzeniem. Dziecię doznało bowiem jakiejś wizji „mistycznej” pod wpływem oglądanego w telewizji programu i odczuło w sobie misję pchającą ją na salony tego świata. Jak prorok objeżdża wszystkie wsie i miasteczka, starając się dotrzeć do wielkich i małych z przesłaniem, które dzisiaj już nie dotyczy tylko problemów ekologicznych, ale zwalczania np. patriarchatu i kultury nań ponoć zbudowanej. I tutaj właśnie pojawia się element kultyczny, gdyż jedna z polskich osób publicznych, J. Ochojska, za swój obowiązek uznała „donieść” prorokini o jakimś mało znaczącym biskupie, który śmie podważać jej pozycję „naczynia duchowego” nowej wizji świata, a ponadto najbezczelniej chce posłać ją z powrotem do szkół. I nie liczy się przy tym fakt (a więc coś empirycznie sprawdzalnego), iż „prorokini” korzysta z wsparcia fundacji, której donatorami jest chociażby Fundacja Rockefellera, od dawna już zmierzająca do fundamentalnej przebudowy kulturowej świata poprzez zniszczenie cywilizacji zachodnioeuropejskiej na rzecz Nowego Ładu czy też z dotacji przyszłego kontrkandydata Donalda Trumpa w wyścigu prezydenckim w USA (listę innych firm sponsorskich można znaleźć w internecie). I nie zastanawia nikogo, dlaczego owa „prorokini” nie udaje się chociażby do największego „dostawcy CO2”, jakim są Chiny? Czyżby nie chodziło tylko o dwutlenek węgla? Tych pytań stawiać jednak nie wolno, bo „godzą one” w świetlane wypowiedzi Grety od Klimatu.
Piosenka jest dobra na wszystko
Wracając jednak do występu dzieciaków w WDR, jak na dłoni widać ów element indoktrynacyjny ideologii. Dzieciak będzie żył w świecie, w którym żyje. Będzie chodził za rączkę ze swoją babcią i rysował dla niej laurki. Ale kiedy przyjdzie pora, to zabierze jej nie tylko dowód. Bo ważniejsza będzie wbita w mózg wizja świata. Można się o tym przekonać, słuchając wypowiedzi młodzieży z amerykańskich i zachodnich uniwersytetów. Oni żyją w świecie normalnym, normalnie spożywają swoje posiłki i zajmują się normalnie swoimi sprawami. Ale gdy tylko przyjdzie do rozmów o aborcji i gender, wówczas stają się zidiociałymi zombie, które zagryzą przeciwnika. Dlatego fraza z Frycza Modrzewskiego nabiera dzisiaj zasadniczego znaczenia. Niech to będzie memento na Nowy Rok 2020.
Ks. Jacek Świątek