Jakiś ptaszek o świcie oszalał, zwariował…
Brak nagłośnienia tego „ważnego dnia” jest zapewne ogromnym błędem całej masy ekologów i zielonych wszelakiej maści, choć zapewne zapomnieli w ferworze walki o „prawa reprodukcyjne” ludzi oraz dostępność pod każdą szerokością geograficzną aborcji, eutanazji i innych „koniecznych do życia” lewackich gadżetów. Wbrew pozorom nie jest to obchód ustanowiony przez Unię Europejską, choć ona również musiała wrzucić swoje pięć groszy (a właściwie centów) do owego święta. Otóż samo święto zostało ustanowione w 1906 r., cztery lata po uchwaleniu Konwencji o Ochronie Ptaków Pożytecznych dla Rolnictwa. Ponieważ wspomniałem moją „ulubioną” Unię Europejską, to trzeba dodać, że uchwaliła ona w 2009 r. dyrektywę odnoszącą się do ogółu ptactwa. Niby nic, a jednak różnica, lecz o tym w dalszej części tekstu. Dlaczegóż jednak zajmuję się tym tematem, gdy wokoło tyle gorących sporów i niepokojących zjawisk? Otóż moim zdaniem w pozornie niewinnym tekście można zobaczyć jak w soczewce zasadnicze zmiany, jakie nastąpiły w myśleniu tzw. Europejczyków i wynikające z nich konsekwencje.
Zacznijmy od tytułu
Uchwalona w 1902 r. konwencja już w swoim tytule zawiera jasny cel ustanowienia takowego prawa. Otóż ptactwo wszelakie o tyle podlega ochronie, o ile jest ono pożyteczne dla prowadzenia upraw rolnych, a zatem celem nadrzędnym jest dobro człowieka. W tym sensie jest ono zrozumiałe i warte poparcia. Natomiast dyrektywa UE za cel nadrzędny stawia sobie ochronę skrzydlatej gawiedzi dla niej samej. Problem oczywiście nastąpi, gdy dojdzie do konfliktu pomiędzy interesami człowieka a ptactwa. To nie jest problem błahy. Ileż dobrych dla ludzi inwestycji legło w gruzach, bo nagle na drodze stanęły gniazdka takich czy innych skrzydlatych stworzeń. Wspominanie konfliktu o Rospudę jest w tym miejscu chyba niekonieczne. Mówiąc bowiem pokrótce bezpieczeństwo ludzi i ich troska wręcz o przeżycie przegrała z możliwością składowania jajeczek przez takie czy inne gatunki ptaków. Przykładów w całej UE można wskazać wiele. Oczywiście zażarci obrońcy żyjątek wszelakich (z wyłączeniem oczywiście wirusów i zarazków, które każdy szanujący się obrońca zwierząt czy ekolog zabija co roku antybiotykami) stwierdzą z werwą, iż bój toczy się o zachowanie różnorodności oraz możliwość przetrwania dla potomności poszczególnych gatunków. No cóż, przyroda ma to do siebie, że powstają i giną w niej rozliczne rodzaje zwierząt, co nie jest niczym złym. Bo gdyby dzisiaj, zachowany przez prehistorycznych ekologów, grasował po naszej okolicy jakiś tygrys szablozębny czy rozkoszny mamut (nawet o wdzięcznym imieniu Manfred czy Maniuś), to zapewne nawet ekolodzy zapragnęliby jego wyginięcia, nie mówiąc już o jakimś tyranozaurze. Dlaczegóż? Otóż zapewne w celu ochrony własnego istnienia. Innymi słowy chroniliby siebie jako ludzi przed niebezpieczeństwem lub staraliby się o polepszenie warunków własnego życia jako gatunku homo sapiens. Cóż zatem kieruje nimi dzisiaj, gdy tak gwałtownie domagają się zważania na „prawa zwierząt”? Otóż ideologiczne zacietrzewienie, które każe im bronić własnych racji nawet za cenę ludzkiego życia (oczywiście siebie chroniąc, a utrudniając czy narażając życie innych). Różnica pomiędzy konwencją z 1902 r. a dyrektywą z 2009 r. polega na tym, że ta pierwsza była przejawem realizmu, a ta druga jest wyrazem ideologicznego zacietrzewienia. A jeśli tak, to czyż nie warto przemyśleć wszelakie nakazy brukselskie?
Ochrona siedliska
Najciekawszym jednak dla mnie, poza odgórnie ustaloną listą ptaków, na które nie wolno polować, jest przepis mówiący o konieczności zachowania siedlisk ptasich, gdyż stanowią one dla nich azyl i ostoję. I to mnie zastanowiło. Jeśli miejsce rodzenia i wychowywania potomstwa jest tak ważne nawet dla bezrozumnych istot, to ileż bardziej dla człowieka. Z tą jednakże różnicą, że zasadniczym dla homo sapiens jest przestrzeń kultury. Nie mając większych predyspozycji związanych z biologiczną ochroną swojego gatunku człowiek w kulturowych wytworach, do których na pierwszym miejscu już od czasów Arystotelesa zalicza się rodzinę i państwo, a także naród, odnajduje swoją „ostoję i matecznik”. Tymczasem dzisiaj właśnie owe kulturowe siedlisko człowieka jest najbardziej atakowane i wystawiane na szkodliwe działania ideologii. Co prawda ostatnio nawet postępowy Europejski Trybunał Praw Człowieka stwierdził, że nie leży w jego kompetencjach żądanie od państw europejskich zmiany definicji małżeństwa, które jest podstawą rodziny, to jednak atakowanie tej ostatniej niestety jest nagminne. Podobnie rzecz ma się z kulturową tradycją poszczególnych narodów. Opublikowany 19 marca tego roku raport Obserwatorium ds. nietolerancji i dyskryminacji wobec chrześcijan w Europie za rok 2011 wspomina m.in. o usuwaniu krzyża z przestrzeni publicznej, o ludziach zwalnianych z pracy za noszenie krzyżyka czy pokazanie filmu o aborcji, o demolowanych aptekach, ponieważ nie sprzedaje się w nich pigułki „dzień po”, czy o wzywaniu policji do baru, którego właściciel wywiesił za ladą cytat z Biblii, oraz o karaniu rodziców za to, że nie zgadzali się, by ich dzieci uczestniczyły w lekcjach, na których uczy się rzeczy niezgodnych z ich światopoglądem. Niestety, z podobnymi sytuacjami mamy coraz częściej do czynienia w naszym kraju. A mam wrażenie, że będzie ich więcej. Coraz bardziej bowiem sytuacja w wiodących mediach oraz w urobionej mentalności ludzi przypomina to, co działo się we Włoszech w 1917 r., gdy obchodzono dwustulecie powstania odnowionych lóż masońskich. To właśnie te wydarzenia spowodowały, że św. Maksymilian założył Rycerstwo Niepokalanej.
„Szukajcie prawdy jasnego płomienia!”
Cóż wobec takiego naporu ideologicznego możemy zrobić, by nie popaść tylko w żale i wzdychania? Papież Benedykt XVI, jeszcze jako prefekt Kongregacji Doktryny Wiary, w przemówieniu do katechetów mówił bardzo wyraźnie: „Nowa ewangelizacja musi wpisać się w tę tajemnicę ziarnka gorczycy i nie powinna zabiegać, aby natychmiast wyrosło z niego wielkie drzewo. Żyjemy albo osłonięci wielkim drzewem, które już wyrosło, albo w niecierpliwym oczekiwaniu, żeby wyrosło drzewo jeszcze większe, jeszcze bardziej żywotne – a powinniśmy przyjąć tajemnicę, że Kościół jest zarazem wielkim drzewem i małym ziarenkiem”. Jedyną sensowną odpowiedzią na atak jest pielęgnowanie własnej tożsamości. Z tego ziarenka powstaje drzewo, w którego gałęziach nawet ptaki powietrzne uwiją sobie gniazda trwałe.
Ks. Jacek Świątek