Kościół
Źródło: FOTOLIA
Źródło: FOTOLIA

Jakoś to będzie?

Pamiętam rozmowę sprzed paru lat. - Proszę księdza, chciałem się wyspowiadać, ponieważ potrzebuję pieczątki na zaświadczeniu. Jutro biorę ślub. Tylko proszę szybko, bo drużba czeka. Jedziemy salę dekorować. I w ogóle - tyle spraw na głowie…

Zaryzykowałem (mógł już nie wrócić) i odmówiłem rozgrzeszenia. To był szok. Na szczęście młody mężczyzna po godzinie przyjechał ponownie. Już sam. Długo rozmawialiśmy. Mam nadzieję, że coś zrozumiał.

Tyle spraw na głowie!

Problem traktowania przygotowania do sakramentu małżeństwa przez wielu młodych ludzi przypomina nieco sytuację z McDonalds’a. Dostałem tam niedawno tekturowy kubek, z którego można było oderwać specjalny blankiet, służący do zbierania pieczątek. Ósma kawa gratis. Niby daje to jakąś perspektywę gratyfikacji za wierność firmie, ale kolekcjonowanie stempelków jest uciążliwością, złem koniecznym, które trzeba jedynie zaliczyć. I tak kandydaci do małżeństwa (na szczęście nie wszyscy) traktują proces przygotowania do wydarzenia, które będzie miało fundamentalne znaczenie w ich życiu. „Mamy tyle spraw na głowie, a ksiądz nam problemy mnoży” – można czasem usłyszeć w kancelarii parafialnej. Ciekawe, że salę weselną, kucharkę, orkiestrę zamawia się rok, dwa lata wcześniej i jakoś nikt nie widzi problemu. Dziesiątki godzin rodziny spędzają na ustalaniu listy gości, wyborze menu, poszukiwaniu sukni ślubnej, obrączek – brakuje czasu na solidne przygotowanie duchowe. Ze świadomości społecznej zupełnie zniknął fakt, że małżeństwo nie jest tylko sprawą prywatną dwojga ludzi. Rodzina, którą zakładają, to elementarna cząstką społeczeństwa – powinno być ono zainteresowane, by była to jednostka zdrowa. Niestety, tak nie jest. Poprzez zapowiedzi parafialne Kościół zwraca się do wspólnoty wierzących, by pomogła w weryfikacji przydatności kandydatów do sakramentu małżeństwa. Jak je traktujemy? Jako lokalny news, co najwyżej pretekst do ploteczek i jałowych dociekań. Niewiele tu dojrzałości i poczucia odpowiedzialności. Raczej akceptacja dla niekończącej się prowizorki i spetryfikowane nieszczęsne „jakoś to będzie, ułoży się”…

Czy tylko seks?

Uczciwie trzeba powiedzieć, że problem leży także i po drugiej stronie. To, co dziś młodym ludziom mogą zaoferować kursy przedmałżeńskie, jest daleko niewystarczające. Często przez samych zainteresowanych (nawet jeśli tak w rzeczywistości nie jest) są odbierane jako nauka naturalnego planowania rodziny. ...

Ks. Paweł Siedlanowski

Pozostało jeszcze 85% treści do przeczytania.

Posiadasz 0 żetonów
Potrzebujesz 1 żeton, aby odblokować ten artykuł