Historia
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Janosik z Podlasia

Rozmowa z prof. Markiem M. Kamińskim, współautorem książki „Janosik podlaski. Józefa Koryckiego prywatna wojna z komunizmem”.

Do napisania książki namówił mnie w lutym 2018 r. mój współautor, historyk E. Szum, który wcześniej na podstawie dostępnych źródeł napisał kilka rzetelnych artykułów o Koryckim. Ernest zadawał mi mailem dziesiątki pytań. Okazało się bowiem, że mam więcej materiału niż na jeden artykuł. Podobnych próśb i ofert współpracy otrzymałem po wydaniu „Gier więziennych” kilkanaście. Filmy, książki, artykuły, gra komputerowa. Grzecznie odmawiałem, bo nie interesowało mnie komercjalizowanie mojej znajomości z Józkiem. Podjąłem współpracę tylko z reżyserem Ryszardem Kłosowskim, który planuje nakręcić dokument o Koryckim. Ernest zadał mi w końcu mailem pytanie: „Czy Korycki był dobrym człowiekiem?”, które ostatecznie przekonało mnie do wspólnego napisania książki, kiedy mi to zaproponował. Dzięki kontaktowi, jaki otrzymałem od Józka, dotarliśmy i przekonaliśmy do rozmowy jego partnerkę panią Krystynę Oksiejuk, która ukrywała go przez trzy ostatnie lata działalności. Korycki był niezwykle charyzmatyczny.

Panie Profesorze, w jakich okolicznościach spotkał Pan Józefa Koryckiego, nazywanego przez mieszkańców naszego regionu Janosikiem z Podlasia?

 

Poznałem Józka w areszcie śledczym na Rakowieckiej w kwietniu 1985 r. Byłem wówczas studentem matematyki i socjologii Uniwersytetu Warszawskiego i kierowałem założonym przez siebie w 1982 r. podziemnym wydawnictwem STOP. Nasze książki kolportował m.in. mój przyjaciel Rafał Ziemkiewicz. 11 marca 1985 r. kierowcę wydawnictwa zatrzymał patrol. Mimo fałszywych papierów milicjanci zorientowali się, że przewozi bibułę. Zaczął sypać. Następnego dnia, po serii wydarzeń godnych superprodukcji z Hollywood, pięciu panów z SB powitało mnie w progu wynajmowanego pokoju z wyrzutem: „Panie Marku, a my na pana już sześć godzin czekamy”. Po kilku nocach spędzonych na komendach pojechałem najpierw na Białołękę, a potem na Rakowiecką. Kiedy trafiłem wreszcie do celi z Józkiem, wiedziałem o nim niewiele, ale moi więzienni koledzy opowiedzieli mi zaraz jego ubarwioną historię. Jak usłyszał, że jestem „za Solidarność” – więzienne określenie politycznych, zaczął mnie bez końca wypytywać o walkę z „komuną”. Warto wziąć słowo „komuna” w cudzysłów, bo przecież wiemy, że nawet wśród funkcjonariuszy PRL nie było prawdziwych komunistów.

 

Zaprzyjaźniliście się?

 

Powoli, powoli, bo w więzieniu czas płynie wolniejszym tempem. Przez mniej więcej tydzień opisywałem mu po trochu, co się dzieje na wolności: podziemie, bibuła, demonstracje, prezydent Reagan. Unikałem chlapnięć o mojej sprawie, która była przecież w toku, ale zdecydowałem już wcześniej, że nie będę się przesadnie cenzurować i opowiem współwięźniom, jak wygląda „wolnościowa” walka z komuną. Po tygodniu Korycki sam zaczął snuć historię swojego życia. Rozmawialiśmy głównie podczas spaceru, kiedy cela zostawała pusta, bo wówczas mógł mówić swobodnie, a ja mogłem notować. Starałem się mu trochę pomagać, dzieliłem witaminami otrzymanymi z Amnesty International.

 

Co takiego było w Koryckim, że zdecydował się Pan wraz Ernestem Szumem przypomnieć sylwetkę człowieka, który dla mieszkańców Podlasia był bohaterem, a dla komunistów bandytą?

 

Do napisania książki namówił mnie w lutym 2018 r. mój współautor, historyk E. Szum, który wcześniej na podstawie dostępnych źródeł napisał kilka rzetelnych artykułów o Koryckim. Ernest zadawał mi mailem dziesiątki pytań. Okazało się bowiem, że mam więcej materiału niż na jeden artykuł. Podobnych próśb i ofert współpracy otrzymałem po wydaniu „Gier więziennych” kilkanaście. Filmy, książki, artykuły, gra komputerowa. Grzecznie odmawiałem, bo nie interesowało mnie komercjalizowanie mojej znajomości z Józkiem. Podjąłem współpracę tylko z reżyserem Ryszardem Kłosowskim, który planuje nakręcić dokument o Koryckim. Ernest zadał mi w końcu mailem pytanie: „Czy Korycki był dobrym człowiekiem?”, które ostatecznie przekonało mnie do wspólnego napisania książki, kiedy mi to zaproponował. Dzięki kontaktowi, jaki otrzymałem od Józka, dotarliśmy i przekonaliśmy do rozmowy jego partnerkę panią Krystynę Oksiejuk, która ukrywała go przez trzy ostatnie lata działalności. Korycki był niezwykle charyzmatyczny. Zawsze spokojny, uważny, unikający emocjonalnych wypowiedzi. Kiedy mówił, szybko milkły inne rozmowy w celi, bo współwięźniowie byli po prostu ciekawi, co ma do powiedzenia. Wywarł na mnie duże wrażenie swoją, powiedzmy, siłą zdeterminowanego antykomunizmu.

 

J. Korycki wciąż pozostaje tajemniczą postacią. W swojej książce „Gry więzienne” przedstawia go Pan jako człowieka, który „całe życie występował przeciwko władzy komunistycznej”. Z drugiej strony mamy relacje byłych oficerów Milicji Obywatelskiej z miesięcznika „Policja”, którzy twierdzą, że Korycki był przez długi okres konfidentem MO i komunistycznej bezpieki…

 

Opinie byłych funkcjonariuszy MO w tej zasadniczej dla nich kwestii są mało wiarygodne. Pamiętajmy, że Korycki i podobni stanowią alibi dla ich milicyjnej działalności: „ja tylko broniłem społeczeństwa przed bandytami”. Jeśli Korycki nie był zwykłym bandytą, to i ich rola w machinie PRL musiałaby ulec przewartościowaniu. Mój współautor szukał informacji o ewentualnej współpracy Koryckiego w archiwum Instytutu Pamięci Narodowej i nic nie znalazł. Opisujemy te poszukiwania w książce. Trudno byłoby też wytłumaczyć fakt spędzenia przez Koryckiego blisko 20 lat w więzieniu. Dla mnie hipoteza o współpracy stoi w sprzeczności z zapamiętanym obrazem człowieka. W więzieniu znosił ogromną presję i cierpienie z niemal nieludzką godnością i spokojem. Trudno uwierzyć, że dał się złamać w sytuacji znacznie mniej opresyjnej.

 

Korycki był wyjątkowo zaciekle poszukiwany przez milicję. Właściwie uciekał całe swoje życie. Dlaczego?

 

Jeśli miałbym szukać jednego źródła jego działalności, to było to poszukiwanie wolności. Tego mu najbardziej w PRL brakowało. Nie potrafił wprząc się w kierat peerelowskiego banału. Zakładał organizacje zbrojne, podszywał pod milicjantów. W końcu zaczął łupić sołtysów i rozdawać państwowe mienie. Pomogły rodzinne tradycje walki w AK, klimat buntu na Podlasiu. Miał gdzie się zatrzymać i przenocować, a dawni partyzanci od „Wilka” i „Szarego” zaopatrywali go w broń. Okoliczni chłopi zaoferowali mu nawet rosyjski czołg T-34 przechowywany od wojny w stodole. Opowiadał mi o tym, śmiejąc się, bo i jak miałby użyć takiego czołgu. Ale było oczywiste, że czuł wsparcie, solidarność i lojalność Podlasian, dla których był ich Janosikiem, nie bandytą. Obsesyjnie przejmował się Polską, walką z komunizmem. Myślę zresztą, że to nas zbliżyło, bo ja też chyba sprawiałem podobne wrażenie.

 

14 maja 1982 r. Korycki w okolicy jednej ze swoich leśnych kryjówek, położonej nieopodal wsi Druchówka (Druczówka), około sześć kilometrów od Międzyrzeca Podlaskiego, po wielkiej obławie został ujęty przez milicję wspieraną przez wojsko. Okoliczności jego zatrzymania były dramatyczne.

 

Opowiadał mi, że kiedy kleszcze się zacisnęły i stracił nadzieję, zdecydował, iż nie weźmie na swoje sumienie życia chłopaków w mundurach. Wyszedł z kryjówki, położył na ziemi pepeszę, zrobił znak krzyża, krzyknął: „Niech żyje Polska!” i strzelił sobie w głowę z posowieckiego rewolweru Nagant. Przeżył, gdyż – jak twierdził – popełnił błąd i przyłożył Naganta bezpośrednio do skroni. A powinien był to zrobić z większej odległości, aby kula rozerwała się w głowie. Po kilku dniach obudził się w szpitalu w Międzyrzecu Podlaskim. Był częściowo sparaliżowany. Relacje milicjantów i komandosów biorących udział w obławie opisują zatrzymanie inaczej. Wszystkie przytoczyliśmy w książce.

 

Po pobycie w szpitalu sparaliżowany Korycki trafił do więzienia przy ul. Rakowieckiej. Domyślam się, że więzienny personel utrudniał życie Janosikowi na wszelkie możliwe sposoby?

 

W mojej celi w 1985 r. Korycki był już traktowany bezosobowo, ale znośnie. Zaraz po jego aresztowaniu w 1982 r. pielęgniarki odmawiały mu podawania kaczki czy basenu i nie reagowały na prośby o lekarstwa. Wypróżniał się do łóżka. Reakcje personelu ograniczały się do codziennej zmiany pościeli i bielizny. W jednej celi z nim znalazł się „świr”, upośledzony umysłowo więzień oskarżony o uduszenie swojej rodziny, któremu prokurator na migi pokazywał na Koryckiego i na szyję „uduś i tego”. Świr nie podjął jednak próby zabójstwa i nawet zaczął pomagać Koryckiemu. Na pewno pomogła tu reakcja grypsujących, którzy ogłosili, że jeśli Korycki zginie, to taki sam los czeka jego mordercę.

 

Podobno on sam, nawet kiedy leżał sparaliżowany na łóżku, nie mówił źle o przedstawicielach władzy komunistycznej, starając się znaleźć w milicjantach i esbekach jakieś ludzkie cechy. Twierdził bowiem, że oni też są ofiarami systemu komunistycznego.

 

To prawda i właśnie ta jego wypowiedź mocno mną poruszyła. Ja byłem radykalnie wrogo nastawiony do komuny i jej funkcjonariuszy. Wraz z przyjaciółmi uważałem ich za tępych, odhumanizowanych i skorumpowanych oportunistów, niegodnych nawet cienia sympatii. Skądinąd na pewno w peerelowskich służbach miała miejsce selekcja negatywna i nie sądzę, aby moje ówczesne przekonanie o ich odhumanizowaniu było dalekie od prawdy. Przykładem głębokiej korupcji SB jest los wydanej przez moje wydawnictwo powieści Witolda Gombrowicza „Pornografia”, której cały nakład 2 tys. egzemplarzy przepadł feralnego 11 marca. Co do sztuki. A po roku „Pornografia” wypłynęła w sprzedaży na pchlim targu w Warszawie. Jednak Korycki starał się traktować z szacunkiem i bez wartościowania ludzi, z którymi miał do czynienia, niezależnie od ich roli społecznej i poglądów. Myślę, że dotyczyło to również ścigających go milicjantów. Choć trudno posądzać ich o sympatię do Koryckiego, w ich wypowiedziach brak jest wrogości odzwierciedlającej wrogość drugiej strony. Milicjanci przyznają, że „prywatnego” nie rabował, a co ukradł państwowe, to rozdał chłopom. Być może na taką jego postawę wpłynęło to, że był głęboko wierzący.

 

Bandyta czy bojownik?

 

Czytelnik musi samodzielnie odpowiedzieć na to pytanie. Schyłkowy PRL nie był już bardzo represyjny, choć i wtedy ludzie ginęli i trafiali za kraty za przekonania. Był natomiast państwem niesłychanie źle pomyślanym, nieestetycznym, promującym służalczość, obrazą dla zdrowego rozsądku. Utrzymywał się wyłącznie ze względu na wiszącą nad naszymi głowami gilotynę sowieckiej interwencji. Wśród kilkudziesięciu osób pracujących w moim wydawnictwie podziemnym najbardziej radykalne poglądy miał pewien członek PZPR. Musiałem poprosić go, aby przestał słuchać Radia Wolna Europa przy otwartym oknie, kiedy z synem drukuje nasze książki. Trudno walczyć z bronią w ręku, gdy wróg nie jest jednoznaczny, a funkcjonariusz reżimu może okazać się sympatykiem opozycji. Dlatego decyzja Koryckiego o takiej formie walki budziła i budzi wśród wielu Polaków mieszane uczucia. Niektórzy uważają, że poszedł za daleko. Innym imponuje jego niezłomność. Byli milicjanci rzucają oskarżenia o „robienie bohaterów z przestępców”. Proszę czytelnika, żeby swojej oceny dokonał wyłącznie w oparciu o fakty, a nie na podstawie relacji milicyjnych i esbeckich, często zresztą nieporadnych i wewnętrznie sprzecznych.

 

Dziękuję za rozmowę.


Janosik podlaski. Józefa Koryckiego prywatna wojna z komunizmem, Oficyna Naukowa, Warszawa 2019.

MD