Komentarze
Źródło: BIGSTOCK
Źródło: BIGSTOCK

Jawny totalitaryzm

I tak to trzeba szykować się na wygnanie. Co prawda jeszcze nie z kraju, ale chyba przygotowania do wyjścia należy poczynić. Europejski lider tolerancji i uznania dla inności wszelakich, Amsterdam, a właściwie jego radni postanowili wreszcie rozprawić się z ciemnogrodem i ciemnotą wszelaką, która to stanowi zarzewie rozlicznych dyskryminacji i faszystowskich zapędów.

Otóż jak donosi prasa każdy, kto będzie uprzykrzał życie, stosował mobbing, tyranizował i obrażał homoseksualistów oraz imigrantów, musi liczyć się z przymusowym przeniesieniem do kontenerowego getta na obrzeżach tego miasta, gdzie będzie poddany reedukacji. Dopiero potwierdziwszy swoje „nawrócenie” na pro-innościowe myślenie, będzie mógł powrócić do swojej własności. Owym sankcjom będą podlegać nie tylko ludzie dorośli. Wystarczy, że dziecko w szkole wypowie się krytycznie na temat dwóch tatusiów czy dwóch mamuś albo zgani kolegę, który lubi przebierać się w damskie fatałaszki i każdemu pokazuje, co mu Bozia dała, natychmiast wraz z całą rodziną trafi do kontenerowego osiedla. Można oczywiście uśmiechnąć się pod nosem nad nadgorliwością włodarzy holenderskiego miasta, ale ja jednak nie do śmiechu bym się przygotowywał. W idei tego (na razie lokalnego) prawa zawarta jest chęć stanowiących je osób do kontrolowania myślenia wszystkich ludzi bez wyjątku. Nie chodzi więc o obronę praw domniemanej mniejszości, ale o utrwalenie, nawet poprzez siłę i szykany, obrazu świata w umysłach wszystkich. Masz myśleć tak, jak władca tobie nakaże. Nie możesz, nie masz prawa myśleć inaczej. Czyż więc nie jest to zapomniany ponoć przez europejskie narody totalitaryzm?

Papież zamknięty w kremówkach

W swojej encyklice „Centessimus annus” bł. Jan Paweł II przestrzegał wręcz proroczo: „Historia uczy, że demokracja bez wartości łatwo się przemienia w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm”. Oczywiście można te słowa potraktować hasłowo, czy nawet dość ideologicznie, ale kontekst ich użycia przez papieża wskazuje na zasadniczy nurt ich rozumienia. Jan Paweł II pisał bowiem: „Dziś zwykło się twierdzić, że filozofią i postawą odpowiadającą demokratycznym formom polityki są agnostycyzm i sceptyczny relatywizm, ci zaś, którzy żywią przekonanie, że znają prawdę, i zdecydowanie za nią idą, nie są, z demokratycznego punktu widzenia, godni zaufania, nie godzą się bowiem z tym, że o prawdzie decyduje większość, czy też, że prawda się zmienia w zależności od zmiennej równowagi politycznej. W związku z tym należy zauważyć, że w sytuacji, w której nie istnieje żadna ostateczna prawda, będąca przewodnikiem dla działalności politycznej i nadająca jej kierunek, łatwo o instrumentalizację idei i przekonań dla celów, jakie stawia sobie władza”. Diagnoza papieska jest więc jasna: brak odwołania się do prawdy o człowieku i ustanowienie demokracji nie jako sposobu obierania władców, ale jako plebiscytu idei i własnych mniemań, prowadzi w konsekwencji do instrumentalizacji samego tego mechanizmu i uczynienia zeń narzędzia do tyranizowania wszystkich. Przeciwnicy Kościoła w Polsce bardzo często lubią powtarzać, że katolicy nie słuchali i nadal nie słuchają słów Jana Pawła II. Być może, ale mam nieodparte wrażenie, że sami oni wolą widzieć naszego błogosławionego Rodaka jako specjalistę od ciasteczek zwanych kremówkami oraz od wędrówek krajoznawczych w okolicach Wadowic. Raczej twardych jego słów wolą nie wspominać.

Wolność w pełni dowartościowana przyjęciem prawdy

Może oczywiście ktoś powiedzieć, że owo wołanie papieża o wierność wartościom oraz prawdziwej nauce o człowieku także znajduje się w nurcie rozlicznych mniemań i opinii ludzkich. I tak, i nie. Oczywiście Kościół staje wobec świata z propozycją Dobrej Nowiny, ale ta wieść nie jest opinią, którą wierzący traktują jako punkt wyjścia dla kompromisowych rozwiązań. Problemem bowiem jest prawda. Od niej nie ma wolności. Co ciekawe, budując podwaliny cywilizacji europejskiej to właśnie Kościół rozumiał konieczność poznania prawdy dla pełni życia człowieczego. Dlatego fundował nie tylko klasztory, ale również i uniwersytety, w których wolność poszukiwania prawdy była zasadniczym prawem. Stąd wziął się zwyczaj, iż na uniwersytetach zakazane było nie tylko posiadanie broni, ale również ingerencja władców. Jedyną siłą były argumenty racjonalne. Wszyscy, którzy mówią dzisiaj o ciemnocie wieków średnich, zapominają, iż w ponoć szalenie absolutystycznej Francji były ustanowione miasta azylowe, w których mogli schronić się wszyscy, których ścigali władcy. I to ta przeklęta inkwizycja wprowadziła obrońcę z urzędu, by każdy mógł bronić swoich racji. Prawda jako jedyna ma moc wiążącą. Bł. Jan Paweł II podkreślał to wyraźnie: „Wolność jednak w pełni jest dowartościowana jedynie poprzez przyjęcie prawdy: w świecie bez prawdy wolność traci swoją treść, a człowiek zostaje wystawiony na pastwę namiętności i uwarunkowań jawnych lub ukrytych”. Nie można więc w żaden sposób wytłumaczyć jawnego już narzucania poglądów poprzez takie czy inne mniejszości. W Amsterdamie dokonuje się to w majestacie prawa, zaś w okolicach londyńskich meczetów krążą bojówki, które zmuszają ludzi innych wyznań do zachowań zgodnych z prawem szariatu bez względu na ich przynależność religijną czy narodowościową (mężczyznom zakazują picia alkoholu, nawet w restauracjach i pubach, zaś kobietom nakazują zakrywanie twarzy). Tłumaczą to bardzo prosto: to jest nasza ziemia.

Odwagi!

Benedykt XVI powiedział wyraźnie w jednym ze swoich dzieł: „Służalczość pochlebców, tych, którzy unikają i obawiają się wszelkiego starcia, którzy cenią nade wszystko święty spokój, nie jest prawdziwym posłuszeństwem. To, czego Kościół dzisiaj potrzebuje, tak jak zresztą zawsze potrzebował, to nie pochlebcy pomagający zachować święty spokój, ale ludzie gotowi stanąć twarzą w twarz wobec każdego nieporozumienia i ataku, które może sprowokować ich postawa, jednym słowem ludzie, którzy bardziej kochają Kościół niż wygodne i bezkonfliktowe życie”. Bo wierność prawdzie jest cenniejsza nade wszystko, nawet jeśli trzeba będzie marznąć w nieogrzewanym kontenerze na obrzeżach miast. W końcu katakumby też były kiedyś domem chrześcijan.

Ks. Jacek Świątek