Komentarze
Jestem na tak!

Jestem na tak!

Obejrzałam „Kamienie na szaniec”. Film, który długo przed wejściem na ekrany wzbudzał wiele kontrowersji, z którego czołówki wycofał swoje nazwisko wnuk autora książki, a Fundacja Harcerstwa Drugiego Stulecia oskarżyła reżysera o przekroczenie granic dobrego smaku i odarcie bohaterów z należytego im szacunku.

Jako antyharcerski, anty-AK-owski i antyinteligencki określił obraz Glińskiego były komendant szczepu „Pomarańczarnia” harcmistrz Marek Podwysocki.

Postawił m.in. zarzut, że serdeczne koleżanki Zośki i Rudego w filmie zostały przedstawione jako prostytutki, a sam „Zośka” to sfrustrowany, skłócony z całym światem, histeryczny, przeklinający i krzyczący na wszystkich młodzieniec, który w akcji pod Sieczychami opuszcza rękę i czeka, aż go Niemiec zabije. Wszystko to jest absolutnie niezgodne z prawdą – mówił w jednym z wywiadów Podwysocki.

Naszpikowana takimi opiniami – może nawet trochę z przekory – poszłam obejrzeć film. I pozytywnie się rozczarowałam.

Dziewczyny Rudego i Zośki nie są pokazane jako prostytutki. Trochę żal, że ich rola jest znacznie ograniczona, a film nie pozwolił mi uwierzyć w wielką miłość, raczej w samotność bohaterów, więc seks jest niejako na wyrost, ale nie dopatrzyłam się scen epatujących wulgarnym erotyzmem.

Zośka nie jest przeklinającym, skłóconym z całym światem, sfrustrowanym młodzieńcem. To niepozbawiony moralnych dylematów i sceptycyzmu wierny przyjaciel i odpowiedzialny, choć bardzo emocjonalny chłopak. Scena jego śmierci, mimo że niezgodna z historycznym przekazem, wpisuje się jednak w harcerski etos. Zachowanie Zośki, który tu najwyraźniej broni się przed zabiciem niemieckiego rówieśnika, pokazuje konsekwencje harcerskiego wychowania i wrażliwość bohatera. Podobnie jak sytuacja, kiedy Rudy nie jest w stanie uśmiercić gołębia.

Dosyć mocno rozjeżdża film sekwencja, w której zdeterminowany Zośka jedzie za wiozącą Rudego niemiecką więźniarką. Za dużo w niej brawury Jamesa Bonda, za mało wojennego realizmu. Nie najszczęśliwiej jest też usytuowana scena erotyczna.

„Kamienie na szaniec” to z całą pewnością nie jest film, który gimnazjaliści będą mogli obejrzeć zamiast czytania lektury. Nie jest ani ekranizacją książki Aleksandra Kamińskiego, ani dokumentem – co od początku zastrzegali jego twórcy. To adresowany do współczesnych młodych ludzi dobrze zrealizowany fabularny film o dorastaniu w „czasach pogardy”. Przy czym zastanawiałabym się, czy gimnazjaliści nie są na obejrzenie tego filmu za młodzi. Sceny przesłuchań Rudego należą bowiem do niezwykle wstrząsających, co na wrażliwość młodego widza może się okazać zbyt ciężkie. Warto chyba jednak pokazać, że wojna to nie romantyczna przygoda, a Gestapo nie prowadziło z przesłuchiwanymi przyjacielskich rozmów.

W moim przekonaniu film Glińskiego nie ośmiesza harcerzy Szarych Szeregów, nie odziera bohaterów z należytego im szacunku i nie przekracza granic dobrego smaku. I choć niepozbawiony wad, może stanowić odtrutkę na wiele ukazujących w złym świetle Polaków obrazów.

Zarzut, że wykorzystanie mitu „Kamieni na szaniec” ma zapewnić sukces filmowi, też nie wydaje mi się słuszny. Spodziewałabym się raczej, że to film przyniesie renesans i tak przecież lubianej książki Aleksandra Kamińskiego.

Anna Wolańska