Historia
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Jesteśmy ambasadorami polskiej kultury i historii

Rozmowa z Piotrem Ługowskim z Narodowego Instytutu Polskiego Dziedzictwa Kulturowego za Granicą „Polonika”

Na dawnych terenach Rzeczpospolitej pozostaje dużo naszej spuścizny wspólnego już dziedzictwa kulturowego, dlatego sadzę, że nasza pomoc zawsze będzie kierowana w tamtą stronę. Państwo ukraińskie nie miało środków na ratowanie zabytków; tym bardziej nie ma ich teraz, w kontekście wojny. Litwa, należąc do Unii Europejskiej, ma już możliwość pozyskiwania funduszy, ale tam także potrzebne jest nasze wsparcie, stąd Państwo Polskie finansuje m.in. remont kościoła Piotra i Pawła na Antokolu w Wilnie czy odkrywanie malowideł w kościele franciszkańskim. Najwięcej projektów prowadzonych za pośrednictwem Instytutu „Polonika”, a wcześniej przez ministerstwo kultury, dotyczy Ukrainy.

Narodowy Instytut Polskiego Dziedzictwa Kulturowego za Granicą „Polonika” świętował będzie wkrótce pięciolecie istnienia. W jakim celu powstała ta instytucja?

Instytut „Polonika” został powołany przez premiera Piotra Glińskiego w grudniu 2017 r. Realizuje trzy główne zadania: badanie, ochronę i popularyzowanie polskiego dziedzictwa kulturowego za granicą. Do czasu powstania Instytutu działania Państwa Polskiego były dosyć ograniczone. Polskim dziedzictwem zajmowało się głównie Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, a projekty miały zawsze charakter konkursu, co wykluczało plany w dłuższej perspektywie czasowej, a także większe realizacje, np. konserwatorskie.

 

Powstanie Instytutu usprawniło zatem badania i ochronę polskiego dziedzictwa?

W Instytucie „Polonika” zajmujemy się polskim dziedzictwem w sposób systematyczny i planowy, pod różnym kątem. Staramy się prowadzić projekty takie, które nie mają szansy na finansowanie z konkursów grantowych (np. większe inwestycje budowlano-konserwatorskie). Niezależnie od tego nadzorujemy program ministerialny. Mamy też własny program dotacyjny „Polskie Dziedzictwo Kulturowe za Granicą – Wolontariat”.

 

Sprecyzujmy, co kryje się pod nazwą „polskie dziedzictwo kulturowe”.

Mówiąc najogólniej, jest nim to wszystko, co Polacy pozostawili po sobie; nas interesuje dorobek materialny i artystyczny. W dużej mierze dotyczy dawnych ziem Rzeczypospolitej, czyli zachodniej Ukrainy, Białorusi i Litwy. Ponadto Instytut stara się działać wszędzie tam, gdzie byli polscy emigranci, gdzie do dziś istnieje Polonia, np. w Stanach Zjednoczonych czy Francji, słowem w tych miejscach na świecie, gdzie powstawały dzieła artystyczne, architektoniczne tworzone przez Polaków, dla Polaków czy z fundacji Polaków.

 

W jaki sposób dany zabytek czy dzieło sztuki trafia pod pieczę Instytutu „Polonika”?

W wielu wypadkach potrzeby są zgłaszane, ale głównie to my je typujemy, mając poczucie, że ginie obiekt o wysokich walorach artystycznych. Tak jest z Cmentarzem Łyczakowskim we Lwowie, jedną z najważniejszych nekropolii przedwojennej Rzeczypospolitej, obok Cmentarza Powązkowskiego w Warszawie, Rakowieckiego w Krakowie i wileńskiej Rossy. Zajęliśmy się tam remontem dużych kaplic grobowych. Możemy pochwalić się zrewitalizowanymi na Cmentarzu Łyczakowskim: wspaniałą neogotycką kaplicą Krzyżanowskich ocaloną w ostatniej chwili czy kaplicą Barczewskich nawiązująca stylem do Sacré-Coeur w Paryżu, a już niedługo najstarszą kaplica na Łyczakowie – Dunin-Borkowskich.

Wiemy, że pilnie trzeba zająć się katedrą łacińską we Lwowie, która jest jednym z priorytetowych obiektów. Ze względu na wartość historyczną (tu odbyły się śluby Jana Kazimierza), jak i artystyczną. W katedrze realizowane były pojedyncze projekty, natomiast nie rozwiązano podstawowych problemów budowlanych, jak np. wilgoć. Dlatego też badanie stanu zachowania katedry zaczęliśmy od pełnej inwentaryzacji, w oparciu o którą przygotowaliśmy odpowiednie ekspertyzy konserwatorskie i budowlane. W 2021 r. skończyliśmy tam renowację fresków Stanisława Stroińskiego w obrębie chóru. Obecnie prowadzimy konserwację organów Jana Śliwińskiego. Przygotowujemy też projekt odwodnienia i izolacji świątyni. Katedra to ogromny obiekt, zatem równolegle realizujemy prace budowlane i konserwatorskie.

 

Dlaczego potrzeb najwięcej jest na Wschodzie?

Na dawnych terenach Rzeczpospolitej pozostaje dużo naszej spuścizny wspólnego już dziedzictwa kulturowego, dlatego sadzę, że nasza pomoc zawsze będzie kierowana w tamtą stronę. Państwo ukraińskie nie miało środków na ratowanie zabytków; tym bardziej nie ma ich teraz, w kontekście wojny. Litwa, należąc do Unii Europejskiej, ma już możliwość pozyskiwania funduszy, ale tam także potrzebne jest nasze wsparcie, stąd Państwo Polskie finansuje m.in. remont kościoła Piotra i Pawła na Antokolu w Wilnie czy odkrywanie malowideł w kościele franciszkańskim. Najwięcej projektów prowadzonych za pośrednictwem Instytutu „Polonika”, a wcześniej przez ministerstwo kultury, dotyczy Ukrainy.

 

Przed jakimi wyzwaniami stanęliście wraz z napaścią Rosji na Ukrainę?

Rosja niszczy dziedzictwo – to trzeba jasno powiedzieć. Ostatnie ataki na infrastrukturę elektryczną spowodowały, że w Brzozdowcach niedaleko Lwowa uderzyły dwie rakiety, a fala uderzeniowa była tak mocna, że wybiła część okien w kościele (łącznie z ramami) i uszkodziła dach.

Jeszcze dzień przed atakiem Rosji odbyliśmy zdalną komisję konserwatorską dotyczącą kaplicy Boimów we Lwowie. W tym czasie demontowano też organy katedry, które miały być przywiezione do Polski. W momencie ataku część prac została przerwana. Ukraińscy konserwatorzy z jednego z zespołów podjęli służbę na froncie, a kierująca nim konserwator dzieł sztuki z warszawskiej ASP Ania Kudzia zaangażowała się w organizowanie zbiórek na rzecz Ukrainy. To, co mogliśmy zrobić dla dziedzictwa przy udziale polsko-ukraińskich zespołów konserwatorskich, to zabezpieczenie zabytków albo poprzez demontaż najcenniejszych obiektów, albo wprowadzenie innych rodzajów zabezpieczeń, jak owijanie materiałem niepalnym rzeźb, ołtarzy czy przysłonięcie witraży w oknach. Odrębnym aspektem naszych działań było zaopatrzenie świątyń w sprzęt przeciwpożarowy, m.in. gaśnice i koce gaśnicze. Zaopatrzyliśmy w ten sposób ponad 200 kościołów na zachodniej Ukrainie, nie tylko rzymskokatolickich.

Nowym wyzwaniem jest inwentaryzacja zabytków metodą skanowania. Robiliśmy to już wcześniej na bieżące potrzeby. Teraz, w perspektywie ewentualnych zniszczeń, potrzeba stworzenia modeli cyfrowych obiektów, np. świątyń, stała się nagląca. Zeskanowana została już część kościołów lwowskich oraz m.in. w Kamieńcu Podolskim, Żółkwi, Rawie Ruskiej czy Drohobyczu oraz cerkwie drewniane znajdujące się na światowej liście UNESCO.

 

Czy wojna zamroziła prowadzone prace?

Na zachodzie Ukrainy część prac została wznowiona. Prowadzimy np. konserwacją muru przy kościele św. Antoniego we Lwowie i remontujmy klasycystyczną kaplicę Dunin-Borkowskich na Cmentarzu Łyczakowskim. Oczywiście w obliczu działań wojennych zawsze jest to dobrowolna decyzja firm i polsko-ukraińskich zespołów konserwatorskich. Ale pamiętajmy, że praca im też jest potrzebna.

 

Jakie rodzaju prace „Polonika” prowadzi w innych częściach świata?

Projekty we Francji związane są przede wszystkim z Wielką Emigracją, której Panteonem jest Cmentarz Les Champeaux w Montmorency pod Paryżem. Działamy tutaj od 2018 r. Z racji 100-lecia odzyskania niepodległości przez Polskę rozpoczęliśmy od konserwacji pomników na grobach osób związanych z postaciami, które zapisały się mocno w naszej historii, m.in. etnografa Bronisława Piłsudskiego – brata marsz. J. Piłsudskiego, czy żony i syna Ignacego Paderewskiego. Mamy też na koncie wymianę stelli w grobie Olgi Boznańskiej i konserwację grobowca Mickiewiczów. Wprawdzie ciało naszego wieszcza zostało przeniesione na Wawel, ale pozostał grób z maską pośmiertną Adama Mickiewicza autorstwa Antoine’a Préaulta. Rok temu konserwację przeszedł symboliczny nagrobek C.K. Norwida. W tym roku rozpoczęliśmy dwuletni projekt związany z bliźniaczym grobem dwóch przyjaciół: Juliana Ursyna Niemcewicza i Karola Kniaziewicza. To dla mnie, siedlczanina, projekt niezmiernie ciekawy, bo Niemcewicz często bywał w Siedlcach na dworze księżnej Aleksandry Ogińskiej i dobrze to wspominał w swoich pamiętnikach.

„Polonika” finansuje też inwentaryzację innych nekropolii francuskich, m.in. na północy kraju, gdzie w XIX w. osiedlali się Polacy wyjeżdżający za chlebem. Jesteśmy też w USA, gdzie m.in. trwa konserwacja dzieł sztuki, które wyjechały na wystawę światową w 1939 r. w Nowym Jorku i ze względu na wojnę nie wróciły, stając się częścią zbiorów Muzeum Polskiego w Ameryce w Chicago. Prowadziliśmy też prace w Gruzji, Szwecji, Finlandii czy Austrii. Ważnym projektem jest wzięcie pod opiekę kościoła św. Stanisława w Rzymie, który od XVI w. pełni rolę głównego ośrodka duszpasterskiego tamtejszej Polonii. Tam prowadzimy konserwacje dwóch barokowych obrazów ołtarzowych.

 

Kierowany przez Pana program „Ochrona polskiego dziedzictwa” – jeden z trzech programów strategicznych Instytutu „Polonika” – przynosi najbardziej widoczne efekty. Co jest wartością dodaną tej pracy?

Program ten ma największy budżet i efekty pracy są najszybciej widoczne, jak i – według mojej oceny – najbardziej spektakularne. Ważne są, oczywiście, również pozostałe programy. Jeśli chodzi o naszą świadomość istnienia polskiego dziedzictwa kulturowego poza granicami kraju, wypada słabo. Kto z wyruszających na zwiedzanie Rzymu wie np., że w Bazylice św. Piotra jest nagrobek wnuczki Jana III Sobieskiego, a nieopodal Schodów Hiszpańskich, w Caffe Greco zachował się pokój, gdzie w XIX w. spotykała się polska śmietanka artystyczna? Dlatego tak ważna jest popularyzacja tej wiedzy w Polsce.

Z konserwacją zabytków związane jest całe moje życie zawodowe. Fascynujący jest zawsze etap końcowy, gdy możemy porównać ze stanem przed podjęciem prac przy obiekcie. Daje to niezwykłą frajdę i satysfakcję, że udało się coś uratować. Niektórzy uważają, że najlepiej byłoby „stare” zburzyć i postawić „nowe”. Ale pamiętajmy: jest to zawsze kwestia zachowania naszej tożsamości, a tej nie zachowamy, pozwalając na zniszczenie obiektu. Zrujnowana kaplica na Łyczakowie po wyremontowaniu uświetni swoim wyglądem cały cmentarz – to rzecz kapitalna. Jesteśmy, można powiedzieć, swego rodzaju ambasadorami polskiej historii i kultury na świecie.

 

Dziękuję za rozmowę.

Monika Lipińska