Jesteśmy sobie potrzebni
Centralnym punktem obchodów była suma odpustowa, której przewodniczył biskup siedlecki Kazimierz Gurda. W homilii skierowanej do pielgrzymów zgromadzonych na kodeńskiej kalwarii odniósł się on do ewangelicznego przekazu o cudzie w Kanie Galilejskiej. - Jezus zaradza trudnościom, na które natrafili nowożeńcy. Rozpoczynali oni nowe życie i nie myśleli o tym, że coś może zakłócić ich szczęście. Niestety, rzeczywistość bywa inna, a nasze pragnienia i marzenia w jednej chwili mogą zostać zakwestionowane. Nie zawsze dzieje się tak, jak to sobie wymarzyliśmy, na co wewnętrznie i duchowo przygotowaliśmy się. Bywa, że zostajemy zaskoczeni innym scenariuszem zdarzeń. Taka sytuacja miała miejsce na weselu w Kanie Galilejskiej. Małe rzeczy, takie jak brak wina na przyjęciu, czasem wywołują wielkie zamieszanie. Jezus uratował młodych przed trudnościami i niesławą. Jak mamy rozumieć to wydarzenie, obchodząc Diecezjalny Dzień Chorego? Choroba, nasza lub naszych bliskich najczęściej zaskakuje nas. Mówimy wtedy: to nie tak miało być, nie byliśmy przygotowani na taki scenariusz. Jako ludzie wierzący w pierwszej chwili zwracamy się do Boga z żalem, że nie uczynił wszystkiego tak, jak zaplanowaliśmy, że dopuścił do nas lub bliskich trudności a potem razem z Maryją próbujemy zrozumieć i przyjąć to, co nas zaskoczyło - mówił ordynariusz.
Bp K. Gurda zauważył, że słudzy z ewangelii mają wypełnić to, czego chce Jezus, a wszystko po to, by Chrystus mógł dokonać cudu. – Dziś możemy powiedzieć, że Maryja mówi do zdrowych: uczyńcie wszystko, co mówi Jezus, aby pomóc chorym lub zagrożonym chorobą. Co mamy uczynić, aby ich sytuacja nie była dla nich odczuwana jako życiowa przegrana? Mamy, podobnie jak Maryja, pokazać im Jezusa i powiedzieć, że w Nim każdy może odnaleźć swoje szczęście. Żadne inne słowa i propozycje nie dadzą takiego skutku. Tylko Jezus może uczynić nas szczęśliwymi, tylko On może dokonać cudu. Szczęście, wbrew temu, co możemy sądzić, nie zależy od tego, czy jesteśmy zdrowi. Zdrowie nie jest jego jedynym warunkiem. Można być chorym i wielbić Pana. Można też być zdrowym i nieszczęśliwym, za wszystko obwiniając Boga – zauważył hierarcha.
Dodał, że Jezus potrafi przemienić nasz stan ducha oraz sposób myślenia o sobie czy innych, On pomaga także dostrzec sens choroby.
Portugalska mistyczka
Na potwierdzenie tych słów ordynariusz przytoczył historię życia i świętości bł. Aleksandry da Costa z Portugalii. Urodziła się ona w 1904 r. Pochodziła z ubogiej rodziny i od najmłodszych lat pracowała, by wspomóc rodziców. W akcie obrony przed napastliwym mężczyzną wyskoczyła przez okno z dużej wysokości i trwale uszkodziła kręgosłup. Miała wtedy tylko 14 lat. Postępujący paraliż zmusił ją do spędzenia kolejnych 37 lat w łóżku.
– W pierwszych latach choroby Aleksandra błagała Boga o łaskę uzdrowienia. Nie godziła się ze swoją sytuacją. Obiecywała Bogu, że jeśli wyzdrowieje, poświęci się bez reszty pracy misyjnej. On miał jednak inny plan. Aleksandra w miarę upływu lat dojrzewała w wierze i poddała się Bożej woli. Pozwoliła uczynić z siebie żywą ofiarę, aby wynagrodzić Mu wszystkie zbrodnie świata. W modlitwie często powtarzała: „Podaruj mi cierpienia, choćby najgwałtowniejsze, bylebym mogła przez nie dowieść, że Cię miłuję. Proszę Cię o ból i miłość; oto więzi, które mnie z Tobą łączą” – opowiadał biskup.
Moc z Eucharystii
Któregoś dnia Aleksandra usłyszała od Jezusa: „Dotrzymaj mi towarzystwa w Najświętszym Sakramencie. Pozostaję w tabernakulum w nocy i w dzień, czekając, by obdarzyć miłością i łaską wszystkich, którzy Mnie odwiedzą, ale nie mam ich wielu, jestem tak opuszczony, samotny i obrażany. Wybrałem ciebie, abyś dotrzymała Mi towarzystwa w tym małym azylu, jakim jest twoje łóżko”. Wtedy Aleksandra zrozumiała, że uzdrowienie nie jest najważniejsze. Odtąd godziny choroby upływały jej na duchowym pielgrzymowaniu do tabernakulum. Czuła w sercu szczególną więź z Jezusem – podkreślał bp. K. Gurda. Potem doszło do tego, że żywiła się tylko Eucharystią. – Jezus wyjaśnił jej: Chcę przez to pokazać światu moc Eucharystii i moc Mego życia w ludzkich duszach. Później zaczęła w swoim ciele doświadczać cierpień Zbawiciela. (…) Ostatni etap jej życia był czasem przeżywania działalności publicznej na wzór Jezusa głoszącego Dobrą Nowinę o zbawieniu. Przybywało do niej wiele osób. Spotykała się z nimi nawet przez dwanaście godzin dziennie. Była dla nich światłem Jezusa, które rozświetla ciemności mroków wiary – podsumowywał ordynariusz.
Na koniec wskazywał, że Maryja ukazuje nam Jezusa, który przemienia nasze życie. – On z naszej choroby i trudności jest zdolny uczynić narzędzie, przez które będzie objawiał światu swoją miłość. Jezusowi potrzebni są wszyscy; potrzebni są zarówno zdrowi, jak i chorzy. Oni mają wzajemnie nosić swoje brzemiona, mają sobie pomagać, umacniać się w wierze, wspierać w dążeniu do świętości, do bliskości z Bogiem, bo to jest szczęściem tu na ziemi i w niebie. Dziękujemy Bogu za wszystko, co nam daje, za nasze zdrowie, dzięki któremu możemy służyć innym i za trudności. Przyjmujmy też naszą chorobę i niepełnosprawność, one naprawdę są wartościowe w oczach Boga – kończył bp K. Gurda.
Po mszy hierarcha udzielił zgromadzonym błogosławieństwa lourdzkiego. Ostatnim punktem było poświecenie nowej figury Matki Niepokalanej. Została ona umieszczona przed klasztorem ojców oblatów.
AWAW