Komentarze
Język giętki

Język giętki

Może powinnam sobie odpuścić, bo już wspominałam o tym i mogę być na bakier z polityczną poprawnością, ale spokoju mi to od jakiegoś czasu nie daje. To coś to uzależnienia. Do niedawna mieliśmy w zasadzie jedno uzależnienie - od alkoholu. Potem się zrobiło drugie - od narkotyków. Następnie - od komputera. A dalej już poszło jak z płatka.

Najpierw, nie wiadomo po co oraz w jakim celu, ujawnili się uzależnieni od seksu artyści. Po kolei. Nazwisk nie przytoczę, bo niech się artystycznymi dokonaniami reklamują, a nie jakimś skandalem. Ale okazuje się, że to już nie jest nawet skandal, bo czołowy włoski polityk (mocno leciwy już zresztą) też się okazał od tego samego uzależniony. A jego uzależnienie ima się głównie młódek, najlepiej osiemnastolatek. Panie mogą być niezrzeszone, ale dziadek nie gardzi też prostytutkami. A że ma pieniądze i wpływy, to przyjęcia z udziałem młodych kobiet są na porządku dziennym. Widać musi i już.

W niejakie osłupienie wprowadziła mnie informacja o pani uzależnionej od rodzenia dzieci innym ludziom. To już chyba jednak nieco trudniej pojąć, niż uzależnienia przywołane powyżej.

Ale zupełnie zszokowało mnie wyznanie Amerykanki, która ujawniła, że jakiś czas temu była uzależniona od aborcji. Pomiędzy 16 a 33 rokiem życia poddała się 15 zabiegom usunięcia ciąży. Czemu aż tyle razy? Bo zależało jej na związku z ówczesnym mężem, który nie chciał mieć dzieci. W takim razie była chyba uzależniona od męża.

Nie mniej od samych czynów powinno nas chyba poruszyć zastosowane na określenie tych zachowań słownictwo. Uzależnienie. No, jeśli ktoś jest uzależniony, znaczy się chory. Nieszczęśliwy. A choremu i nieszczęśliwemu nic, tylko współczuć trzeba. Jak go potępić, skoro uzależniony? Znaczy, że inaczej nie może. Na uzależnionych od seksu już dawno wymyślono określenie. Może mniej eleganckie niż aktualne, ale też i uzależnienie nie było za eleganckie uznane. Co innego teraz, kiedy pochwalenie się czymś takim w telewizorze lub kolorowej (i nie tylko takiej) prasie przynosi splendor niemały. 

Na te, które dokonały aborcji, w mojej wsi do dzisiaj mówi się, że się zepsuły. I to jest adekwatne określenie, bo zawiera jasny, czytelny komunikat. Jak coś jest zepsute, to może się to jeszcze jakoś ponaprawiać uda, ale wiadomo i tak, że to już felerne. A jakie informacje przekazuje przeciętnemu śmiertelnikowi słowo aborcja? Ano europejskie brzmienie i liberalną postępowość.

Tylko patrzeć, jak się pojawią kolejne uzależnienia. Od przeklinania, obmawiania i bicia bliźnich, kradzieży, gwałcenia i mordowania, torturowania, afer i rządzenia – i Bóg wie jeszcze czego. A cel tego wszystkiego wydaje się być jeden – zniszczyć zasady moralne. Zatrzeć ostateczną granicę między dobrem a złem. Niech nie będzie wiadomo, co pochwalić, a co potępić trzeba.

Sporo już lat temu poeta Juliusz Słowacki miał takie marzenie, „żeby język giętki powiedział wszystko, co pomyśli głowa”. Ale chyba nie przewidział, że można coś takiego pomyśleć.

Anna Wolańska