Historia
Kara za polski mundur i metody śledcze

Kara za polski mundur i metody śledcze

Dowódca kostromskiego pp. z Radzynia Podlaskiego raportował 28 maja, że w ciągu czterech tygodni ukazywania się tu grupy ks. S. Brzóski zdołano schwytać tylko jednego powstańca.

Prawdopodobnie był to Karol Stolarczyk, aresztowany tego dnia w Brzozowicy, były podoficer pułku szlisserburskiego z 4 dywizji piechoty. 29 maja Bialska Komisja Uwłaszczeniowa wizytowała już dobra Szlubowskiego w Radzyniu Podlaskim. Przed ukazem uwłaszczeniowym należało do niego dziewięć wsi.

Przebywający w więzieniu siedleckim powstaniec Konstanty Borowski pod koniec maja 1864 r. miał przykre zdarzenie i tak o tym później wspominał. „Na trzy tygodnie jakoś po zamknięciu mnie w celi wywołany byłem na dziedziniec, aby razem z innymi pójść do łaźni. Gdy nas ustawiono po dwóch w szeregi, ja znalazłem się w pierwszym szeregu, rozumie się w swoim mundurze ułańskim i w konfederatce na głowie. Naczelnik więzienia Iwanow, rachując stojących w szeregach, zbliżywszy się do mnie, stanął i pyta się, dlaczego wyszedłem w tym ubraniu. – Dlatego – powiedziałem – że nie mam innego. – A więc – powiada mi – proszę odpruć od munduru epolety, mankiety i inne naszycia, dosyć już się pan nachodził w tym ubraniu w lesie – mówi mi. I powiedziawszy to, odszedł ode mnie. Wtem, kiedy stoimy jeszcze w szeregach, rozdzielono nas bowiem na dwie partie, przybiegł do mnie drogi, kochany mój przyjaciel, towarzysz broni Sylwester Kociełło, wzięty do niewoli w Mikłusach tej właśnie nocy, kiedy uciekłem oknem, i mówi mi: – Nie idź teraz z tą partią do łaźni, zostań ze mną, a później pójdziemy oba z drugą partią (…). Chętnie się na to zgodziłem. W tej chwili na dziedzińcu spacerowało wielu więźniów, przeważnie obywatele ziemscy, księża, nawet panie itd. Ci, gdy im przedstawił mnie mój przyjaciel, zabrali nas obu do siebie na ogólną salę, tam winem (…) i różnymi smakołykami mnie ufetowali, a chcąc widzieć ułana polskiego w formie paradnej, sami własnymi rękoma odwrócili mi rabat na piersiach u munduru stroną amarantową na zewnątrz, róg konfederatki podpięli orłem białym i tak ubrany spacerowałem, wyszedłszy z nimi na dziedziniec więzienia, otoczony licznym gronem. Gdy pierwsza partia więźni wróciła już z łaźni, a druga gotowała się do pójścia tamże, pod wpływem błogiego (…) uczucia (…) zapomniałem zupełnie o tym, jak byłem w tej chwili ubrany, i aby pójść razem z partią do łaźni, stanąłem w szeregu. Iwanow, znów rachując stojących w szeregu, gdy zbliżył się do mnie, stanął, załamał ręce i wrzasnął: – Prosiłem pana, abyś zdjął z munduru epolety, a pan jak gdyby szydząc ze mnie, ubrałeś się jeszcze lepiej. Nu – mówi – ja z siebie kpić nie pozwolę. Było zwyczajem, że wróciwszy z łaźni (…) pozwalano zostawać na dziedzińcu (…). Wszyscy, którzy ze mną wrócili z łaźni, zostali na dziedzińcu i spacerowali aż do wieczora. Mnie tylko jednego, zaledwie próg bramy przestąpiłem, Iwanow kazał z dziedzińca zabrać, wtrącić do celi i odtąd przez miesięcy kilka, nie przestąpiwszy progu ani na jedną minutę, przebyłem w niej zamknięty (…). Bezprawnie, z rozkazu tylko Iwanowa, pokutowałem zamknięty jak ptak w klatce miesięcy 5. Za co? Za mundur ułana polskiego, którego blasku promieni orłów białych na guzikach znieść nie mógł ten podły satrapa?!”.

Inny powstaniec Paweł Powierza, ukrywający się pod koniec maja k. Sokołowa Podlaskiego, zapisał: „Widoki powstania wydawały się beznadziejne, dalsze ukrywanie się było bardzo niebezpieczne głównie z tego powodu, że narażało się na dużą odpowiedzialność całą wieś, w której przebywał powstaniec. Dostanie się za granicę było bardzo niełatwe i według naszych wiadomości bezcelowe. Zważywszy to wszystko, postanowiliśmy zbadać bliżej, czy nie należy skorzystać z ogłoszonego manifestu. Rządca Kunkowski pojechał do wojennego naczelnika w Sokołowie Podlaskim – Erna, podpułkownika piechoty, Finlandczyka, który uważany był za człowieka bardzo dobrego – zapytać, co z powstańcami z Litwy, którzy zameldują się u niego. – Niechaj wstrzymają się, bo nie mam w tym względzie żadnej instrukcji, zapytam Maniukina – odpowiedział. Wkrótce otrzymana odpowiedź brzmiała: spisać zeznanie i dać bilet na wolne mieszkanie, gdzie zechcą. Postanowiliśmy obaj zgłosić się. W kancelarii naczelnika Erna zastałem dwóch czekających na przyjęcie w sprawie jak moja. Naczelnik, gdy wszedłem, zapytał pierwszego z brzegu – jak się nazywa i z czym przychodzi. Ten wymieniwszy nazwisko, powiedział, że jest mieszczaninem miasta Sokołowa, że w żadnej bitwie nie był, a broń, jaką miał, rzucił, uciekając. Czy mówisz prawdę? Prawdę – odpowiedział. – No, zobaczymy – kozacy, dać mu 50. Nie obejrzał się, jak leżał rozebrany i dwóch kozaków kroiło nahajkami skórę. Patrząc na to i słuchając jego jęków, pomyślałem, żem dobrze się wybrał, bo pewny byłem, że i mnie to nie minie. Po operacji, która odbyła się tak prędko, że chłopak nie zdążył zemdleć, naczelnik powiedział: – Gdzieś podział broń? – a usłyszawszy tę samą odpowiedź, kazał dać mu jeszcze 50. Chociaż on zaczął krzyczeć, że powie prawdę, odleli drugie 50, ale już po plecach. Tam, gdzie wprzód bili, nie była miejsca całego – to wyglądało jak posiekany na kotlet kawał mięsa. Po drugiej porcji już nie miał siły wstać. Leżąc, powiedział, że sztucer sprzedał Żydowi za pół rubla, i wymienił jego nazwisko. Wyniesiono go na pół żywego. Za kilka minut przyprowadzono Żyda. Ten, nie widząc powstańca, zapytany, czy kupował jaką broń, zaparł się tego. Gdy odleli mu takąż porcję, wyznał prawdę i jeszcze wymienił dwóch innych mieszczan, od których kupował broń. Poszli ich zaraz szukać”.

Józef Geresz