Diecezja
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Karnawał i Wielki Post po boliwijsku

Ostatnie dni przed okresem Wielkiego Postu w całej Ameryce Południowej, tym samym i w Boliwii, upłyneły pod znakiem zabaw karnawałowych. Chyba wszyscy znają wielkie karnawałowe bale na ulicach Buenos Aires, San Paulo czy w naszym boliwijskim Oruro.

Ostatnio zaskoczyło mnie pytanie jednego chłopca z grupy młodzieżowej, który zapytał: „czy czas karnawału to czas diabła?”. Sprowokowało mnie to do zastanowienia się, jak na to patrzą Boliwijczycy. Czy rzeczywiście karnawał to czas mocniejszego działania demona? Karnawał oznaczał Fiesta de la carne (karne - mięso, ciało) czyli święto mięsa, święto ciała. Był to czas poprzedzający Wielki Post, w którym przez 40 dni powstrzymywano się od spożywania mięsa. W tym czasie malowano się, przebierano. Był to czas robienia żartów, krytykowania władz - także kościelnych. Zabawom przewodniczył Momo - bożek żartów rodem z mitologii grekołacińskiej, syn nocy i snów. Król Momo był przedstawiany jako osoba niechlujna, w masce, z ustami wykrzywionymi w grymasie uśmiechu, w kolorowej czapce i z maskotką w ręku. Nam przypominałby nieco naszego Stańczyka lub pajaca. Karnawał organizowano na cześć trzech bogów: Erosa - bożka seksualności, Pana - bożka muzyki i Bako - bożka alkoholu. Była to kpina z Trójcy Przenajświętszej: Ojca, Syna i Ducha Świętego.

Inna tradycja podaje, że nazwa „karnawał” wywodzi się od Carne a Baal (karne a Baal – ciało dla Baala). W tym czasie wszyscy powinni zatracić się w zabawach, pijaństwie, rozpuście, tańcach na cześć Baala, czyli diabła. Nasze ciała w czasie karnawału mają należeć do niego.

Ile z takiego podejścia do karnawału pozostało w tutejszych tradycjach, zwyczajach i zachowaniach? Wydaje się, że dość dużo. Kilkakrotnie słyszałem opinię, że w karnawale wszystko można, bo przecież później, w Wielkim Poście, za wszystko się odpokutuje. Młodzież w miastach gromadzi się w barwne korowody i organizuje radosne przemarsze, podczas których tańczy i śpiewa. Powszechnym też zwyczajem jest polewanie się wodą lub pianą. Zupełnie jak podczas naszego śmigusa-dyngusa. W niektórych częściach Boliwii ten zwyczaj jest bardzo uciążliwy. Młodzi jeżdżą samochodami ciężarowymi, na których mają beczki wypełnione wodą, i polewają wszystkich chodzących ulicami. Często wodę mieszają z farbą lub kolorantem, który niezmiernie trudno jest później zmyć nawet z karoserii samochodu czy z ubrania. Te rozbawione korowody wprowadzają na ulice miast dużo radości. Jednak takie grupy tworzą się także wieczorami i nocami. Dawniej każda taka grupa młodych ludzi miała w swoim gronie osobę dorosłą, która brała odpowiedzialność za ich zachowania, pilnowała, by zabawa nie wymknęła się spod kontroli. Przychodzono pod dom i rodziców proszono o pozwolenie na włączenie się ich syna lub córki do wspólnej, nocnej zabawy. Nad ranem wszyscy odprowadzali się do domów, dziękując rodzicom za pozwolenie. Dziś grupy młodzieży chodzą już bez opieki. Młodzi często uciekają z domów, by przez dwa-trzy dni dać się porwać karnawałowym zabawom. To często okazja do inicjacji seksualnej, upijania się lub spróbowania narkotyków.

Dorośli ten czas przeżywają spokojniej. Spotykają się popołudniami pod swoimi domami i rozmawiają. To ważny element naszego życia. Na wioskach, gdzie dużo jest pracy w polu, na co dzień brakuje do tego okazji. Teraz więc, racząc się przygotowaną w domu chichą (tradycyjnym niskoprocentowym alkoholem), dzielą się tym, co wypełnia ich codzienność.

Jednym ze zwyczajów tego okresu jest przygotowywanie tzw. qhopuyo (gopujo). W pierwszej kolejności wyszukuje się drzewo, którego konary swoim kształtem przypominają krzyż z uniesionymi ramionami (w kształcie litery V). Po wycięciu przynosi się taki fragment drzewa do domu, instaluje przed wejściem i dekoruje płodami ziemi. Ważne, by cały był pokryty tym, czym obrodziła w tym roku ziemia. Jest to swoiste podziękowanie Bogu za obfite plony. Wielu też dziękuje za nie jednocześnie Pacha Mamie, czyli matce ziemi. Krzyż ten później przechowuje się w domu, a w święta przynosi do kościoła, żeby poświęcić.

Jak w całym Kościele Wielki Post rozpoczynamy Środą Popielcową. Niestety tylko nieliczni w tym dniu są obecni w świątyni, by przyjąć popiół, znak pokuty, na swoją głowę. Dla wielu aż do niedzieli trwa jeszcze karnawał. Dlatego wiele parafii powtarza ten znak również w pierwszą niedzielę Wielkiego Postu. Trudno też przebić się do świadomości tutejszych chrześcijan z tym, że Wielki Post trwa 40 dni. Dla wielu tak naprawdę rozpoczyna się dopiero w Wielkim Tygodniu, a nawet dopiero w Triduum Paschalne.

Wielki Czwartek, Piątek i Sobota do południa to dla campesinos, mieszkańców wiosek, czas polowań na żmije i węże. Rolnicy wychodzą z maczetami na swoje pola, by wyłapywać i zabijać te gady. Zabicie węża lub żmii w tych dniach łączy się z przeświadczeniem, że popełnione przeze mnie grzechy zostały mi odpuszczone. Oczywiście zwyczaj ten łączy się mocno z biblijnym obrazem węża utożsamianym z diabłem.

W Wielki Piątek moi parafianie całymi rodzinami udają się nad rzekę. Jednak tym razem nie niosą ze sobą całych naręczy misek do umycia czy ubrań do uprania. Sami się obmywają i kąpią w wodach rzeki. Woda jest w tym dniu błogosławiona i obmywa nas z naszych grzechów. Nietrudno w tym zwyczaju dostrzec analogii do krwi i wody wytryskującej z otwartego boku Jezusa, który oddaje za nas swoje życie. Woda z Jego boku obmywa cały świat z brudu grzechu. Czasem, po zbyt skromnych opadach deszczu, rzeki zamiast wodą wypełnione są tylko piachem i kamieniami. Wyszukuje się wtedy odrobinę wody, by móc nią obmyć chociaż twarz i głowę, by zwyczajowi stało się zadość.

Piątek to też dzień uroczystego celebrowania drogi krzyżowej. Najczęściej taka modlitwa rozpoczyna się o świcie, czasami nawet o 3.00 lub 4.00. Mieszkańcy wioski gromadzą się przed kościołem lub kaplicą i tu rozpoczynają procesję, niosąc na swoich barkach krzyż. Często towarzyszy im grupa młodzieży przebranej za rzymskich żołnierzy lub za postaci biblijne pojawiające się na drodze krzyżowej Jezusa. Zgodnie ze zwyczajem taka droga krzyżowa połączona jest ze wspinaczką na pobliską górę, na której szczycie kończy się poranną modlitwą Wielkiego Piątku.

Wielka Sobota jest w Boliwii dniem ścisłego postu – przynajmniej do południa. Wielu przestrzega tego rygorystycznie, nie jedząc nic aż do wczesnych godzin popołudniowych, kiedy to zasiada się do świątecznego obiadu. Posiłek ten powinien według tradycji składać się z 12 potraw i żadna z niech nie może zawierać mięsa.

To kilka informacji z okresu, który obecnie przeżywamy tu, w Boliwii. Na czas Wielkiego Postu życzę Wam wszystkim doświadczenia w swoim życiu bliskości Pana i Jego miłości, która będzie mobilizować i dodawać sił do przemiany naszego życia; do stawania się coraz mocniej Jego świadkami.

Bardzo gorąco dziękuję wszystkim, którzy podejmują modlitwę za misje i za misjonarzy. Dziękuję Kołom Żywego Różańca, które przez swoją nieustanną pamięć modlitewną stają się matkami nowych misyjnych powołań. Dziękuje bp. Kazimierzowi Gurdzie i osobom dobrej woli, które wraz z nim przychodzą z pomocą w różnych naszych misyjnych potrzebach i niedomaganiach. Dziękuję bp. Piotrowi Sawczukowi za otwartość na potrzeby misyjne. Szczególne pozdrowienia ślę do referenta misyjnego ks. Kazimierza Jóźwika, a za Jego pośrednictwem do wszystkich nowopowołanych dekanalnych referentów misyjnych. Bez Waszej pomocy nasza praca był by o wiele trudniejsza, a w wielu wypadkach wręcz niemożliwa. Z pokorą i wdzięczną pamięcią całuję Wasze braterskie dłonie. Niech Wasza posługa będzie przepełniona radością.

Osobiście dziękuję dekanatom włodawskiemu i grębkowskiemu, które opieką i modlitwą objęły moją posługę na misjach. Niech Was Pan nagrodzi. A ja czekam w mojej Quirodze na Was wszystkich z dobrą boliwijską kawą i chichą przyrządzoną przez moich parafian.

Szczęść Boże!

Ks. Jarosław Dziedzic

Quiroga, 4 marca 2019 r.