Kasandra
Kiedy dziś przypominam jej o tym, gorzko się uśmiecha. – Możemy zmienić temat? – dziwnie cicho pyta. Inna znajoma, pełna wiary, ba, pewności, że będzie już tylko lepiej, goniła całą rodzinę do wyborów. Lech Wałęsa fotografował się kandydatami. Joanna Szczepkowska w publicznej telewizji ogłaszała upadek komunizmu. – Gdybym miała wtedy wehikuł czasu i mogła zobaczyć, co się stanie za 20 lat, nie cieszyłabym się może jak głupia – zwierza się wspomniana wcześniej sąsiadka. Niedługo przechodzi na emeryturę, ale, jak twierdzi, wcale nie dlatego oczy ma ciągle za mgłą. Zarzeka się, że nie chce niczego wspominać ani rozpamiętywać, bo boli. – Pamiętasz – próbuję jednak drążyć temat – jak przybiegłaś z radością, że jest nas 10 milionów? – Daj spokój – prosi. Ale po chwili milczenia dodaje, że sama nie wie, co się porobiło. Że czemu są różne Solidarności, a ludziom całkiem się poprzewracało. Zarzeka się, że już na żadne wybory nie pójdzie, bo nic od niej nie zależy. Przejmuje się obchodami 4 czerwca. – Zobacz – mówi – zobacz, co zrobiliśmy z tym świętem. Jak ja mogłam tak głupio kiedyś w to wszystko uwierzyć? Pocieszam ją, że to cena wolności, demokracji. Że mimo wszystko jest lepiej, nie gorzej. Ale sąsiadka wyznaje, że się wstydzi. Przed światem. Za te uroczystości, które mają być 4 czerwca w Krakowie, a nie Gdańsku. – A rocznicy bitwy pod Grunwaldem czemu nie obchodzą na Wawelu? – ironizuje. Poza tym Wawel kojarzy się jej z kryptami. – Może to i dobre miejsce na pośmiertny spoczynek. Może zaszczytne. Ale o życie chyba chodzi, nie o śmierć. Organizować obchody w Krakowie to według niej jak uśmiercić stocznię. Uśmiercić Gdańsk. Dokonać eutanazji w imię świętego spokoju. Symbol zamordować, czyli świętość całą. Nie wierzy w zapewnienia rządu, że to z powodu odpowiedzialności za bezpieczeństwo gości. Ciągle pamięta niedawne nawoływania do obywatelskiego nieposłuszeństwa, więc dlaczego teraz z policją na związkowców? Bo opozycja awansowała na rządzących? – Moja głowa za mała na to wszystko – konstatuje. Co się stało z sierpniowymi opozycjonistami, gdzie się podziały ich ideały wolności i sprawiedliwości? To wszystko w tłuszcz poobrastało. Znowu się gorzko uśmiecha, kiedy przywołuje opinię polityków na temat związkowców. – Teraz to są warchoły, tak? Ale jak obalali komunizm, to braćmi byli? I przypomina stare porzekadło, że punkt widzenia… i że syty głodnego – i tak dalej. A potem jeszcze dodaje, że w miejscu, gdzie stał mur berliński, świętowanie kolejnych – europejskich – rocznic obalenia komunizmu na pewno się uda. – Kpisz czy o drogę pytasz? – szczerze denerwuję się na nią. – Przewiduję – odpowiada cicho. Tak naprawdę cichutko. Cichuteńko.
Anna Wolańska