Kultura
kochamradzyn.pl
kochamradzyn.pl

Każda podróż to nowe życia

Jako dziecko zapragnęła poczuć, jak pachnie ocean, na żywo usłyszeć cykady i spróbować dojrzałych w słońcu tropikalnych owoców.

Jednocześnie sądziła, że podróżować mogą tylko bogaci. Dziś niewiele jest na świecie miejsc, w których B. Pawlikowska nie była. 5 maja do swojej listy dopisała Radzyń Podlaski. Słynna podróżniczka, dziennikarka i autorka 130 książek była gościem 52 edycji Radzyńskich Spotkań z Podróżnikami. Najpierw na Skwerze Podróżników odsłoniła tabliczkę ze swoim nazwiskiem.

Następnie spotkała się z mieszkańcami miasta i powiatu w sali widowiskowo-kinowej Radzyńskiego Ośrodka Kultury, gdzie opowiadała o swoich pasjach i filozofii życia.

 

To już 21 tabliczka

– Jestem w Radzyniu po raz pierwszy. Rzadko bowiem podróżuję po Polsce, która jako cel wypraw zawsze wydawała mi się za blisko. Dlatego cieszę się, że czasami mam okazję odkryć piękne miejsca w kraju, a Radzyń wpisuje się na tę listę – zapewniła B. Pawlikowska, odsłaniając swoją tabliczkę, która – jak podkreśliła – jest dla niej zaszczytem. Dodała również, iż miasto – zwłaszcza pałac i ogrody – zrobiło na niej ogromne wrażenie.

– To prawda, to szczególna ziemia – przyznał starosta powiatu radzyńskiego SzczepanNiebrzegowski, nawiązując do Konstytucji 3 maja, która prawdopodobnie powstawała m.in. w radzyńskim pałacu Potockich, bo za jej współtwórcę uważa się hr. Ignacego Potockiego. Zwracając się do gościa, zaznaczył: – Podziwiam to, co pani robi. Swoją działalnością promuje pani Polskę.

Następnie starosta z wiceprezesem Radzyńskiego Stowarzyszenia „Podróżnik” Januszem Chmielarzem wręczyli B. Pawlikowskiej pamiątkowy medal Radzyńskich Spotkań z Podróżnikami.

 

Żyjemy w wygodnej części świata

Dalsza część wydarzenia miała miejsce w ROK-u. – Czekałem na to spotkanie pięć lat, bo wtedy po raz pierwszy wysłałem maila z zaproszeniem do Radzynia. Trochę czasu minęło, ale na dobre rzeczy warto czekać – zaznaczył Robert Mazurek, dyrektor ROK-u i prezes Radzyńskiego Stowarzyszenia „Podróżnik”, witając B. Pawlikowską.

Spotkanie poprowadził polegało ono na odpowiadaniu na pytania, jakie za pośrednictwem facebookowych fanpage’ów Kocham Radzyń Podlaski i Radzyńskich Spotkań z Podróżnikami zadali B. Pawlikowskiej internauci. Na zdradziła sekret żółtych karteczek, które od 2012 r. zamieszcza na swoim profilu zamiast tradycyjnych wpisów. Znajdują się na nich motywujące myśli i wskazówki. – To był spontaniczny pomysł. Chciałam napisać na Facebooku kilka słów, m.in. o tym jak wiele jest rzeczy, za które powinniśmy być wdzięczni. Żyjemy w wygodnej części świata, co uświadomiłam sobie w dżungli amazońskiej. I nawet jeśli pojawiają się trudności, nie jest to koniec świata. Poza tym bez nich przestalibyśmy istnieć jako ludzkość. Dzięki nim stajemy się silniejsi – podkreślała. Ta właśnie filozofia leżała u podstaw żółtych karteczek. Zapisywane odręcznie wiecznym piórem – na kartkach z bloku przywiezionego z Londynu – zawierają dobre przesłanie na rozpoczynający się dzień.

 

Poczuć, jak pachnie ocean

Nie mogło zabraknąć pytań o początki podróżniczej pasji. Jak przyznała B. Pawlikowska, zaczęła się ona w dzieciństwie, gdy na pożółkłych ze starości kartach pisma „National Geographic” zobaczyła zdjęcia dżungli i Indian. Zaczytywała się też w podróżniczych książkach, m.in. w „Dolinie bez wyjścia” Thomasa Mayne’a Reida czy „Niezwykłych, choć prawdziwych przygodach kapitana Korkorana” Alfreda Assolanta. – Opisy przyrody rozpalały moją wyobraźnię. Zapragnęłam zobaczyć to na własne oczy, usłyszeć dźwięk cykad, spróbować tropikalnych owoców, poczuć zapach oceanu. Jednak pochodziłam z niezamożnej rodziny i w tamtych czasach wyjazd z Polski był niemożliwy. Mimo to marzyłam, że kiedyś mi się to uda. Z drugiej strony słyszałam w głowie głos: „Ty?! Przecież podróżować mogą tylko ci, którzy są fajniejsi od ciebie, mają bogatych krewnych, szczęście”- opowiadała. Punktem zwrotnym był moment, gdy uświadomiła sobie, że jeśli naprawdę czegoś się chce, można to osiągnąć. Oczywiście wymaga to wyrzeczeń. Na pierwszy bilet lotniczy do wyśnionej Ameryki Południowej zbierała półtora roku. Odkładała każdy grosz. – Nigdy nie zapomnę uczucia, gdy wreszcie go wykupiłam. Postawiłam na stole i patrzyłam z ogromnym szczęściem, wdzięcznością i satysfakcją, że osiągnęłam to wyłącznie dzięki sobie – wyznała.

 

Dżungla zdziera maski

Ukochanym miejscem na ziemi B. Pawlikowskiej jest dżungla amazońska, gdzie po raz pierwszy dotarła 30 lat temu i od tamtej pory co roku wraca. – Mocno wierzę w to, że człowiek trafia do takich miejsc, które mają go czegoś nauczyć. Po pierwszej wyprawie zaczęłam zmieniać się jako człowiek – podkreśliła podróżniczka, dodając, że dzisiaj łatwiej gubi się w Warszawie niż w amazońskiej dżungli. I choć to nieprzewidywalne miejsce, w którym panują trudne warunki klimatyczne, półmrok i nic nie jest takie, jakie się wydaje, ona czuje się tam bezpiecznie. – Każdy, kto tam się znajdzie, przestaje udawać i zaczyna dostrzegać prawdę o sobie – tłumaczyła.

 

Zawsze w pojedynkę

Pawlikowska przyznała, że lubi podróżować bez sztywnego planu, bez rezerwacji, zobowiązań. Jedzie tam, gdzie popychają ją ciekawość, chęć poznania czegoś nowego. Zdarza się, że miejsce wybiera ze względu na, jej zdaniem, niezwykłą nazwę. Tak było z Burkina Faso czy Zimbabwe. Podróżuje tylko lokalnymi środkami transportu: łodzią, wózkiem, autobusem. Śpi w hotelach dla tubylców i nie wyobraża sobie spędzenia dwóch tygodni na wakacjach all inclusive. Nade wszystko jednak lubi podróżować w pojedynkę. – Znajdując się w grupie, koncentrujemy się na tym, by utrzymywać relację z innymi, a gdy jestem sama, skupiam na tym, by stworzyć i utrzymać relację ze sobą – tłumaczyła, dodając, że każda wyprawa kształtuje charakter, zmusza do uczenia się nowych umiejętności, wyzwala w człowieku wewnętrzną siłę. – Wyrywa nas z tego, co znamy, zmuszając do dostosowania się do nowych okoliczności. Te doświadczenia wzbogacają mnie w sposób, którego nie doświadczyłabym, gdybym nie wyruszyła w podróż. Dlatego każda z nich to dodatkowe życie – przekonywała słynna „Blondynka”.

 

Doceniać życie i wolność

Nie zabrakło też opowieści o mrocznych stronach podróży. B. Pawlikowska podzieliła się historią niczym z sensacyjnego filmu, kiedy podczas pobytu w Indiach została uwięziona za pięciometrowym murem z drutem kolczastym w ośrodku medytacyjnym. – Zapisałam się na kurs czegoś, co miało być sposobem pracy z umysłem, bez związku z żadną religią. Na miejscu okazało się, że to niezupełnie prawda. Po sześciu dniach stwierdziłam, że niedobrze się tam czuję i chcę stamtąd wyjść. Poszłam przełożonej i powiedziałam, że zmieniłam zdanie i chciałabym opuścić ośrodek. A ona odpowiedziała, iż właśnie odbywa się operacja na moim otwartym mózgu i nie mogę sobie po prostu wyjść – wspominała. Podróżniczce zabrano paszport, pieniądze, rzeczy osobiste. Finalnie pomogli jej uciec 100-letni staruszek oraz karzeł. Jak podkreśliła, takie przeżycia pozwalają jej doceniać życie i wolność.

Podczas spotkania w Radzyniu B. Pawlikowska przyznała również, że „najszczęśliwsi ludzie to ci, którzy mieszkają poza zachodnią cywilizacją”. – Nie posiadają pieniędzy, telewizji, elektryczności, samochodów. Mają jedynie to, co niezbędne i potrafią czerpać z tego radość – podkreśliła podróżniczka. Za najsmaczniejsze uznała dojrzewające w słońcu ananasy, a za miejsce, które ją zaskoczyło i zachwyciło – położoną na końcu świata w Urugwaju dziką osadę Cabo Polonio. Wyznała, że świadomie wybiera to, co je, pije i wyjaśniła, dlaczego woli sen od nocnych bankietów. Opowiedziała o krytyce, jaka spadła na nią po napisaniu książki „Wyszłam z niemocy i depresji”, a także podzieliła się planami na przyszłość: zamierza wydać publikację o tym, jak powstaje wysoko przetworzona żywność.

Puentą spotkania była odpowiedź na pytanie: „Czego na świecie powinno być więcej, a czego mniej?”. – Więcej miłości, mniej betonu – stwierdziła.

Na koniec gość spotkania otrzymał tradycyjną już karykaturę.

DY