Rozmaitości
Źródło: KL
Źródło: KL

Każde dziecko na wagę złota

Lato na wsi to czas ciężkiej pracy przy żniwach i smutnych statystyk, z których wynika, że ofiarami wypadków w rolnictwie wciąż są dzieci. Ich historie to często prawdziwe dramaty. Dlatego przypominania o elementarnych zasadach bezpieczeństwa nigdy za wiele.

Piotrek ma 11 lat. Już jako mały chłopczyk na pytanie, kim chce zostać, kiedy dorośnie, z dumą odpowiadał: rolnikiem, jak mój tata i dziadek. Dzisiaj, gdy widzi na podwórku kombajn czy słyszy warkot zbożowego siewnika, chowa się w domu. Trzy lata temu pomagał ojcu w pracach polowych. Przegarniał ręką znajdujące się w skrzyni maszyny nasiona. W pewnej chwili dłoń została pochwycona przez obracające się mieszadło. Rany palców prawej dłoni i przedramienia okazały się na tyle poważne, że 8-letni wówczas Piotruś trafił na oddział chirurgii i traumatologii Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Lublinie, gdzie przeszedł skomplikowaną operację. Choć od tragicznego wydarzenia minęły trzy lata, ręka do dziś nie jest sprawna. – I nigdy nie będzie – ubolewa matka chłopca, który wciąż wymaga rehabilitacji. – Nie ma gorszej kary i pokuty dla rodzica, jak patrzeć na cierpienie własnego dziecka. I ta świadomość, że wszystko przez moją głupotę, lekkomyślność… – ojciec Piotrka ociera łzy. – Wciąż nie mogę sobie wybaczyć, że pozwoliłem mu na tę pracę. Gdybym tylko mógł cofnąć czas… – mówi drżącym głosem pan Wojciech.

Problem istnieje

Przygniecenia, upadki z wysokości, pochwycenie przez ruchome części maszyn – to najczęstsze przyczyny tragedii z udziałem dzieci. Ile takich zdarzeń ma miejsce w Polsce? Tego nie wie nikt. – Nie ma systemu monitorowania wypadków w rolnictwie z udziałem dzieci – mówi Maria Kacprzak-Rawa, rzecznik Głównego Inspektora Pracy. – Ustawę o ubezpieczeniu społecznym rolników znowelizowano w ramach dostosowania naszych przepisów do prawa unijnego, które stanowi, że dzieci nie mogą być zatrudniane do prac rolnych – dodaje.

Problem jednak istnieje i wcale nie jest mały. – Można założyć, że wypadków, w których poszkodowanymi są najmłodsi, jest rocznie ok. 1500. Tyle odnotowano w 2003 r., kiedy Kasa Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego prowadziła jeszcze statystyki obejmujące wypadkowość dzieci w rolnictwie – tłumaczy Marek Zając, kierownik samodzielnego referatu prewencji, rehabilitacji i orzecznictwa lekarskiego Placówki Terenowej KRUS w Siedlcach, której podlegają oddziały w Łosicach, Garwolinie, Mińsku Mazowiecki, Sokołowie Podlaskim i Węgrowie. Inspektor dodaje, że w 2011 r. do siedleckiej PT zgłoszono 996 wypadków, do których doszło w gospodarstwach rolnych. – To o 4,15 % mniej niż w 2010 r. Jednak liczba tragedii wciąż jest ogromna – podkreśla. Przyczyny dramatów to najczęściej lekkomyślność i brak zachowania podstawowych zasad bezpieczeństwa. Zatem skoro dorosłym brakuje wyobraźni, to co mówić – dzieciom?

Czarna lista

Tymczasem na wsi, podczas wszelkiego rodzaju prac polowych, każde ręce są na wagę złota. Także ręce dzieci. – W tradycję rodzinnego gospodarstwa wpisana jest praca wszystkich domowników, również tych najmłodszych. Jednak zanim rodzice zdecydują się zlecić dziecku wykonanie jakiegoś obowiązku w gospodarstwie, za każdym razem powinni poinstruować je, jak bezpiecznie pracę wykonać. Najmłodszym bowiem może zabraknąć wyobraźni, a to krótka droga do tragedii – ostrzega M. Zając. Inspektor podkreśla, że, korzystając z pomocy dzieci i powierzając im wykonanie obowiązków, rodzice powinni wybrać takie, którym pociechy będą w stanie podołać bez narażania się na niebezpieczeństwo.

– Podczas wszelkiego rodzaju spotkań, które KRUS organizuje w wiejskich szkołach podstawowych i gimnazjach, prezentujemy wykaz zadań szczególnie niebezpiecznych, których pod żadnym pozorem nie mogą wykonywać dzieci poniżej 15 roku życia. W pracach tych występuje ryzyko urazów rąk, pochwycenia przez pracujące urządzenia. Konstrukcja ciężkich maszyn nie jest obliczona na siły dziecka – zaznacza szef referatu prewencji, rehabilitacji i orzecznictwa lekarskiego PT KRUS w Siedlcach. – Trzeba też pamiętać, że najmłodsi postrzegają zagrożenia inaczej niż dorośli. Brakuje im bowiem doświadczenia i wyobraźni – tłumaczy inspektor, podając ku przestrodze dwie liczby ze statystyk siedleckiej KRUS: w 2002 r. w wypadkach rolniczych poszkodowanych zostało 11 dzieci, w 2003 r. – 27. – Te cyfry mówią same za siebie. Należy również pamiętać, że przy obecnych uregulowaniach prawnych, jeśli wypadkowi przy pracy w gospodarstwie ulegnie dziecko rolnika, nie przysługuje mu prawo do jednorazowego odszkodowania – podkreśla M Zając.

Lepiej zapobiegać

Każdy wypadek to dramat całej rodziny. Dlatego, poprzez działanie prewencyjne, KRUS stara się zapobiegać zagrożeniom, które na wsi są chlebem powszednim. Chce również zmienić wieloletnią tradycję angażowania dzieci do prac w gospodarstwie. Tego jednak nie dokona się zwykłą perswazją, trzeba znaleźć sposób. – Jednym z nich są szkolenia dzieci w wiejskich szkołach. W ubiegłym roku pracownicy prewencji naszych jednostek organizacyjnych przeprowadzili w podstawówkach 22 szkolenia, w których udział wzięło 777 uczniów. Zorganizowaliśmy też trzy spotkania w gimnazjach. Uczestniczyło w nich 200 osób – wylicza M. Zając. Szkolenia cieszą się dużym zainteresowaniem. Dzieci i młodzież otrzymują materiały popularyzujące bezpieczeństwo i opaski odblaskowe.

Z dużym zainteresowaniem spotkał się ubiegłoroczny konkurs plastyczny skierowany do uczniów wiejskich szkół podstawowych. Inicjatorem była Centrala KRUS. Do rywalizacji stanęło 1092 osób z 85 szkół. W tym roku pomysł jest kontynuowany ph. „Bezpiecznie na wsi – czy upadek to przypadek?”. Wyłoniono już laureatów etapów gminnych i powiatowych, w najbliższym czasie odbędzie się podsumowanie etapu wojewódzkiego.

– Pamiętajmy jednak, że to na rodzicach i opiekunach spoczywa prawny i moralny obowiązek opieki nad dzieckiem. Kiedy zdarzy się wypadek, jest już za późno na zastanawianie się, gdybanie. Wówczas pozostaje wyrzucanie sobie do końca życia zaniedbań, braku wyobraźni, rozsądku, odpowiedzialności. Jednak wyrzuty sumienia i żal nie przywrócą dziecku ani sprawności, ani życia. Miejmy to zawsze na uwadze – apeluje M. Zając.


ROZMOWA

Zdarzało mi się płakać

Jolanta Drwal-Kuraś, chirurg na oddziale chirurgii i traumatologii dziecięcej DSK w Lublinie

Jak wielu małych pacjentów poszkodowanych w rolnictwie trafia na oddział, na którym Pani pracuje?

Muszę powiedzieć, że liczba wypadków z udziałem dzieci znacznie się zmniejszyła. W ciągu ostatniego roku nie odnotowaliśmy poważnych, które wymagałyby leczenia w warunkach szpitalnych, co bardzo nas, lekarzy, cieszy.

Co, Pani zdaniem, sprawiło, że wypadków tych jest mniej?

Myślę, że to zasługa KRUS i mediów, które nagłośniły problem. Uważam, że publikacje przestrzegające przed angażowaniem dzieci do niebezpiecznych prac oraz artykuły przybliżające tragiczne konsekwencje lekkomyślności dorosłych przemówiły do wyobraźni rodziców.

Jednak w przeszłości tych tragicznych zdarzeń było więcej.

Zdecydowanie. Pracuję w zawodzie ponad 30 lat, przez ten czas byłam świadkiem wielu tragedii. Na szczęście nie występują już najcięższe urazy, spowodowane np. przez kosiarki, co bardzo często zdarzało się wcześniej, a wiązało się z amputacjami kończyn u dzieci. Jednak nadal dochodzi do ciężkich wypadków. Zginęła dziewczynka, która weszła na drzewo na podwórku i spadła wprost na roztrząsacz do obornika. Jeden z prętów wbił się dziecku w płuca oraz okolice serca i głównych naczyń. W trakcie operacji udało nam się zaopatrzyć dziecko tak, że serce zaczęło pracować, ale zaburzenia organizmu były tak duże, że dziewczynka zmarła. Inny przykład: chłopiec wszedł do obory, gdzie znajdowały się specjale tory do transportu wózka. Maluch dostał się pod koła wózka załadowanego obornikiem, w wyniku czego wkręciło mu nogę. Cała kończyna została zmiażdżona. Mimo że udało się ją zrekonstruować, powstała zgorzel gazowa i nogę musieliśmy amputować. Obornik spowodował zakażenie bakteryjne organizmu dziecka, co było śmiertelnie niebezpieczne. Teraz chłopiec wrócił do nas, oczywiście już bez kończyny. Mieliśmy też taki przypadek, bardzo tragiczny, gdy matka wyjeżdżając samochodem z podwórka gospodarstwa, przejechała swoje półtoraroczne dziecko, którego nie zauważyła. Dziecko miało zmiażdżoną klatkę piersiową i częściowo główkę. Na szczęście udało się je uratować, ale takie wypadki zdarzają się. Dzieci są np. przygniatane przez przyczepy czy sprzęt rolniczy. Problem polega na tym, że nie mają one zapewnionej opieki.

Czy po tylu latach pracy można uodpornić się na cierpienie dziecka i skalę bólu?

Proszę absolutnie nie wierzyć, kiedy ktokolwiek mówi, że da się do tego przyzwyczaić. Podczas 30 lat moje pracy nieraz zdarzało mi się płakać nad tragedią dziecka.


Tych prac nie powinny wykonywać dzieci

Najmłodsi nie powinni kierować ciągnikami i innymi maszynami samobieżnymi. Zakazana jest obsługa m.in.: kombajnów, kosiarek rolniczych, pras do słomy i siana, kopaczek do zbioru, urządzeń do przygotowywania pasz – sieczkarni, śrutowników, gniotowników, mieszalników, rozdrabniaczy. Wykluczono również sprzęganie i rozprzęganie urządzeń i narzędzi rolniczych, przyczep i wozów z ciągnikami, a także pomaganie przy tych czynnościach.

Najmłodszych nie należy także angażować do obsługi młocarni, gdyż towarzyszy temu duże zapylenie i hałas. Zabronione jest też przerzynanie drewna pilarką tarczową, jednej z najniebezpieczniejszych maszyn, której nieumiejętne używanie niesie za sobą ryzyko okaleczeń, amputacji i wypadków śmiertelnych. Podobne skutki może przynieść piła łańcuchowa. W wykazie prac niebezpiecznych znalazły się też: ścinanie drzew, ściąganie, załadunek i rozładunek drewna o średnicy większej niż 15 cm, obsługa dmuchaw, przenośników taśmowych i ślimakowych, wykonywanie obowiązków związanych z użyciem substancji i środków chemicznych ochrony roślin, obsługa rozpłodników (buhajów, ogierów, knurów tryków), załadunek rozładunek zwierząt, pracach przy ich uboju i rozbiorze, opróżnianie zbiorników, wywóz gnojówki, gnojowicy i szamba. Obowiązuje również zakaz wszelkich prac na przekraczających 3 m wysokości pomostach, drabinach, drzewach, dachach itp.

Jolanta Krasnowska