Każdego dnia widzieć skrawek Jej błękitnej sukni
Kiedy myślę o zawierzeniu Maryi, przypomina mi się nieco zabawna historia sprzed roku. To był sierpień. Siedzę z córeczką w kościelnej ławce. Czekamy na Mszę św. Za nami znajoma staruszka odmawia szeptem Różaniec. Zaciąga ze lwowska. Uwielbiam zanurzać się wraz ze swoją cichą modlitwą w ten strumień jej słów prostych, dziecięcych prawie. „Zdrowaś Marijo, łaskiś pełna…”. Jest zwykły dzień. Powoli zbiera się grupka stałych bywalców Mszy codziennych. Znamy się niemal wszyscy z widzenia, wymieniamy uśmiechami, wpisujemy w niepisane reguły, kto, gdzie siedzi i w jakim porządku wychodzimy w procesji do Komunii św. Jeśli kogoś nie ma lub nagle zmieni ławkę, wszyscy to dostrzegą. „Mamo” - szepcze nagle Laurka, wskazując w kierunku figurki Matki Bożej, i pyta: „Co to za skrzyneczka?”.
Rzeczywiście, u stóp wyraźnie brzemiennej Maryi, pod opuszczonym snopem spojrzenia Jej oczu stoi drewniana skrzynka. „Tam ludzie wrzucają karteczki z prośbami do Matki Bożej” – tłumaczę.” A ja też mogę?”. „Możesz. Każdy może”. „To ja wrzucę”. „Dobrze”.
***
Dzień kolejny.
Laurka wystrojona w niebieską sukienkę odcina rożek kartki i zasiada do pisania. „A o co chcesz prosić Maryję?” – pytam zaciekawiona. „O zdrowie dla cioci Ewy i żeby mamusia urodziła jeszcze jednego dzidziusia” – odpowiada jednym tchem. „Wiesz, może nie pisz o tym dzidziusiu? Ja już jestem trochę za stara” – zaczynam tonem negocjacji. „Oj tam” – kwituje moje obiekcje i pisze dalej długopisem po kartce.
Ostatecznie dziecię zapomina zabrać karteczki, co przypomina sobie dopiero w kościele. A uwagę wszystkich zebranych rozprasza nieco puchate nasionko ostu, które wiruje ponad głowami unoszone wiatrem. Ktoś zdjął je sobie z włosów, ktoś dmuchnął, by poszybowało dalej.
***
Niedziela.
Mężulek dowiaduje się o intencji. „Niech ona tego nie pisze. Jeszcze Maryja wysłucha” – sugeruje mi na boku konspiracyjnie. „Jak zechce wysłuchać, to i tak wysłucha. Czy się napisze, czy nie” – śmieję się trochę z niego. ...
MD