Kiedyś nie było Tesco
Z drugiej strony ilość przekłamań (opinia tych, którzy widzieli obraz, znają scenariusz, wnikliwie obserwowali motywację i proces jego powstawania), przemilczeń, traktowania prawdy historycznej jak plasteliny etc. działają odpychająco. Czas pokaże.
Niewątpliwie film wpisuje się w proces tworzenia nowej świadomości historycznej. Dla znacznej części naszego społeczeństwa lata 70 czy 80 to czasy zdecydowanie „zamierzchłe”. Trochę śmieszne, trochę niegramotne, kojarzone z filmami Barei, nie wydają się groźne. Wszak chłopcy z SB zostali okrzyknięci patriotami, a ich dowódcy nazwani „ludźmi honoru”. Jaruzelski obściskuje się z Wałęsą, a Michnik czule świergocze z Urbanem. Pierwsi sekretarze zamienili się w biznesmenów. Towarzysze, którzy wprowadzali stan wojenny, dziś mienią się autorytetami moralnymi. Czerwone sitwy mają się doskonale, wspominając czule dawne czasy sielanki (ale też trzymając w zanadrzu „haki” – tak na wszelki wypadek, gdyby kogoś za bardzo ruszyło sumienie i chciał powiedzieć o jedno zdanie za dużo). Dla wchodzącego w dorosłe życie obecnego pokolenia to oczywiste. Taki jest świat. Zresztą – kto ma czas na rozterki moralne, kiedy liczy się – ja to ujął niegdyś lapidarnie trener Wójcik – „kasa, misiu, kasa”.
Przypomina mi się w tym miejscu zabawna historia. Nauczycielka opowiadała uczniom o latach 80, kryzysie, kartkach na wszystko. W oczach podopiecznych zobaczyła niedowierzanie. Najbardziej kręcił głową Jasio z trzeciej ławki. – Naprawdę, kochani! Tak było! Wyobraźcie sobie, że na półkach sklepu stał tylko ocet! – próbowała uwiarygodnić swoje słowa emocjonalnym zaangażowaniem. W pewnym momencie rękę podniósł Jasio. – Proszę pani – wydusił – to ściema! – Dlaczego tak twierdzisz – zapytała nauczycielka. – Niemożliwe jest to, co pani nam tu wciska. W całym TESCO tylko ocet?!…
Życie przyśpieszyło. Należę do pokolenia „czterdziestolatków plus”, które dobrze pamięta wspomniane czasy. Stałem w kolejkach po wędliny, buty, czekoladę itp. Pamiętam szarzyznę PRL. Dziś tego świata nie ma. Na lekcjach historii brakuje czasu, by sięgnąć do minionego ćwierćwiecza, zresztą kluczowe jego momenty nie doczekały się solidnych opracowań (dopóki ma coś do powiedzenia pokolenie, któremu półmrok odpowiada, niewiele się w tej materii dokona). Dlatego wielu z nas kupi każdą ściemę, jeśli tylko będzie ładnie opakowana.
Film „Wałęsa. Człowiek z nadziei” – wedle wszelkich przewidywań – doskonale wpisuje się w konwencję.
Dlaczego o tym piszę? Na zapomnieniu buduje się łatwo. Nie myślę nawet o salonowej karierze Urbana, Kiszczaka i Jaruzelskiego czy autowybielaniu się Niemców w serialu „Nasze matki, nasi ojcowie”. Chodzi o szerszy front. Wielu ludziom udało się wmówić, że przeszłość to balast i „wybierając przyszłość”, należy się go pozbyć. Że wszelkie próby dociekania prawdy i przynajmniej moralnego osądu przeszłości to obskurantyzm i faszyzm. Żal mi tych, którzy nie potrafią w swoich rozumkach pomieścić, iż jeszcze niedawno „nie było TESCO”. Dla nich kolorowy świat istniał od zawsze. I zawsze był fun! A skoro tak, także ci, którzy z czarnych wołg przesiedli się do mercedesów i jaguarów, stali się wiarygodni, zaś ich message atrakcyjny.
Tylko że z prawdą kiedyś trzeba będzie się zmierzyć, przynajmniej spróbować przywrócić jej blask. Taka jej natura. I wtedy okaże się, że ten – na razie wirtualny – ocet, który zalega półki „całego TESCO”, ktoś będzie musiał wypić. Wałęsa i „ludzie honoru” pewnie już odejdą… Kwaśne miny będą mieli ich wnuki.
Ks. Paweł Siedlanowski