Kiedyś takie dokumenty będą na wagę złota
Skąd pomysł na film, w którym bohaterem będzie Pana ojciec - Jerzy Szupiluk? Dlaczego jego historia jest warta opowiedzenia?
Tata często mówił i mówi: „Pamiętaj o mnie, synu, kiedy mnie już nie będzie”, stąd zresztą tytuł filmu. Choć człowiek całe życie oswaja się ze śmiercią, te słowa, powtarzane niczym mantra, były dla mnie trudne. W pewnym sensie za pomocą tego obrazu postanowiłem się z nimi zmierzyć.
A także „zapamiętać” tatę, który dziś ma 80 lat. Jest emerytowanym robotnikiem PKS-u, gdzie jako mechanik naprawiał autobusy. Pewnie z perspektywy człowieka wykształconego, światowego ta historia wydaje się nieciekawa, to myślę, iż wielu starszych mieszkańców naszego regionu może się z nią utożsamić. Mama z kolei była nauczycielką, zatem przedstawicielką wiejskiej inteligencji. Udało im się wyrwać ze wsi do miasta, co, jak wskazuje Magdalena Szcześniak w książce pt. „Poruszeni. Awanse i emocje w socjalistycznej Polsce”, rzeczywiście było awansem. Poza tym tata, pracując w PKS-ie, umożliwił wielu ludziom przeprowadzkę do Białej czy innych większych miejscowości. Niby zwykły mechanik, lecz przecież małe rzeczy składają się na wielkie. Mój film ukazał się dokładnie w 50 rocznicę zamieszkania ojca w mieście.
Historia, którą słyszymy z ust J. Szupiluka, jest dość smutna. Nigdy nie poznał swojego ojca, który zginął, gdy on miał zaledwie siedem miesięcy. Ciężko pracował – w wieku siedmiu lat orał pole, a wielu potrzebnych na gospodarce rzeczy musiał uczyć się od sąsiadów, ponieważ brakowało mu męskiego wzorca.
Dzisiaj odczuwam to i ja, bo z kolei tata mi również nie przekazał pewnych umiejętności i przyznam, że trochę boleję nad tym, iż nie mam smykałki do tzw. męskich spraw w domu, a to – wbrew pozorom – w dzisiejszych czasach wciąż ma znaczenie.
Inaczej po tym filmie spojrzał Pan na tatę, wiedząc, co przeszedł?
Gdy byłem młodszy, boksowałem się z myślami, że tego czy tamtego tata mnie nie nauczył. Z czasem przepracowałem to w sobie. Zrozumiałem, że miał takie, a nie inne narzędzia i dał mi tyle, ile mógł. A ja skorzystałem z tego lepiej bądź gorzej.
Tym obrazem i prostą opowieścią obnaża Pan w pewnym sensie swoją rodzinę. To dość odważne w małym środowisku.
Rzeczywiście to dość osobisty film. Dziękuję tacie za jego odwagę. To był chyba jego pierwszy kontakt z kamerą, co widać na początku.
Ale za to pięknie powiedział, że jest dumny z dzieci i wnuków.
Bo rodzina zarówno dla niego, jak i dla mamy, jest najważniejsza. Dzisiaj takich małżeństw, które mimo różnych burz i sztormów wciąż są razem, ubywa. Wielopokoleniowa rodzina też nie cieszy się takim szacunkiem jak kiedyś. Młodzi nie chcą się wiązać, ponosić odpowiedzialności za drugą osobę. Niestety nie wyciągamy wniosków z tego, co dzieje się dookoła. Tymczasem może się okazać, że za takim konserwatywnym podejściem i tradycyjnym modelem rodziny wkrótce będziemy tęsknić.
A czego Pan po tym filmie dowiedział się o swojej rodzinie?
Że zawsze można na nią liczyć. Na pierwsze studia pieniądze dali mi rodzice, ale na magisterkę musiałem już sam zapracować. Potem przez kilka lat byłem bezrobotny, co nie znaczy, że nic nie robiłem. Było to jednak bardzo stresujące, bo brakowało stabilizacji. Mimo to poradziłem sobie. Sądzę, że udało się to dzięki tacie, który opowiadał mi o swoim niełatwym dzieciństwie i młodości. Przygotował mnie na to, że w życiu nie zawsze jest lekko i z górki. Dzisiaj dzieci wychowywane są w dobrobycie i nie rozumieją, że to, co dla jednych jest normą, dla drugich marzeniem. Staram się uświadamiać to mojej córce, że na świecie są ludzie, którzy cieszą się, że mogą zjeść ciepły obiad. Od początku wspomagamy Ukrainę, a teraz naszych powodzian. Tę solidarność z potrzebującymi i chęć niesienia pomocy odziedziczyłem z kolei po mamie, która angażuje się we wszystko, w co może.
Która z opowieści taty najbardziej Pana poruszyła?
Chyba ta, że tacie zabrakło ojca, który nauczyłby go różnych rzeczy, że musiał chodzić po domach, pytać sąsiadów, jak i co zrobić w gospodarstwie. W dodatku dwa razy spalił im się dom i musieli mieszkać ze zwierzętami w przybudówce, którą zaoferowali im sąsiedzi.
Nie bał się Pan też trudnych pytań: o to, czym jest miłość, odpowiedzialność.
Tata jednak kluczył wokół tematu. Z drugiej strony nawet wykształcony człowiek miałby z tym pewien kłopot. Jednak on odpowiedział tak, jak umiał.
Podobnie jak na pytanie: po co chodzi do kościoła. Przyznał, że po to, by podziękować za każdy dzień.
To prosta, a jednocześnie przepiękna odpowiedź. Gdyby mnie o to zapytano, pewnie próbowałabym filozofować, używać górnolotnych słów, a tata dał radę. Zresztą daje radę przez cały film.
To nie jest Pana pierwszy film.
Zawsze fascynowałem się kinem. Ale musiałem dojrzeć, by zrobić coś swojego. Jestem współtwórcą dokumentów pt. „Wagner 2018” o bialskim poecie i pisarzu Ireneuszu Wagnerze, a także „Taki właśnie jest mój raj” o malarzu Marku Jędrychu, „Pokój” o poecie, poliglocie – moim bracie Grzegorzu Szupiluku. Jednak „Pamiętaj o mnie, synu” jest dla mnie wyjątkowy, bo osobisty. Zrobiłem ten film ze Sławomirem Filipiukiem, żeby innych amatorów lub ludzi mniej odważnych zachęcić do dokumentowania historii lokalnej poprzez nagrywanie mieszkańców i miejsc. Kiedyś takie wspomnienia będą na wagę złota. Mamy kroniki z II wojny światowej, PRL-u – czy ktoś zwraca uwagę, jak wyglądają? Ważne, że są. W Teatrze NN Bramie Grodzkiej w Lublinie robiono podobne filmy, żeby m.in. pokazać historię ocalałych z Holocaustu. Dzisiaj dzięki telefonom komórkowym możliwości mamy właściwie nieograniczone. Pochodzę ze środowiska punkowo-hardcorowego i lubię „brud rzeczywistości”. Zawsze chciałem rejestrować naturalne rozmowy, bo przy montażu i nadmiernych cięciach nagranego materiału czasem spłyca się ich esencję i walory. Owszem, patrząc na stronę techniczną i warsztat nagrywania, ktoś może zarzucić niedociągnięcia, znawcy powiedzą, że tylko rodzina wybaczy takie „błędy”, a pozostali będą znudzeni statycznością ujęć. Jednak to celowy zabieg, który ma ośmielić innych do tego typu działań. Metoda działania – nagrywania „zrób to sam” to ograniczenia, ale i możliwości. Zachęcam do tworzenia takich wideodokumentów życia społecznego, bo historia i pamięć to ważna rzecz.
Pracuje Pan nad kolejnym dokumentem. Czyją historię chce Pan w nim opowiedzieć?
Projekt nosi tytuł „Pięciu obywateli”. Będzie przedstawiać sylwetki pięciu zajmujących się m.in. sportem, kulturą mężczyzn, którzy – mimo różnych przeciwności losu – robią w Białej Podlaskiej i regionie fajne rzeczy. Często nie dostrzegamy tego, nie znamy ich, a to cisi bohaterowie naszych czasów.
Dziękuję za rozmowę.
DY