Rozmaitości
Źródło: MORGUEFILE
Źródło: MORGUEFILE

Klamka zapadła?

Sejm uchwalił ustawę o nasiennictwie, której projekt przygotował prezydent. Jakie będą konsekwencje decyzji, która zapadła 9 listopada?

Za jej uchwaleniem głosowało 230 posłów, 202 było przeciw. Nie przeszła żadna poprawka opozycji, w tym wniosek o odrzucenie ustawy w całości. Wśród odrzuconych poprawek znalazły się wnioski, które przewidywały m.in. zakaz dopuszczania do obrotu materiału siewnego modyfikowanego genetycznie czy zabraniały stosowania takiego materiału siewnego.

Wbrew intencjom

Już wcześniej organizacja ekologiczna Polska Wolna od GMO alarmowała, że część zapisów zawartych w prezydenckim projekcie została usunięta przez posłów. Chodzi o artykuły dotyczące GMO, które miały pozostać w mocy, m.in. przepis, w myśl którego odmian GMO nie wpisuje się do krajowego rejestru upraw. Zdaniem eksperta tej organizacji Pawła Połaneckiego w uzasadnieniu do projektu ustawy prezydent stwierdził, że sprawa budzi wiele kontrowersji, więc okoliczności uzasadniają utrzymanie przepisów dotyczących odmian GMO zawartych w ustawie z 26 czerwca 2003 r. do czasu przyjęcia kompleksowej ustawy dotyczącej GMO.

GMO pod kontrolą?

Możliwy będzie teraz w Polsce obrót materiałem siewnym, w tym nasionami wpisanymi do europejskiego rejestru (m.in. nasionami GMO). Tłumacząc stanowisko komisji rolnictwa oraz środowiska, posłanka PO Dorota Niedziela mówiła, że za brak takiego unormowania grożą Polsce unijne kary. Dodała, że uwzględniono także propozycję rządu, która umożliwia wydanie przez Radę Ministrów rozporządzenia zakazującego uprawy GMO. Taki dokument może być wydany przez rząd bez konsultacji z UE, a jedynym warunkiem będzie powiadomienie Unii o tym przez ministra rolnictwa. Ma to być – uspokajała – jeden z najprostszych sposobów, który pozwoli zakazać w naszym kraju uprawiania roślin genetycznie modyfikowanych.

Wybór bez wyboru

Maria Woźniak, sołtys w Wołyńcach w powiecie siedleckim, zaznacza, że zarówno jako konsument, jak też z racji pełnionej funkcji, jest przeciwna dopuszczeniu na rynek nasion GMO. – Wprawdzie nie jestem rolnikiem, ale wiem, że najlepsze i najzdrowsze są te rośliny, które uprawiane są na wsi z dziada pradziada. Kierując się walorami zdrowotnymi wracamy zresztą do tradycji, a przykładem jest np. orkisz. To Pan Bóg stworzył przyrodę i powierzył ją człowiekowi. Tymczasem pod hasłami postępu i nauki, ludzie ingerują w naturę, żeby tylko wyprodukować więcej i szybciej. Takie działania obrócą się przeciwko nam – zaznacza pani sołtys. – Nigdy nie wezmę do ust jajka zniesionego przez kury, które nie widziały słońca ani trawy, ale wybiorę to pochodzące od kury chodzącej po podwórzu. Podobnie chciałabym móc wybierać zdrowe produkty, nie te pochodzące z upraw GMO. Obawiam się, że teraz taki wybór nie będzie możliwy, bo prawdopodobnie zakaz oznakowania tego na etykietach zostanie zniesiony – stwierdza.


MOIM ZDANIEM

dr Ryszard Kowalski – Uniwersytet Przyrodniczo-Humanistyczny w Siedlcach

GMO stanowi kolejny krok w ewolucji rolnictwa, opierający tę dziedzinę gospodarki na wiedzy z zakresu genetyki i biologii molekularnej, uzależniający ją od zaawansowanej technologii i od kilku firm, które, dysponując tą technologią, jako monopoliści narzucają innym reguły gry. Pod szczytnymi hasłami wyeliminowania głodu na świecie poprzez zapewnienie większej wydajności produkcji, współcześni hodowcy nie przenoszą już pędzelkiem pyłku z jednego kwiatu na drugi, tylko geny z jednego do drugiego organizmu, czyniąc go wydajniejszym, odpornym na choroby czy herbicydy, niesmacznym dla zwierząt powodujących szkody w uprawach, stąd zwanych szkodnikami. W wyniku ich pracy powstają odmiany i rasy o takich cechach, które w warunkach naturalnych nigdy by nie powstały, bo przecież trudno sobie wyobrazić, aby geny arktycznej flądry skojarzyły się z pomidorem bez ingerencji człowieka. W laboratoriach biologii molekularnej i genetyki naukowcy potrafią już zrobić bardzo wiele genetycznych krzyżówek, ba – nawet są w stanie wytworzyć syntetyczne bakterie. Postęp wiedzy i możliwości techniczne pozwalają na wiele, ale czy to, co powstanie w laboratorium, jako wynik naukowej pracy, powinno bez gruntownego sprawdzenia trafiać na otwarte przestrzenie uprawnych pól? Za mało jeszcze wiemy, jak zmodyfikowane organizmy będą zachowywać się w warunkach naturalnych, jaki może być efekt ich krzyżówek z innymi roślinami występującymi od wieków w środowisku przyrodniczym. Za mało dziś wiemy o wpływie GMO na zdrowie ludzi i zwierząt, a tak się jakoś dziwnie składa, iż z roku na rok przybywa coraz więcej przypadków różnych alergii, nowotworów, do tej pory nieznanych. Za mało wiemy o tych organizmach, aby w sposób odpowiedzialny powiedzieć, że są bezpieczne i można je uprawiać, nie szkodząc ludziom i środowisku. Nie wierzę w to, co mówią zagorzali zwolennicy GMO, że to właśnie z tymi organizmami należy wiązać nadzieję na wyeliminowanie głodu na świecie. Uprawa tych roślin nie przyczyni się do napełnienia żołądków głodujących ludzi, a jedynie do pęcznienia i tak już pękatych portfeli właścicieli kilku światowych firm – monopolistów na tym rynku, mających patenty i możliwości techniczne do produkcji materiału reprodukcyjnego. Na filantropię z ich strony niestety nie można liczyć, choć czasami są inicjatorami różnych spektakularnych charytatywnych akcji organizowanych „na pokaz”.

Zapewniam, że nie neguję prowadzenia prac badawczych w laboratoriach biologii molekularnej i genetyki. Powinny być one prowadzone. Namawiam jednak do tego, aby nie spieszyć się z wprowadzaniem nie do końca poznanych organizmów do otwartej przyrodniczej przestrzeni. Konsekwencje takiego pochopnego działania mogą przynieść więcej strat niż pożytku.

KL