Klocków układanie
Przynajmniej temu oficjalnemu, bo żadna chyba wojna nie kończyła się z dnia na dzień. Pytaniem pozostawało wtedy, kto i kiedy zada upadającej Rzeszy ostateczny cios i czyja flaga zawiśnie nad Berlinem. Przyszłość pokazała wkrótce, że odpowiedzi jednoznacznej nie podaruje, bo kto inny kapitulację podpisywał, a kto inny flagi wieszał. Tak czy inaczej wielcy tego świata już kilka miesięcy wcześniej ustalili, jak ten powojenny porządek ma wyglądać, poukładali wszystkie klocki i wyrysowali granice. Nikogo specjalnie o zdanie nie dopytywali, a jednym z najbardziej zainteresowanych była wtedy Polska.
Ta sama, na którą w pierwszej kolejności Niemcy zbrojnie ruszyli i o której zobowiązani sojusznicy chwilowo we wrześniu 1939 r. zapomnieli. W Jałcie ta „niepamięć” ponownie dała o sobie znać.
Już wtedy było widać dokładnie, że ci, których jednoczyła (też wcale nie końca) walka przeciwko wspólnemu wrogowi, zabiegając o jej zakończenie i upragniony przez ludzi pokój, chcąc położyć kres śmierci milionów, zniszczeniom i ruinie, zabiegali jednocześnie o zachowanie swoich stref wpływów i zabezpieczenie interesów. Zasady powojennej gry ustalali ci, od których najwięcej zależało i nie do końca skupiali się oni na oczekiwaniach tych mniejszych. Ci z kolei nie do końca te ustalenia akceptowali, a dobrym tego przykładem mogą być nasi żołnierze niezłomni, później na lata „wyklęci”, bo pozostając wiernymi złożonej przysiędze, walczyli o Polskę taką jak ta, której przysięgali, inną od tej „z klocków poukładanej”.
Mówimy czasem, że historia kołem się toczy i tak rzeczywiście bywa. Teraz możemy odnieść wrażenie, że takie właśnie koło zatoczyła i znowu „wielcy tego świata” ustalają, rysują, dzielą i rządzą. Rysują granice i układają klocki. I znowu nie wszystkich zainteresowanych pytają o opinię, a nawet jak zapytają i opinię uzyskają, to niekoniecznie biorą ją pod uwagę.
To musi budzić rozterki i dylematy. Bo na jak wielkie ustępstwa i poświęcenia ma zgodzić się ofiara, żeby doprowadzić do zakończenia wojny, której przecież nie zaczęła? Pokój za wszelką cenę? Łatwo odpowiedzieć „tak”, gdy to nie my tę cenę mamy zapłacić. Jak wreszcie wierzyć w jakiekolwiek gwarancje i zapewnienia, skoro wcześniej wiele już ustaleń i gwarancji przepadło – zupełnie jak to dawniej bywało – w całkowitej niepamięci?
Przyszło nam doświadczyć tego, co wcześniej przeżywali nasi przodkowie, bo jak i oni nie możemy być do końca spokojni o jutro. Ktoś inny przecież te wszystkie klocki układa i nigdy nie wiadomo, o którym zapomnieć może. Jak, niestety, już i wcześniej bywało…
Janusz Eleryk