Diecezja
Źródło: TK
Źródło: TK

Kochał Boga i ludzi

Odszedł w dzień wspomnienia św. Rity, którą przyjął jako patronkę swojego cierpienia. 22 lipca minie miesiąc od śmierci dziekana dekanatu ryckiego ks. kan. Krzysztofa Czyrki.

Nikt się nie spodziewał, że podstępna choroba może w krótkim czasie zniszczyć tak energicznego człowieka. Miał swoje plany i zamierzenia, ale białaczka okazała się silniejsza. Przedwczesny zgon księdza kanonika zaskoczył wielu jego przyjaciół i okrył żałobą rycką wspólnotę. Dzień pogrzebu zgromadził blisko 200 kapłanów z różnych stron Polski, a nawet z zagranicy. Dziś pamięć o pasterzu, który spędził w Rykach ostatnie dziesięć lat życia, wciąż nie znika, o czym świadczą emocjonalne wspomnienia jego współpracowników i znajomych.

Zahartowany przez wojsko

 

W biografii śp. ks. Krzysztofa w sposób wyraźny odcisnęła swe piętno służba wojskowa. Jako młody kleryk na pierwszym roku studiów seminaryjnych został wezwany do jednostki w Brzegu nad Odrą. Dwa lata spędzone w koszarach dobrze pamięta ks. Janusz Mierzwa, który razem z ks. K. Czyrką pełnił służbę w tym samym okresie. – Stosowano wobec nas metody takie, jak w jednostce karnej w Orzyszu. Dlatego mój biskup wielokrotnie powtarzał, że jeśli któryś z księży był w wojsku, to jemu nikt nic nie jest w stanie zrobić – podkreśla ks. J. Mierzwa. Być może to spowodowało, że ks. Czyrka był tak nieugięty w sprawach wiary i nauk moralnych.

Czas spędzony w koszarach nie spowodował jednak, że ks. Krzysztof chciał go wymazać z pamięci. Do końca swoich dni utrzymywał bliskie kontakty z przyjaciółmi z tamtego okresu. Regularnie współorganizował zjazdy. – Rok temu spotkaliśmy się we Lwowie. Był głównym celebransem w katedrze lwowskiej, gdy modliliśmy się za Polskę i jej losy. W nasze zjazdy wnosił radość i nieustanne zachęcał nas do podejmowania kolejnych działań – wspomina ks. J. Mierzwa.

 

Konkretny i zaangażowany

 

Trudne lata spędzone w wojskowej jednostce kleryckiej nie zostały, na szczęście, pozostawione bez zadośćuczynienia. W 2016 r. ks. K. Czyrka znalazł się w gronie tych duchownych, których prezydent Andrzej Duda awansował do rangi podporucznika rezerwy Wojska Polskiego. – Ks. Krzysztof bardzo sobie cenił oficerski stopień, który otrzymał. Cenił go, bo wysoko nosił sztandar swojego życia. Dlatego wierzę że dziś, stojąc na wiecznej warcie, trzyma w dłoniach sztandar zwycięstwa – zauważa ks. J. Mierzwa.

W ciągu swojej dziesięcioletniej posługi w Rykach mundur w dalszym ciągu odgrywał istotną rolę w życiu księdza kanonika. Tuż po objęciu funkcji proboszcza został mianowany kapelanem powiatowym strażaków. – Ucieszyłem się, gdy wyraził zgodę, bo strażacy, narażając zdrowie i życie w posłudze miłości bliźniego, potrzebują wsparcia i wzmocnienia duchowego. Ks. Krzysztof był pod tym względem zaangażowany, konkretny i z radością szedł do strażaków – podkreśla diecezjalny kapelan PSP ks. Andrzej Biernat.

 

Tworzyliśmy jedną rodzinę

 

Dobre wspomnienia ks. K. Czyrka pozostawił po sobie zwłaszcza wśród tych, którzy spędzili z nim ostatnią dekadę w Rykach. W samych pozytywach o swoim proboszczu wypowiada się wieloletni pasterz ryckiej parafii, dziś emeryt, ks. prałat Stanisław Burzec. – Tworzyliśmy razem jedną rodzinę. Mimo że młodszy, był dla mnie jak ojciec, a w razie potrzeby drzwi jego plebanii zawsze stały otworem – mówi ksiądz dziekan. Tak zdarzało się zwłaszcza zasilenia problemów ze zdrowiem ks. Stanisława. – Woził mnie do szpitala, odwiedzał i odwoził do domu, a gdy nie mógł, zawsze kogoś wysyłał – przyznaje. Nie inaczej było przy okazji dekanalnych świąt i uroczystości. – Zabierał mnie wszędzie, gdzie coś się działo. Kilka razy wybierał się do zakonu księży werbistów w Krynicy Morskiej. Zachodził wtedy do mnie, mówił: „Chodź, pojedziemy”. I jechaliśmy – wspomina ks. S. Burzec.

Będąc kapłanem, ks. Krzysztof nie zapominał też o własnej rodzinie. Jego najbliżsi wielokrotnie odwiedzali go w Rykach, a ostatnio w szpitalu. – Każdego dnia dzwonił do mamy. Pytał, jak się czuje i czy czegoś jej nie brakuje. Cieszył się z odwiedzin braci, interesował się siostrami ciotecznymi i błogosławił nasze małżeństwa – mówi bratowa ks. Krzysztofa – Wiesława Czyrka.

 

Dobry kustosz i gospodarz

 

Tym, co na zawsze pozostanie świadectwem obecności księdza kanonika w dekanacie ryckim, są jego dzieła materialne. To on przy wsparciu abp. lwowskiego Mieczysława Mokrzyckiego w 2014 r. sprowadził do kościoła relikwie św. Jana Pawła II. W budynku pojawił się też nowy obraz św. Jakuba Apostoła, a boczny ołtarz z XVII-wiecznym wizerunkiem Matki Bożej Śnieżnej doczekał się renowacji. Jednym z ostatnich dokonań ks. Krzysztofa było sprowadzenie do parafii w grudniu ubiegłego roku relikwii bł. Męczenników z Pratulina. Mimo że przebywał już wtedy w szpitalu, ufundował relikwiarz w postaci krzyża.

Z kolei dla parafii w Kłoczewie szczególnie ważny był wkład ks. K. Czyrki w kult relikwii Krzyża Świętego. – Gdy do niego zadzwoniłem, że w parafii jest cząstka Krzyża Świetego, bardzo się ucieszył. Był dla mnie wsparciem w przygotowaniu i przeprowadzeniu uroczystości związanych z wznowieniem kultu tych relikwii. Dzięki niemu dzień 3 marca 2017 r. zapisze się w dziejach naszej parafii na zawsze wielkimi zgłoskami – mówi proboszcz parafii Kłoczew ks. Marek Kot.

 

Ciągle mówił o przyszłości

 

Zainteresowania ks. K. Czyrki nie ograniczały się tylko do spraw Kościoła. Obserwował i aktywnie uczestniczył również w życiu miasta i powiatu. – Krótko po objęciu posługi proboszcza obchodziliśmy 70 rocznicę wybuchu II wojny światowej i odsłanialiśmy tablicę pamiątkową w naszym kościele. A z racji obchodów 150 rocznicy wybuchu powstania styczniowego ufundował z własnej inicjatywy tablicę pamiątkową poświęconą Sybirakowi, ks. Antoniemu Ołajowi – zaznacza prezes Towarzystwa Przyjaciół Ryk Hanna Witek.

Burmistrz Ryk z nostalgią wspomina natomiast obecność ks. Krzysztofa na miejskich uroczystościach i podczas sesji samorządowych. – Ciągle mówił o przyszłości, nawet gdy chorował. Zapytał na przykład, co musi zrobić, aby będąc w szpitalu, móc zagłosować w wyborach do europarlamentu – zauważa Jarosław Żaczek. Do końca miał nadzieję na wyleczenie. Groźna białaczka okazała się jednak silniejsza. Ale nawet w cierpieniu nie przestawał myśleć o Rykach i swojej parafii. Dał temu wyraz w ostatnich godzinach życia.

 

Aby o mnie nie zapomnieli…

 

Przejmujący moment odchodzenia księdza kanonika ze szczegółami zapamiętał jego przyjaciel ks. Jacek Rosa. – Dzień przed śmiercią, gdy wszedłem na salę, standardowo zapytałem: „jak się ksiądz czuje?”. Zrobił znak krzyża i powiedział: „najpierw modlitwa”. Pomodliliśmy się do św. Rity. Później kazał mi usiąść blisko siebie i poprosił o spowiedź. Po spowiedzi oświadczył: „To, co ci teraz powiem, spisz, a jutro postaram się to własnoręcznie podpisać. Chcę, żeby to było odczytane moim parafianom”. Zaczął tak: „Wyznaję przed tobą, Jacek, wiarę w Boga Wszechmogącego, uznaję Jezusa Chrystusa jako mojego jedynego Pana i Zbawiciela, a św. Ritę patronką moich ostatnich dni choroby. Proszę, aby wstawiała się za mną u Boga. Całe moje cierpienie i chorobę ofiaruję w intencji diecezji, księży biskupów i moich parafian w Rykach. Wszystko, co robiłem przez całe kapłańskie życie, starałem się robić dla chwały Pana Boga i ku pożytkowi mojej parafii w Rykach i tych, w których pracowałem. Proszę wszystkich ludzi o wybaczenie moich ułomności”. I, kończąc, dodał: „Poproś księży i wszystkie osoby, które będą na moim pogrzebie, o modlitwę za mnie, aby o mnie nie zapomnieli” – mówi ks. J. Rosa.

Tomasz Kępka