Kultura
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Kochał konie i Podlasie

Profesor był człowiekiem z zasadami i charakterem. Potrafił wokół siebie jednoczyć ludzi o różnych poglądach. Nikomu nie narzucał swojego zdania. Przy tym słowny i skromny - tak wspominał znakomitego malarza prof. Ludwika Maciąga jego przyjaciel Artur Bieńkowski w wywiadzie udzielonym Annie Doroszuk z Muzeum Południowego Podlasia.

A. Bieńkowski, instruktor jeździectwa, wieloletni pracownik stadniny w Janowie Podlaskim, wiceprezes stowarzyszenia „Nadbużańskie dwory i pensjonaty”, członek zarządu Fundacji im. Ludwika Maciąga Eos, mieszkaniec Janowa, pasjonat fotografii. Swoje zamiłowanie do sztuki - jak podkreśla - zawdzięcza prof. L. Maciągowi. O przyjaźni z profesorem i wspólnych pasjach opowiedział podczas spotkania pt. „Ludwik Maciąg we wspomnieniach”, które 28 stycznia można było oglądać online na facebookowym profilu MPP. Z tych opowieści wyłania się postać człowieka niepospolitego, niezależnego, wiernego patriotycznym tradycjom i zasadom wyniesionym z rodzinnego domu.

Panowie po raz pierwszy raz spotkali się w Janowie Podlaskim. Poznał ich uczeń profesora Maciej Falkiewicz. – L. Maciąg był wyjątkową osobą. Takich ludzi już nie ma. Urodził się w 1920 r. To był wybitny rocznik, ponieważ na świat przyszło wtedy wielu wybitnych ludzi, m.in. Karol Wojtyła. Przeżyli wojnę, czasy komuny, co ukształtowało ich osobowość. Profesor był człowiekiem z wielkimi zasadami i charakterem – podkreślał A. Bieńkowski.

Prof. Maciąg urodził się w Krakowie 13 lipca 1920 r. Dwa lata później Maciągowie przenieśli się do Białej Podlaskiej i zamieszkali w koszarach 9 pułku artylerii lekkiej, do którego został przydzielony ojciec Ludwika – Michał. Od tamtej pory jego dzieciństwo, młodość związane było z Białą Podlaską, gdzie uczęszczał najpierw do męskiego gimnazjum, a potem Liceum im. Józefa Ignacego Kraszewskiego. W czerwcu 1939 r. przystąpił do matury, po zdaniu której planował studia na Akademii Sztuk Pięknych. Jednak przyszłość przekreślił wybuch II wojny światowej. 19-letni wówczas Ludwik, zbyt młody, by walczyć w kampanii wrześniowej, nawiązał pierwsze konspiracyjne kontakty, organizując w mieście ruch oporu. W 1942 r. rozpoczął konspiracyjną podchorążówkę, którą ukończył dwa lata później i jako „Sas” otrzymał przydział do zwiadu konnego oddziału partyzanckiego dowodzonego przez Stefana Wyrzykowskiego „Zenona”. Po wojnie, nie chcąc podzielić losu współtowarzyszy broni, ukrywał się przed NKWD. Schronienie znalazł w stadninie w Janowie Podlaskim. Ówczesny dyrektor stadniny zatrudnił L. Maciąga jako masztalerza i leśnioczego. Kiedy niebezpieczeństwo prześladowań minęło, podjął studia na ASP w Krakowie. Wkrótce przeniósł się na warszawską uczelnię, gdzie uzyskał tytuł profesora zwyczajnego i nadzwyczajnego. Był również dziekanem wydziału malarstwa ASP.

 

Autentyczny i słowny

– Profesor często bywał w Janowie Podlaskim, stąd jego zamiłowanie do koni. Pierwszy raz spotkaliśmy się właśnie w stadninie. Łączyły nas konie i Podlasie. Po wojnie profesor ukrywał się i pracował w stadninie jako masztalerz i leśniczy, a moja mama przez wiele lat była tam leśnikiem. Ale tak naprawdę profesora znałem wcześniej – wychowałem się na jego znaczkach pocztowych, znałem jego ilustracje książkowe, jego twórczość. To, że mogłem go poznać osobiście, było dla mnie wielkim zaszczytem – zaznaczył A. Bieńkowski, dodając, iż L. Maciąg był autentyczny, a gdy coś obiecał, dotrzymywał słowa. Umiał wokół siebie jednoczyć ludzi o różnych poglądach, wartościach. Ze wszystkimi potrafił znaleźć wspólny język. – Jestem tego przykładem, bo mimo że dzieliły nas dwa pokolenia, to wiele łączyło, m.in. Podlasie, które ukochał i on, i ja – przyznał fotograf.

 

Blisko natury

L. Maciąg zawsze był artystą niezależnym. Nigdy nie zabiegał o rozgłos i nie ulegał panującym modom. Zawsze wierny tradycjom patriotycznym i zasadom wyniesionym z rodzinnego domu, z wielką wrażliwością pokazywał piękno polskich krajobrazów, ilustrował ważne wydarzenia historyczne, zwłaszcza te naznaczone osobistym doświadczeniem. Jak nikt potrafił ukazać ekspresję konia, zarówno w scenach batalistycznych, jak również podczas rajdów i biegów myśliwskich, konkursów hipicznych, w zaprzęgach, orkach. – Profesor miał wokół siebie mnóstwo zwierząt. Kochał konie, a natura zawsze była w jego życiu bardzo ważna, co widać w jego twórczości – stwierdził A. Bieńkowski.

W Muzeum Południowego Podlasia obecnie można oglądać wystawę poświęconą twórczości prof. Maciąga, gdzie m.in. znajduje się portret jego ukochanego konia – Eosa. – Konie towarzyszyły mu przez całe życie i nie wyobrażał sobie bez nich życia. Eos zresztą odprowadzał profesora w jego ostatniej drodze, w kondukcie żałobnym – opowiadał przyjaciel L. Maciąga, przypominając, iż profesor do późnych lat życia jeździł konno. – Uczestniczył w wielu rajdach. Pamiętam jeden z nich. Jechaliśmy z Wyszkowa do Jezior w powiecie łosickim, gdzie 29 czerwca 1944 r. 34 pułk piechoty Armii Krajowej pod dowództwem mjr. „Zenona” pokonał Niemców. Nasza podróż trwała trzy dni. Spaliśmy w stodołach, nie mając ze sobą telefonu. Takie rzeczy już się nie powtórzą. Profesor był w świetnej kondycji. Zawsze podkreślał, iż zawdzięcza ją jeździe konno – dodał. A. Bieńkowski zaznaczył, że dzięki tym rajdom powstało wiele prac profesora, który miał swoją metodę pracy. Polegała ona na obserwacji, zapamiętywaniu, a kiedy wracał do domu, niemal natychmiast siadał do robienia notatek i szkicowania.

Według A. Bieńkowskiego profesora charakteryzowała samodzielność. – Choć był człowiekiem z tytułami, wszystko robił sam. Zaczynał dzień od nakarmienia konia, rozpalał w piecu, rąbał drzewo – wspominał fotograf. – Pracował bardzo intensywnie, wykorzystywał każdy moment światła. Był bardzo zdyscyplinowany, malował codziennie. Mówił, że nigdy nie zaczyna nowego obrazu wieczorem, bo wtedy nie może zasnąć, gdyż ma w sobie tak głębokie i mocne emocje – opowiadał.

Dom L. Maciąga prawie zawsze był pełen gości. Cenił ludzi młodych, utalentowanych, chętnie nawiązywał z nimi kontakt, ale nigdy nie narzucał im swojego zdania.

 

Biała powinna być dumna

– Przez te wszystkie lata mogłem oddychać twórczością profesora. Dzisiaj niektórzy twierdzą, że w moich zdjęciach „widać” Maciąga. To dla mnie komplement, bo mieć takiego mistrza to wyjątkowa rzecz. Dlatego myślę, że Biała Podlaska powinna być dumna z takiego malarza. Uważam, iż stała ekspozycja jego prac lub miejsce poświęcone jemu i całej rodzinie Maciągów byłyby dla miasta bardzo cenne – przyznał A. Bieńkowski.

Obecnie w MPP w Białej Podlaskiej można oglądać wystawę pt. „Ludwik Maciąg. Całe życie malują swój pamiętnik”. Jest to swoista opowieść o życiu tego niezwykłego artysty, której tytułem stał się cytat z jego wspomnień. Stąd obok malarstwa, rzeźby, grafiki i gobelinów znajdują się na niej także najwcześniejsze – dziecięce i młodzieńcze prace malarza.

MD