Komentarze
Kolejna szansa

Kolejna szansa

Wiele wskazuje na to, że trwająca od kilkudziesięciu dni wojna na Ukrainie szybko się nie skończy.

Interes w tym, by owa zawierucha jeszcze trochę potrwała, mają głównie wielkie mocarstwa powiązane nićmi różnych szemranych układów i biznesów. W polityce, zwłaszcza tej wielkiej, nie ma sentymentów. No ale tak było od zawsze i - jak widać - do chwili obecnej nic się nie zmieniło. Konflikty, takie jak ów za naszą wschodnią granicą, można porównać do ogniska, przy którym duzi gracze opiekają kiełbaski i najadają się nimi do syta, a reszta… Reszta robi za patyki do przytrzymywania w bezpiecznej odległości od płomieni rzeczonej wędliny, a w najgorszym wypadku za drewno opałowe.

Z uwagi na położenie geograficzne między Wschodem i Zachodem nasz kraj nie po raz pierwszy w dziejach znalazł się w samym centrum wydarzeń. Ot, takie nasze przekleństwo i nic nie poradzimy na to, że znajdujemy się w strefie zgniotu. Gorzej, że wciąż nie potrafimy wyciągać z historii – było nie było nauczycielki życia – konstruktywnych wniosków. Żadnych konkluzji, ani jednego morału – i niczym ćmy lecące w kierunku światła bijącego od rzeczonego ogniska – bezmyślnie pchamy się w różne polityczne i społeczne kłopoty.

Obym się mylił, ale dużo wskazuje na to, że za chwilę czeka nas kilka poważnych sporów wewnętrznych będących naturalną konsekwencją wielu niesprawiedliwych przywilejów nadawanych uchodźcom, które są niezwykle krzywdzące dla ciężko pracujących Polaków oraz zatrudnionych w naszym kraju Ukraińców.

Dziś jeszcze ludziom głoszącym tego typu poglądy zamyka się usta szantażem emocjonalnym oraz publicznym linczem. Widać to zwłaszcza w mediach społecznościowych. Każdy, kto nie ozdobił swojego konta ukraińską flagą, jest „ruską onucą”. Ci, co nie biorą udziału w wojennej histerii i wyłączyli telewizory, są „pacynkami w rękach Putina”. Ten, kto mówi, że nie można zapomnieć o rzezi wołyńskiej i nie wolno akceptować kwitnącego na Ukrainie kultu Bandery i UPA, zostaje „bolszewickim agentem”. Wreszcie każdy rodak pytający o polską rację stanu w tym konflikcie jest zdrajcą. Kiedy jednak za chwilę wszyscy (łącznie z tropicielami „ruskich onuc”) przyzwyczają się do tego, że tocząca się za naszą granicą wojna ciągle trwa, kiedy minie strach i wzruszenie, a w portfelach oraz na talerzach będzie widać dno – wiele może się zmienić.

Dla jasności i zrozumienia niniejszej notki – z całą stanowczością podkreślam, że nie występuję tu jako obrońca zbrodniarza, jakim jest obłąkany przywódca Federacji Rosyjskiej. Pomagać trzeba zawsze i wszystkim. Jestem za i sam pomagam, ile mogę. Trzeba to jednak robić mądrze, zgodnie z zasadą, jaką wyznają choćby ratownicy medyczni, którzy przystępując do udzielanie pomocy, najpierw robią wszystko, by zadbać o bezpieczeństwo swoje, a dopiero później o los poszkodowanego.

W chaosie informacyjnym oraz działaniach dezinformacyjnych, które są nieodłącznym elementem każdej wojny (tej w szczególności) trzeba bardzo uważać i robić wszystko, aby dobro, które zrodziło się w Polakach względem Ukraińców, nie zamieniło się w przekleństwo dla obydwu naszych narodów.

Dostaliśmy od historii kolejną szansę na wyciągniecie wniosków. Pytanie, czy z niej skorzystamy…

Leszek Sawicki