Komunijne targowisko próżności?
Jeśli zapytamy naszych dziadków, a nawet rodziców, o ich Pierwsze Komunie św., to przekonamy się, że w latach 50. i 60. ubiegłego wieku komunijne uroczystości były niezwykle skromne. Często, szczególnie na wsi, nie towarzyszyło im żadne przyjęcie, a uroczystość ograniczała się do udziału całej rodziny we Mszy św. Ks. kan. Marian Daniluk, proboszcz parafii Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w Białej Podlaskiej, na pytanie, co pamięta ze swojej Pierwszej Komunii odpowiada, że wielką radość w sercu i łzy wzruszenia na twarzach rodziców. – To był rok 1963. Mały kościółek pw. św. Józefa w Międzyrzecu Podlaskim – wspomina ks. kanonik. – Po uroczystości mama zrobiła lepszy obiad. Przy stole spotkała się tylko najbliższa rodzina. W prezencie dostałem czekoladę i 10 zł – opowiada proboszcz.
Dwadzieścia lat temu taki podarunek był szczytem marzeń niejednego dziecka. Potem na liście komunijny prezentów pojawiły się zegarki, złote kolczyki i łańcuszki. Całkiem niedawno każde dziecko marzyło o „góralu”, a teraz już na pół roku przed uroczystością robi miejsce na biurku pod nowy komputer. W dobrym tonie jest sprezentować dziecku z okazji Pierwszej Komunii telefon komórkowy. Albo dać pieniądze. W rodzinnym gronie trwają narady, czy 200 zł wystarczy od matki chrzestnej? A może trzeba dać 500? Rodzice łamią sobie głowy tym, ile gości zaprosić i dokąd. Bo robienie w domu przyjęcia to już rzadkość. Teraz na komunijny obiad zaprasza się do restauracji. – Kiedyś Pierwsza Komunia miała rodzinny kameralny charakter. Dzisiaj, w wielu domach Bóg i dziecko schodzą na dalszy plan – mówi ks. Daniluk. Dlatego apeluje do rodziców o zachowanie zdrowego rozsądku w przygotowaniach do uroczystości, a także o umiar w obdarowywaniu. – Wręczajmy drobiazgi, a nie drogie prezenty, które coraz bardziej oddalają od uroczystości – podkreśla. ...
Jolanta Krasnowska