Końcopoczątek
Być może dlatego np. w dziedzinie sztuk pięknych mamy w ostatnim przynajmniej stuleciu do czynienia z eksperymentatorami, którzy za pomocą szoku, niekiedy przekraczającego nie tylko kanony dobrego wychowania, ale również i zwykłej przyzwoitości oraz rzetelności, próbują zaistnieć w przestrzeni publicznej. Wykorzystując jednak ów kreacyjny charakter ludzkiego działania, stworzyłem tytuł dzisiejszego felietonu.
Mój „kreacjonizm” ma jednak charakter czysto praktyczny. Po prostu nie wiem, kiedy czytelnicy wezmą do ręki tę gazetę. Część zapewne przed końcem 2016, ale inni już w nowym 2017 r. Trzeba więc jakoś odpowiedzieć na zapotrzebowanie społeczne. Jednak można zauważyć, że w dziejach ludzkości tak naprawdę nie ma (oprócz oczekiwanego ostatecznego zakończenia) elementów czysto początkowych i czysto końcowych. To, co zdaje się być zwieńczeniem jakichś procesów, jest zawsze początkiem czegoś nowego. Można więc i w ten sposób rozumieć zastosowany przeze mnie zabieg. Ja jednak sam nie wysnuwam aż tak daleko idących jego konsekwencji. Spróbujmy więc najpierw przyjrzeć się temu, co już było.
Nie pisze się w rejestr?
Mijający 2016 r. obfitował w wiele ciekawych i znamienitych wydarzeń. Nie sposób dokonać ich tylko prostego zestawienia. Zresztą pozostała prasa i inne media będą się w tym dziele prześcigały pod jego koniec. Dla mnie osobiście dość ciekawym był przeprowadzony w końcówce grudnia sondaż, w którym zapytano respondentów o najważniejsze wydarzenia mijającego roku. To znamienne, że wśród wydarzeń krajowych najwięcej wskazań padło na Światowe Dni Młodzieży w Krakowie, wprowadzenie programu 500+ oraz zwycięstwo PiS w wyborach parlamentarnych, zaś na świecie trzy pierwsze miejsca zajęły odpowiednio: zwycięstwo Donalda Trumpa w wyborach amerykańskich, kryzys imigracyjny oraz ex equo ŚDM i zagrożenie islamskie ze strony powstańców ISIS. Jednakże w obu przypadkach ponad 50% stwierdziło, że nie wydarzyło się nic ważnego albo nie zastanawiali się nad tym poważnie. Ten ostatni element sondażu zdaje się być tutaj najważniejszy. Patrząc bowiem na wymienione przez respondentów wydarzenia, nie sposób nie odnieść wrażenia, że w gruncie rzeczy sprowadzają się one do sukcesu lub klęski mediów. Zarówno w podsumowaniu wydarzeń krajowych, jak i zagranicznych, dominują te, które zaznaczyły swoją obecność w przestrzeni medialnej. Dominują i nie dominują. Znamiennym jest chociażby krajowy fakt nagłaśnianego medialnie KOD-u, który statuuje się w zdaniem respondentów na dalekim miejscu w tym rankingu (a przecież obecność posłów na sali plenarnej sejmu, wspierana przezeń dobitnie, trwa nadal). Jednakże specjalnie zwróciłem uwagę na wskazania mówiące o braku zainteresowania wydarzeniami mijającego roku. W ocenie tego nie można jednak wyciągnąć jednoznacznych wniosków. Z jednej strony można mówić o wyzwoleniu się przynajmniej części polskiego społeczeństwa spod zdecydowanego dyktatu medialnego (na to wskazywałaby dominacja osób o nastawieniu konserwatywnym wśród respondentów – patrz: wybór wydarzeń), a z drugiej zaś strony może to być przyczynkiem do konstatacji o zwykłym lenistwie polskich obywateli, którzy po prostu mają w wielkim poważaniu to, co dokonuje się w przestrzeni społecznej, i po prostu wybierają spotkanie przy grillu. Trudno się im dziwić, zważywszy na fakt, że większość politycznych sporów w naszym kraju posiada znamiona plemienności, a domaganie się za każdym razem od obywateli czarnobiałego opowiedzenia się po jednej czy drugiej stronie wzmaga raczej niechęć społeczeństwa do świata publicznego. Walka więc przebiega raczej przez publikatory, niż w społeczeństwie. Na zdrowie publiczne wskazuje również fakt wskazania przez respondentów tych wydarzeń, które wzmagają nadzieję (Światowe Dni Młodzieży i program 500+), stanowią realne (a nie medialne) zagrożenie dla społeczeństwa (kryzys imigracyjny i zagrożenie radykalnego islamu) oraz są elementem prawdziwej zmiany (wygrana Donalda Trumpa i PiS-u). Koniec 2016 r. może więc napawać nadzieją i wiarą w człowieka. A co z początkiem?
Miłe złego początki
Wybuchające z początkiem nowego roku race, petardy i sztuczne ognie połączone z raczej beztroską zabawą, mogą sprawiać, że nie dostrzeże się pewnych zagrożeń, które niesie ze sobą nowy czas. Wzmaga to jednocześnie atawistyczne przekonanie, że nowe zawsze będzie lepsze, niż stare. Tymczasem owo nowe dopiero będzie się wykuwać, a to oznacza trud i walkę. Nic nie przychodzi w życiu człowieka bez pracy, a ta jest zazwyczaj zwykłym trudem. Pod koniec starego i na początku nowego roku ożywiają się liczni wróże, którzy jasnowidzącymi przepowiedniami starają się przyciągnąć uwagę społeczną. Tymczasem nie w tych przepowiedniach, ale w analizie pamięci tkwi problem 2017 r. (jak i innych). Końcopoczątek ma to do siebie, że realizuje przysłowie o historii zamiłowanej w powtarzaniu się. Kiedy przyjrzeć się rocznicom przypadającym w nadchodzącym roku, element walki pojawia się natychmiast. W najbliższych 365 dniach przypadną z jednej strony rocznica Reformacji, rocznica założenia Wielkiej Loży Londynu (uznawana za początek Wolnomularstwa w odnowionym ateistycznym rycie) oraz rocznica rewolucji komunistycznej w Rosji, zaś z drugiej strony: rocznica zakończenia tzw. schizmy zachodniej w Kościele, koronacji obrazu jasnogórskiego oraz objawień maryjnych w Fatimie. Co łączy te wszystkie rocznice? Tylko jedno: walka o istnienie religii chrześcijańskiej, o jej wierność Prawdzie oraz o jedność Kościoła. I to wydaje się być dominantą nadchodzącego roku.
Życzenia bez szampana
Czegóż więc życzyć sobie i czytelnikom na ten nowy rok? Przede wszystkim wytrwałości. Wspomniane badanie nie napawa optymizmem, ponieważ mniej niż 1% określiło wydarzeniem brzemiennym w skutki dla naszej społeczności obchody 1050-lecia chrztu Polski czy też proklamację królowania Jezusa Chrystusa. Cóż, trudno by tak się nie stało, skoro niektórzy z hierarchów czy duchownych w jednoznaczny dość sposób odcinało się od tych wydarzeń. Nadzieja jest jednak we wspomnianym „zdrowiu społecznym”. Wcześniej czy później pamięć zwycięża. I jej życzę wszystkim Czytelnikom.
Ks. Jacek Świątek