Komentarze
Koniec demokracji

Koniec demokracji

Szaleństwo i psychoza nad Wisłą trwa. Nic się nie zmienia na lepsze, wręcz przeciwnie: każdego tygodnia jest coraz głupiej.

Do takiego wniosku doszedłem po tym, gdy dane mi było przez kilka dni być zupełnie odciętym od wolnych, mniej wolnych i zupełnie zniewolonych mediów. Po powrocie do rzeczywistości od razu niemalże dostałem obuchem w głowę. Po włączeniu którejś ze stacji radiowych dowiedziałem się, że w kraju skończyła się demokracja. Oto po przedłużających się naradach Państwowa Komisja Wyborcza postanowiła odrzucić sprawozdanie finansowe PiS-u z ostatniej kampanii wyborczej.

Szef PKW poinformował, że dotacja dla komitetu PiS-u zostanie pomniejszona o 10 mln zł. Ale to nie koniec. Partia może być także pozbawiona subwencji na trzy lata na skutek – jeśli padnie taki rozkaz z góry – odrzucenia rocznego sprawozdania finansowego. Wobec takiej perspektywy prezes Kaczyński nie tylko uznał, że może to być rychły „koniec demokracji” w Polsce, ale postawił pod ścianą wszystkich patriotów. „Nikt, kto jest Polakiem, nawet takim letnim patriotą, na to nie może się zgodzić” – powiedział. Krótko mówiąc, każdy, kto uważa się za patriotę, choćby „letniego”, powinien zacząć wspierać partię. Apel okazał się skuteczny i w ciągu tylko 24 godzin zebrano ok. 1,5 mln zł, pokazując tym samym rządzącym nieudacznikom gest Kozakiewicza.

W ostatnich dniach niemalże z „upadkiem demokracji” miał również do czynienia rotacyjny marszałek sejmu, któremu jedna z niepublicznych szkół katolickich odmówiła przyjęcia w swoje progi pierworodnej córki. Jak się okazało, stało się to ze względu na osobę pana marszałka. „Braliśmy pod uwagę taką szkołę, ale nie zostaliśmy do niej z Manią przyjęci. Jak nam wytłumaczono – ze względu na mnie” – pożalił się w mediach społecznościowych tata. Kilka godzin później wpis został usunięty.

Biedne dziecko – pomyślałem. Teraz będzie musiało edukować się w uśmiechniętej szkole, z której usuwa się krzyże, w której ogranicza się do ministerialnego minimum lekcje katechezy, skraca listę lektur, promuje LBGT, nie zadaje prac domowych, nie przymusza do jakiegokolwiek wysiłku intelektualnego. Na szczęście i tym razem wszystko skończyło się dobrze. Pan marszałek, nie kryjąc wzruszenia, napisał, że Mania zaczęła rok szkolny w innej placówce i „jest zachwycona”.

W języku politycznym każde słowo, zdanie i gest mają znaczenie. To, co w normalnych relacjach międzyludzkich jest zwykłą wymianą poglądów, w polityce urasta do rangi racji stanu, zagrożeń dla suwerenności czy wewnętrznych podziałów. W przypadku rotacyjnego marszałka sejmu do dyskusji nieprzypadkowo włączyła się m.in. szefowa resortu edukacji. „To jest krzywdzenie dziecka i jestem tym bardziej zdumiona, że szkoła niepubliczna, ale przede wszystkim katolicka w ten sposób napiętnuje dziecko” – powiedziała Nowacka.

Używanie dziecka do tego rodzaju prymitywnych prowokacji politycznych jest niczym innym jak szorowaniem po dnie. Marszałek, który co innego mówi, co innego robi, użył córki do pobudzenia społecznych emocji, by osiągnąć konkretny cel. Po wszystkich cyrkach z sejmową telewizją czy licznych słowotokach Hołownia musi sięgać do coraz bardziej prostackich narzędzi, by w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich przypominać o swoim istnieniu.

A tak na marginesie. Szkoda, że pani minister od edukacji nie wyraża oburzenia, gdy tysiące rodziców – żyjących w demokratycznym kraju – nie zgadza się na tęczowych deprawatorów w szkołach czy edukatorów od pierwszej pomocy mających twarz WOŚP-u.

Leszek Sawicki