Rozmowy
Źródło: PIXABAY
Źródło: PIXABAY

Koniec świata czy ludzkiej arogancji?

O tym, jak interepretować znaki, które wielu traktuje jak zapowiedź końca świata - mówi o. dr hab. Waldemar Linke, pasjonista, biblista, wykładowca Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.

Odeszliśmy bardzo daleko od zdolności stawiania czoła przeciwnościom losu na poziomie braku prądu czy awarii sieci ciepłowniczej. Dlatego wydaje się nam, że to, co się dzieje, to katastrofa, a to zaledwie destabilizacja. Co nie znaczy, iż katastrofy są niemożliwe i że nie będziemy się musieli z nimi mierzyć. Przewartościowywanie ich znaczenia bynajmniej nam nie pomaga, ponieważ wpędza nas albo w zbiorową depresję, albo histerię. Umiejętność możliwie normalnego reagowania na wydarzenia, które nie są dla nas normalne, będzie nam coraz bardziej potrzebna.

Szalejąca pandemia, napięta sytuacja na granicy z Białorusią, kataklizmy, kryzys w Kościele. Do tego przeróżne objawienia prywatne, np. s. Łucji dos Santos, która była świadkiem objawień w Fatimie, mówiące o III wojnie światowej, chętnie cytowane także przez niektóre media katolickie. „To koniec czasów” – słychać coraz częściej. Czy rzeczywiście możemy spodziewać się rychłego końca świata?

Spodziewać się możemy, a nawet powinniśmy. Natomiast nie wiem, czy rychłego. Nie sposób wykluczyć ani rychłego, ani odległego w czasie końca dziejów. Jednakże musimy być świadomi, że to wydarzenie dużej rangi, z natury jednorazowe, i nie należy utożsamiać go z jakimkolwiek konfliktem zbrojnym, zmianami klimatycznymi czy ruchami migracyjnymi. Te zjawiska zachodziły w historii, powodowały bardzo głębokie zmiany, np. upadek imperiów czy cywilizacji, ale to były zwroty dziejowe, a nie koniec dziejów, bo historia się toczy. Odwykliśmy od tego, że wydarzenia brzemienne w negatywne konsekwencje dzieją się blisko nas i czasem nawet z naszym udziałem. Było to widać np. w czasie lipcowej powodzi w Niemczech. Ta wielka tragedia, w której życie straciło 175 osób, do czego należy doliczyć ofiary po zachodniej stronie Renu, a same tylko koleje odnotowały straty na 1,3 mld euro, została uznana przez opinię publiczną za „nieeuropejską katastrofę”. ...

MD

Pozostało jeszcze 85% treści do przeczytania.

Posiadasz 0 żetonów
Potrzebujesz 1 żeton, aby odblokować ten artykuł