Komentarze
Konsekwentni

Konsekwentni

Szczerze mówiąc, to nie wiem, czy komisja etyki zwróciła posłowi uwagę albo chociaż udzieliła mu upomnienia lub nagany. Posłowi Janowi Dziedziczakowi, który, o zgrozo, do posłanki Anny Grodzkiej zwrócił się w sejmie per „pan”.

Ta z całą pewnością wielce naganna sytuacja miała miejsce podczas niedawnego posiedzenia komisji kultury, kiedy to wzmiankowany poseł Dziedziczak odezwał się był do wzmiankowanej posłanki Grodzkiej słowami: „Ma pan rację”. Do obrony czci pani Grodzkiej natychmiast przystąpił poseł z Biłgoraja, kwitując powyższą sytuację celną ripostą: „to niebywałe chamstwo”. Rozemocjonowany przywódca ruchu własnego imienia tak referował całą sytuację:  Dziedziczak „zaczął w pewnym momencie mówić do pani Anny Grodzkiej jak do mężczyzny, nie uznając tej zmiany płci, uznając, że skoro się urodziła mężczyzną, to dalej jest mężczyzną i zaczął ją nazywać per „pan”.  My będziemy konsekwentnie wobec wszystkich tego typu przypadków nietolerancji składali wnioski do komisji etyki, żeby to piętnować” – grzmiał. I słusznie. Zwracanie się do kobiety, a tym bardziej do pani Grodzkiej per „pan” jest na pewno dużym uchybieniem. Zwłaszcza że nie można posła Dziedziczaka podejrzewać o przejęzyczenie, albowiem sam się przyznał do działania z premedytacją.

Z jego objaśnień wynika, że posłanka Grodzka z równą albo większą od panadziedziczakowej premedytacją mówiła: „pan” do obecnych na posiedzeniu księży. Pomimo wielokrotnego zwracania jej uwagi posłanka uparcie tę formę stosowała. Upomniana po raz kolejny o niestosowności zwrotu, odrzekła, że „w języku polskim wyrażenie „pan” nie jest obraźliwe”. No i jesteśmy u źródła. Skoro nie jest obraźliwe, to poseł Dziedziczak tak właśnie nazwał ją. I awantura gotowa.

Rzecz sama w sobie w zasadzie niewarta byłaby zachodu, bo całe zdarzenie zalatuje  piaskownicą, gdyby nie charakterystyczny rys pewnej postawy. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że wykonany przez posłankę Grodzką zwrot „pan” w stronę księdza był co najmniej lekceważący. Ponieważ  był skierowany do kogoś, kto dla Ruchu Palikota jest wrogiem obiektywnym, czyli nie tyle przez swoje czyny, co z założenia, wszystko wydawało się posłance Grodzkiej być w największym porządku. Jej wrażliwość obudziła się, gdy sama została podobnie potraktowana.

Tuż po wyborach wielokrotnie deklarowała – i czyni to nadal – że w sejmie zamierza się zająć walką w obronie praw człowieka. I działaniem m.in. w komisji kultury. Jakby się przyjrzeć całej sprawie, to i o kulturę, i o godność człowieka tu trudno. No chyba że uznamy za obowiązującą zasadę Kalego, a księży zakwalifikujemy jako gatunek odrębny. Nie człowieka.

Prawdę mówiąc, zdarzało mi się być świadkiem nazywania księdza panem. I niezwykle rzadko było to tzw. przejęzyczenie. Najczęściej demonstracyjnie wręcz deklarowana niechęć.

Widoczny jak na dłoni brak konsekwencji w traktowaniu siebie i innych może nie tylko dziwić. Żądanie tolerancji i szacunku dla siebie (o czym pani Grodzka ciągle przypomina) nie idzie, jak widać, w parze z okazywaniem go innym.

A przecież od wieków znane jest porzekadło, że jak Grodzka księżom., tak Dziedziczak Grodzkiej.

Anna Wolańska