Historia
Konstantynowskie konterfekty

Konstantynowskie konterfekty

17 sierpnia 1915 r. pododdział niemiecki z 9 Armii ks. Leopolda Bawarskiego zajął Sarnaki. Uciekający Rosjanie nie tylko obrabowali z urządzeń i maszyn tamtejszy browar, ale go podpalili i ogołocili majętniejszych mieszkańców.

Kilkadziesiąt kilometrów na południe niemiecka grupa gen. Plettenberga z armii feldmarsz. Mackensena wyszła na linię Kopytów - Kodeń. Natomiast w centrum oddziałów sprzymierzonych niemiecko- austriacka armia gen. Woyrsza obsadziła odcinek Bugu na linii Niemirów - Tokary - Mielnik. W prawo od niej austro-węgierski 22 KP zajął rejon na północny zachód od wsi Horbów.

Środek ugrupowania armii Woyrsza zajmowało miasteczko Konstantynów – tylko nominalnie słynące jako powiatowe, a wokół niego zgromadziło się kilka odwodowych dywizji austro-węgierskich, będąca również w odwodzie 1 Brygada Legionów Polskich.

Oficer komendy Legionów Polskich por. A. Krasicki, który przybył tego dnia do Konstantynowa, stwierdził, że miasteczko (liczące przedtem 2,5 tys. mieszkańców) było spalone, a Żydzi siedzieli na jego zgliszczach. Napotkał on tu już mnóstwo powracającej ludności oraz wojsk i taborów. W pałacu hr. Zyberk-Platera, który ocalał, kwaterowała austriacka 16 DP, obok na folwarku austr. 106 DP, a na plebanii u ks. Olędzkiego – Polska Komenda Legionów. W. Lipiński zanotował: „Doszliśmy po południu do Konstantynowa, lecz nie wchodzimy do miasta, a rozbijamy biwak obok. W miasteczku natomiast stanęła Komenda Legionów i 4 pułk”. A. Krasicki pod datą 17 sierpnia zapisał: „Dojeżdżam do Konstantynowa, miasteczko spalone (…). Został kościół nowozbudowany z czerwonej cegły i plebania, gdzie nasz sztab kwateruje i typowa cerkiew z zielonym dachem (…). Całe miasteczko i pozostałe budynki zatłoczone wojskiem”. VI baon Legionów i inne oddziały stanęły w Zakanalu, które oddzielone było od Konstantynowa rzeczką Czyżówką przypominającą kanał. Polacy byli zdziwieni, że w opuszczonym przez właścicielkę pałacu kwaterujący w nim żołnierze 106 DP zaczęli rekwirować wszystkie rzeczy miedziane: rondle, lichtarze, druty z lamp i miedziane rzeczy z gorzelni. Świadczyło to, iż Austria miała już poważne problemy gospodarcze związane z prowadzeniem wojny.

Pod koniec dnia W. Lipiński zanotował: „Zapadł wieczór. Gwiaździste niebo ogarnęło nas swym stropem, wokół biją łuny rozpalonych ogni, fantastyczne cienie kładąc na jasne ściany namiotów, na sylwetki strzelców. Przy ognisku śpiew ogarnął grupki żołnierzy i szedł w górę wraz z językami płomienia, to skoczny, radosny, jak wystrzelą z trzaskiem płomienie w górę (…), to szedł smutny, przeciągły, jak te mgły poranne”.

Wiadomo, że w Zakanalu nocowali wówczas jako legioniści przyszli generałowie: późniejszy premier F. Sławoj-Składkowski, także późniejszy szef sztabu NW Wacław Stachiewicz i przyszły komendant główny AK Stefan Rowecki. Polska I Brygada Legionów wcale nie chciała być traktowana przez Austriaków jak piąte koło u wozu. Napięte stosunki między sojusznikami ilustrują wydarzenia, jakie rozegrały się w Konstantynowie 18 sierpnia. Gdy Komenda Legionów na czele z gen. Durskim i 4pp ppłk. Roi świętowały w tym dniu rocznicę urodzin cesarza Franciszka Józefa i uczestniczyły w odprawianej z tej okazji jubileuszowej Mszy św. i specjalnym obiedzie, żołnierze I Brygady w Zakanalu wywołali konflikt, który omal nie zakończył się regularną bitwą z Austriakami. Tak relacjonował to F. Sławoj-Składkowski: „Dzisiaj rano w Zakanalu budzimy się z księdzem [kapelanem Żytkiewiczem – JG] i widzimy przed oknami naszego gospodarza przywiązanego w słupek do drzewa tak wysoko, że musiał stać na palcach, by nie upaść i nie zawisnąć na rękach. Gdyśmy spytali adiutanta Dudonia, kto tak ukarał biedaka, powiedział że od pół godziny już tak stoi, przywiązany przez dragonów austriackich ze szwadronu służbowego kwaterującej obok nas komendy dywizji. Zacząłem ubierać się, by zameldować w komendzie pułku, że Austriacy karzą «naszego» gospodarza, który w myśl niepisanych praw wojny podlegał tylko nam, jako będących u niego na kwaterze. Ksiądz tymczasem kończył golenie, wreszcie wytarł brzytwę i powiedziawszy: «To niemożliwe!» wyszedł z izby, trzymając w ręku nóż kuchenny. Nieubrany podbiegłem do okna. Ksiądz szedł wprost do naszego gospodarza, obok którego stał gruby wachmistrz w czerwonych portkach. Dwóch żołnierzy, będących przypadkowo na podwórku, poszło za księdzem. Wachmistrz nie przeczuwał nic złego. Ksiądz minął go. Jednym cięciem noża przeciął sznury, którymi gospodarz był przywiązany do drzewa i pociągnął go za rękę w kierunku domu. Wachmistrz zbaraniał w pierwszej chwili, ale potem rzucił się na księdza i zamierzył na niego pięścią. Nim jednak podniósł rękę, już stojący obok żołnierz legionista wyrwał bagnet z pochwy i osłonił nim księdza. Ręka wachmistrza opadła bezsilnie. Zaczął ryczeć «Rozkaz komendy dywizji» i szedł ciągle za księdzem. Ale drugi żołnierz legionista już ryczał: «Wiara, czerwone portki zaczynają z księdzem». Z opłotków zaczęli się sypać żołnierze z karabinami i bez, niektórzy wcale nieubrani. Wachmistrz pobiegł do stodoły rycząc: «Vergatterung»! (zbiórka) na kwaterujących tam dragonów. Wysypali się z karabinami i zaczęli ładować broń (…). Nasi zajmowali już połowę podwórza, z karabinami i bagnetami w ręku (…). W powietrzu słychać było chrzęst zamykanych zamków karabinowych. Na czele tłumu naszych stał ksiądz z nożem w ręku, spokojny jak zawsze. W tej chwili na ganek komendy austriackiej wybiegł jakiś wyższy oficer i widząc, co się święci, kazał dragonom wrócić do stodoły. Usłuchali chętnie (…) nasi stali jeszcze chwilę, potem ryknęli śmiechem. Gdy żołnierz – świadek zdarzenia opowiedział, jak było, wszyscy krzyknęli: „Niech żyje ksiądz!” (…). Gospodarz, wyzwolony z więzów, całował nogi księdza i błagał, byśmy go zabrali ze sobą, bo go Austriacy powieszą” – zapisał F.Sławoj-Składkowski.

Józef Geresz