Komentarze
Kontrabanda w muzeum

Kontrabanda w muzeum

Proszę przyznać z ręką na sercu: kto z Państwa wsparł jakieś muzeum jakimkolwiek eksponatem? Nie widzę, nie słyszę. A przecież czas w tych placówkach nie może stać w miejscu. Ich włodarze, dwojąc się i trojąc, robią wszystko, żeby przyciągnąć do muzeów odwiedzających. Ale trudno działać samemu, kiedy wiatr w oczy i znikąd pomocy.

Aż tu nagle wsparcie nadeszło z najmniej spodziewanej strony i przegnało czarne chmury. Mało tego – zapowiada się początek owocnej współpracy, a dzięki niej być może muzea w Polsce czeka świetlana przyszłość. O możliwość organizowania coraz to nowych wystaw i kuszenia potencjalnych odwiedzających ciekawymi eksponatami zadbali… przemytnicy. Zdziwienie? Oni też nie spodziewali się tak społecznie odpowiedzialnej roli. Ale zacznijmy od początku… oczywiście przemiany szmuglerów w mecenasów kultury, nie stworzenia świata.

Przed pięcioma laty na przejściu granicznym w Dorohusku funkcjonariusze służby celnej zarekwirowali bryłki zmodyfikowanej żywicy kolumbijskiej i drobnego bursztynu, pochodzące ze złóż ukraińskich. Jak słusznie zauważyli stróże prawa, mogły one zostać wykorzystane do produkcji falsyfikatów bursztynu bałtyckiego i wadliwych wyrobów jubilerskich. A wprowadzenie do obrotu tego towaru byłoby sprzeczne z zasadami ochrony konsumentów. Kilka dni temu Generalny Dyrektor Ochrony Środowiska zdecydował o nieodpłatnym przekazaniu kopalin instytucjom muzealnym. I tak 10 kg unikalnych surowców, za pośrednictwem służby celnej, wzbogaciło zbiory Muzeum Historycznego Miasta Gdańska i Muzeum Ziemi PAN w Warszawie. A to nie pierwsze nieodpłatne przekazanie bursztynu, który wcześniej próbowano nielegalnie wwieźć na terytorium Polski. W 2007 r. kilka kilogramów kopalin o wysokich walorach muzealnych odebrał Uniwersytet Śląski w Sosnowcu i wspomniane już Muzeum Historyczne w Gdańsku, które otrzymało wtedy prawie dwukilogramową bryłę o wartości kilku tysięcy złotych. Rekordową ilością, jaką udało się przejąć przez służby celne w ciągu jednego roku, było 300 kg tego surowca. Tym więc oto sposobem muzealne instytucje wzbogaciły się o wartościowy materiał dydaktyczno-szkoleniowy i badawczy.

Nagrodą dla przemytników za okazaną aktywność w poszukiwaniu drogocennych eksponatów będą finansowe restrykcje albo nawet pobyt za kratkami. A szkoda, gdyż powinni zostać docenieni. Przecież, jak mało kto, na postawione na początku pytanie odpowiedzą zdecydowanym i gromkim: tak! Najbardziej stosowny byłby zatem dyplom uznania wręczany przy blasku fleszy i umowa współpracy dotycząca dalszego wspierania kultury. Czyż to nie jest najlepszy sposób na pozyskanie takich eksponatów, jak: tropikalne rybki, egzotyczne ptaki, części rafy koralowej, muszle, skóry z zagrożonych gatunków zwierząt, a nawet żywe węże czy jaszczurki? Długo by wyliczać asortyment, który zwiększyłby stan posiadania nie tylko muzeów, bo także nawet ogrodów zoologicznych.

Zaś, aby przemytnicy nie nudzili się pomiędzy jednym a drugim zagranicznym wypadem w poszukiwaniu eksponatów, warto im dać zatrudnienie. Najlepiej sprawdziliby się w roli kustoszy. Są oni wszakże niezastąpionym „elementem” każdego muzeum. Któż lepiej niż szmugler będzie znał każdy z prezentowanych przedmiotów oraz potrafił opowiedzieć niezwykłe dzieje każdego z nich? A w końcu mogliby oni sami, to znaczy pod postacią woskowych figur, zapełnić muzeum poświęcone sprytnym przemytnikom najbardziej oddanym sprawie.

Kinga Ochnio