Komentarze
Źródło: MORGUEFILE
Źródło: MORGUEFILE

Kościelne pogwarki

Ubiegłotygodniowy felieton spowodował trochę zamieszania. Niektóre z osób „bardziej duchowych” zarzuciły mi, iż wypowiadając się przeciwko pewnym postawom chrześcijańskim, podważam podobno nauczanie pasterzy Kościoła. Nie wydaje mi się jednak to prawdziwe. Dlatego pozwolę sobie jeszcze raz wyjaśnić moje rozumienie rzeczywistości, a szczególnie starcia cywilizacyjnego pomiędzy islamistami i cywilizacją zachodnią oraz postaw Kościoła w tym konflikcie.

Terror w tzw. Państwie Islamskim nieustannie narasta. Każdego dnia jesteśmy karmieni medialnymi doniesieniami o okropnościach dokonujących się na tamtym terenie. Opisy zadawanych chrześcijanom cierpień przekraczają już możliwości percepcji nawet ludzi przyzwyczajonych do jatek w grach komputerowych. Co zatem robić?

W obliczu dzikiej przemocy Państwa Islamskiego chrześcijanie mogą ulec pokusie dwóch niepotrzebnych emocjonalnych reakcji.

Na jednym biegunie jest pragnienie zemsty. Jeśli ekstremiści zabijają niewinnych chrześcijan, zdarzają się przesadne głosy sugerujące, że powinniśmy wziąć cywilizacyjny odwet na tych muzułmanach, którzy są w pobliżu. Lecz wówczas sami staniemy się jak potępiani przez nas terroryści. I to nie jest tylko kwestia smaku, ale przede wszystkim podstaw naszej tożsamości cywilizacyjnej. Lecz powstaje inna irracjonalna zupełnie pokusa: pragnienie wyjścia naprzeciw terrorystom islamskim, skierowanie się ku rzewnej nadziei, bez wątpienia motywowanej żarliwym pragnieniem pokoju i wątpliwym irenizmem, że możemy „po prostu być przyjaciółmi”. Zachodni politycy i zwykli ludzie z chrześcijańskiego kręgu cywilizacyjnego utwierdzają w ten sposób islamskich terrorystów w ich przekonaniu, że Zachód jest zbyt słaby, by się im oprzeć.

Kościół i jego dzieci (we krwi unurzane)

W zeszłym tygodniu kard. Oscar Rodriguez Maradiaga wyraził obawę, iż brutalne prześladowanie chrześcijan przez Państwo Islamskie „może spowodować regres w dialogu chrześcijańsko-muzułmańskim”. Cóż w tym odkrywczego? Wszak nie ulega wątpliwości, że to prawda. Problem w tym, iż przywódców Państwa Islamskiego takie stwierdzenie nic nie obchodzi. Publiczne oświadczenia wydane przez przywódców ISIS nie wspominają, mówiąc delikatnie, o najmniejszej chęci dialogu. Oni nie chcą dzielić się swoimi myślami z irackimi chrześcijanami i dialogować z nimi teologicznie. Oni po prostu i zwyczajnie chcą ich zniszczyć. Ich ostatecznym celem nie jest osiągnięcie pokojowego porozumienia z zachodnim światem, ale jego ujarzmienie.

W czasie, gdy islamscy bojownicy są „zajęci” masową rzezią swoich chrześcijańskich sąsiadów, katolicki duchowny, który martwi się głośno „niepowodzeniem dialogu międzyreligijnego”, wydaje się być całkowicie oderwany od rzeczywistości. Prawda, że dialog i negocjacje są zawsze korzystniejsze od otwartej wojny (Winston Churchill zauważył, a nie był on wszak pacyfistą, że „ poruszanie szczękami jest zawsze lepsze od wojny”). Jednakże gdy zaczął się rozlew krwi, niedorzecznym jest sugerowanie, że to tylko negocjacje nie mają się dobrze.

Niestety powyższego oświadczenia kard. R. Maradiagi nie można tak łatwo zignorować. Wszak jest on nie tylko przewodniczącym międzynarodowej Caritas, ale przede wszystkim przewodniczącym Rady Kardynałów ustanowionej przez papieża Franciszka. Zatem publiczne wypowiedzi kard. Maradiagi mogą zostać uznane za oficjalny wykładnik działań i sposobu myślenia całego Watykanu. Muzułmańscy bojownicy bez wątpienia uśmieją się jak norki, gdy, pokazując w mediach i swoim pobratymcom odcięte głowy irakijskich chrześcijan, będą słyszeć jedną z głównych osób Kościoła katolickiego mówiącą o zaprzepaszczonych możliwości dialogu.

Krótkowzroczność lub niedokształcenie

Kardynał z Hondurasu nie zakończył swojej wypowiedzi na cytowanym przeze mnie fragmencie. W rzeczywistości – cytat powyżej odcięty w połowie zdania. W dalszej części uderzył w lament, że krwawe działania ISIS mogą „zniszczyć pokojowe współistnienie, korzystne dla wielu muzułmanów i chrześcijan w różnych częściach świata, ale przede wszystkim na Bliskim Wschodzie”. Mam wrażenie, że w tym momencie całkowicie oderwał się od rzeczywistości. Wszak „szczególnie na Bliskim Wschodzie” muzułmanie i chrześcijanie nie żyją w harmonii nie tylko w ciągu ostatnich dziesięcioleci. Dla przykładu w Libanie próbowano wprowadzić model współistnienia chrześcijańsko-muzułmańskiego. Nie udało się. Od 30 lat kraj ten pozostaje w krwawym chaosie. W innych krajach regionu, jak np. w Egipcie, Syrii i Iraku, chrześcijanie doświadczali wolności, jeśli nie liczyć sporadycznych problemów w przeszłości. Ale wraz z rozwojem wojującego islamu ten pokój został złamany. To, o czym mówi kard. R. Maradiaga, faktycznie jest tylko marzeniem, które rozwiało się wiele lat temu lub w ogóle nie zaistniało.

Papież Benedykt XVI wskazał ten problem, kiedy, przemawiając w Ratyzbonie, delikatnie zasugerował, że aby można w ogóle mówić o możliwości dialogu, islam musi przezwyciężyć swoją skłonność do irracjonalnego użycia siły. Gwałtowna reakcja na tę wypowiedź dobitnie potwierdziła prawdziwość papieskiego przekonania. Nawet „umiarkowani” przywódcy islamscy zatrzasnęli drzwi przed Watykanem, nie chcąc angażować się w dialog z instytucją, która żąda od nich tylko odrzucenia przemocy. Wzrost w siłę w ciągu ośmiu lat od wykładu w Ratyzbonie wojującego islamu, nieodmiennie związanego z przemocą oraz odmawiającego podstawowych praw osobie ludzkiej, uwyraźnił obawy wyrażone przez papieża Benedykta XVI. Jednak zamiast wskazywać na argument podniesiony przez ówczesnego papieża większość purpuratów, oględnie mówiąc, odcięła się od niego. Zamiast żądać od odpowiedzialnych przywódców muzułmańskich, by przyłączyli się do kampanii przeciwko terroryzmowi, zaczęto na siłę udawać, że nie istnieje związek między wiarą i przemocą wśród islamskich terrorystów.

To nie rojenia nawiedzonego felietonisty

Kard. R. Maradiaga nie jest sam w tym przekonaniu. Konferencja biskupów USA w oświadczeniu opublikowanym w internecie wkrótce po brutalnym morderstwie Jamesa Foley’a potwierdziła chęć dialogu z islamem i ubolewała, że niektórzy katolicy stracili zainteresowanie międzyreligijnym dialogiem. Co ciekawsze, w piśmie możemy ponadto przeczytać: „Rozumiemy dezorientację i głębokie emocje związane z ujawnianiem prawdziwych i pozornych aktów agresji oraz dyskryminacji dokonywanych przez niektórych muzułmanów wobec nie-muzułmanów, również często wobec chrześcijan poza granicami ich krajów”. Przepraszam za emocjonalny stosunek, ale czy można wyrazić się jeszcze gorzej? Jak można mówić o „błędzie” i o przemocy „prawdziwej i pozornej”, podczas gdy setki chrześcijan umierają, a ścięcie Amerykanina jest wrzucane jako filmik Youtube? Czy nie jest to najpewniejszy sposób, aby z jednej strony przekonać terrorystów, że Kościół nie ma woli, by się im oprzeć, a z drugiej pokazać większości świata zachodniego, że Kościół zdaje się unikać jakiejkolwiek dyskusji? Oczywiście oświadczenie biskupów na końcu wspomina o „naszym smutku, nawet naszym oburzeniu” wobec przemocy w świecie islamskim. Ale nawet w tym zdaniu trzeba było koniecznie dodać, że „muzułmanie też są celem ekstremistów” i wspomnieć „harmonię, która wiąże nas ze sobą we wzajemnej pomocy, uznaniu i przyjaźni”.

Na koniec tylko jedna myśl

Jeśli ma istnieć harmonia między islamem i chrześcijaństwem, musi rzeczywiście być oparta na WZAJEMNYM uznaniu. A dziś „wzajemne uznanie” wymaga (jako minimum) głośnego, jednoznacznego i silnego potępienia tych wszystkich, którzy zabijają chrześcijan w imię religii, i wszystkich tych, którzy im pomagają.

W jednym z artykułów w Wall Street Journal były wydawca gazety Karen Dom stwierdził, że świat zachodni powinien oczekiwać więcej od swoich sojuszników na Bliskim Wschodzie. Tytuł tego artykułu brzmiał: „To jest czas dla Saudyjczyków, aby powstać”. Kościół powinien podobnie powiedzieć swoim odpowiednikom po stronie muzułmańskiej, szczególnie tej, która zamieszkuje Europę i Amerykę. Powinien powiedzieć muzułmańskim duchownym, że nadszedł czas, aby powstali. Powiedzieć im, że jesteśmy zainteresowani dialogiem, ale tylko wtedy, gdy odetną się całkowicie od tych, którzy nawołują, popełniają lub usprawiedliwiają przemoc na tle religijnym. Trzeba im powiedzieć zdecydowanym głosem, że łatwizną jest powtarzanie, iż islam jest religią pokoju. Ale gdy rozpoczęła się walka cywilizacyjna, nadszedł czas, aby opowiedzieli się po jednej ze stron.

Ks. Jacek Świątek