Kościół nie ma granic
ŚDM bronią się same i są nadal jedną z najlepszych wizytówek pontyfikatu św. Jana Pawła II. Gdyby tak nie było, to dziś, po dziewięciu latach od jego śmierci, poszłyby w zapomnienie. A tymczasem kolejni papieże - i to o tak różnych temperamentach, a nawet wizjach duszpasterskich - widzą w nich ciągle prorocze narzędzie ewangelizacji współczesnego świata.
Oczywiście, jak każde wydarzenie duszpasterskie, ŚDM wymagają zawsze świeżego namysłu i właściwego przygotowania, szczególnie na poziomie diecezji i parafii. Nie są magiczną różdżką, która uzdrawia i obdarowuje. Są narzędziem, które odpowiednio użyte może przynieść błogosławione owoce konkretnym osobom i całym wspólnotom. Dzisiaj, kiedy pokolenie młodych studiuje i pracuje nie tylko w swoim mieście czy nawet w swojej ojczyźnie, ale pokonuje setki, tysiące kilometrów, zyskuje dyplomy uczelni całego świata i migruje wiele razy w życiu, by nadążyć za wyzwaniami nowych korporacji, doświadczenie wspólnoty Kościoła powszechnego staje się jak najbardziej konieczne.
ŚDM pokazują młodym, że ich wiara nie jest przywiązana jedynie do miejsca zamieszkania czy do parafii rodziców. Wszędzie, gdzie się udają na studia czy do pracy, są inni młodzi przeżywający to samo doświadczenie Chrystusa i tworzący ten sam Kościół. Tak jak 20 lat temu mówiliśmy maturzystom, że w dużych miastach istnieją ośrodki duszpasterstwa akademickiego i że powinni odnaleźć te miejsca, tak teraz musimy młodym wskazać powszechność Kościoła, aby wiara nie kojarzyła się tylko ze strojem pierwszokomunijnym czy bierzmowaniem jako jej ostatnim akordem. Ilekroć zapraszamy młodych na ŚDM, mówimy im: nie jesteś sam, tak jak ty wierzysz, tak wierzą setki, tysiące i miliony młodych na całym świecie. Nie rezygnuj z wiary, nie rezygnuj z Chrystusa. Kościół jest żywy i nie ma granic. ...
Monika Lipińska