Kościuszko w Wiśniewie i Mościbrodach
Karol otrzymał więc rozkaz marszu spod Siedlec w rejon Kocka, nie rezygnując z obserwowania korpusu Suworowa. Gen. Poniński, zabezpieczający od Austriaków, miał utrzymywać stały kontakt z gen. Sierakowskim, a gen. Mokronowski z Grodna winien był zbliżyć się do górnej Narwi. Gen. Hauman maszerujący z Warszawy doszedł tego dnia do Grębkowa. Ten zasłużony oficer otrzymał rozkaz objęcia komendy i marszu na pomoc gen. Sierakowskiemu w chwili, gdy ze ślubu małżeńskiego wracał do domu. Sprawy Ojczyzny postawił jednak na pierwszym miejscu i mimo swego przywiązania do króla, nie odmówił. Po wymarszu wystąpiły nagle niepokoje w dowodzonym przez niego zgrupowaniu i rozpoczęły się jakieś dziwne dezercje. Najwyższy Naczelnik kazał mu przeprowadzić śledztwo, czy za tym nie kryje się jakaś namowa lub rzeczywista krzywda żołnierzy.
Dopiero 25 września gen. Hauman przybył do Chodowa. Przyprowadził 7 regiment, baon 2 regimentu i oddział strzelców celnych Stanisława Dębowskiego. Późnym wieczorem nadszedł tam gen. Kamieński z 5 pułkiem przedniej straży i II brygadą pińską kawalerii narodowej gen. Kopcia. Obaj ci oficerowie dzielnie walczyli już wcześniej. Gen. Kamieński odznaczył się pod Szczekocinami, a gen. Kopeć po II rozbiorze został wcielony do wojska rosyjskiego. Po wybuchu powstania przebił się do Kościuszki. Gen. Sierakowski radował się z przybycia posiłków. Jego dywizja rosła w siłę. Maszerował mu jeszcze na pomoc płk Kwaśniewski, który tego dnia dotarł do Tuchowicza. 26 września, połączone siły Sierakowskiego, Kniaziewicza, Haumana, Kamieńskiego i Kopcia rozpoczęły marsz na południe i osiągnęły Wiśniew. W Siedlcach pozostawiono małą komendę pod dowództwem gen. Izydora Krasińskiego. Lazaret siedlecki przepełniony rannymi (356 żołnierzy) odesłano do Mińska Maz. W Wiśniewie dywizja gen. Sierakowskiego zatrzymała się na dwa dni. W bardzo szybkim czasie była już prawie odtworzona i liczyła 5,5 tys. żołnierzy oraz 20 dział. Ponadto w marszu znajdował się jeszcze batalion grenadierów krakowskich i inne drobne oddziały, łącznie około 700 ludzi. 26 września przybył do Siedlec Najwyższy Naczelnik. Prawdopodobnie znowu zatrzymał się u księżnej Ogińskiej. Stwierdziwszy, że pod Chodowem nie ma już sił polskich, wysłał gońca za gen. Sierakowskim. Kurier po niedługim czasie odnalazł nowe miejsce postoju jego dywizji i 27 września Kościuszko przybył do obozu pod Wiśniewem. Miano odczytać żołnierzom jego najnowszy rozkaz pisany w nocy w Siedlcach. Zaczynał się on od słów „Bracia i koledzy moi! W odwadze waszej są przyszłe losy Ojczyzny…” W piśmie tym obiecywał mężnym żołnierzom ziemię z dóbr narodowych, ale i salwę z dział tym, co będą uciekać z pola bitwy. Naczelnik przybył w odpowiednim momencie, bo między Sierakowskim i Haumanem toczył się spór o dowodzenie. Wódz Naczelny przeciął swary, odsyłając Haumana do Warszawy, a dowodzenie powierzając Sierakowskiemu.
W Wiśniewie Kościuszko poświęcił sporo czasu na uporządkowanie dywizji. Polecił złożyć sąd polowy. Zażądał od wszystkich oddziałów „specyfikacji dystyngujących się i tych którzy z placu boju pierzchnęli”. Pierwszych nagrodził, drugich kazał sądzić. Mjr Kosmowski otrzymał złotą obrączkę z napisem „Ojczyzna swemu obrońcy”, a ksiądz kapelan, który pod Terespolem zachęcał naszych żołnierzy słowem i przykładem, otrzymał złoty zegarek.
Najwyższy Naczelnik został zaproszony na obiad do dworu w Mościbrodach. Tak o tym wspominała Kazimiera Lemnicka, co zapisała jej wnuczka Aleksandra z Chomętowskich Borkowska: „Ojciec mój (starosta Kazimierz Lemnicki J.G.) nie był w domu, gdy nam znać dano, że jenerał [Kościuszko – J.G.] z całym swym sztabem rozkwaterował się na wsi, gdzie mu wypadła dniówka. Zerwała się żywo ze stołka na tę wieść madame Coppe [ochmistrzyni, francuska emigrantka – J.G.], zaczęła wydawać przywołania kucharza i szafarki, to znów odkurzania mebli w bawialnej sali, a przy tym poprawiała prędko trochę rozrzucone włosy. – Na co te wszystkie przygotowania, zapytałam zdziwiona. Jak to? Nie odgadujesz Waćpanna? Skoro tylko wszystko będzie w należytym porządku, poślem w twym imieniu prosić jenerała, aby tu przybył na obiad. – Zmiłuj się madame Coppe, czyż potrafię w niebytności mego ojca przyjąć z winną mu atencją tak zacnego gościa? – To trudno, musisz waćpanu ukazać się i przemówić układnych słów kilka. Reszta na mojej głowie, lecz ubieraj się prędzej w niebieską perkaliową suknię, bo już południe się zbliża…
Madame Coppe ubrała się wykwintnie, przykrasiła twarz różem i bielidłem, przylepiła parę kitajkowych muszek i siadła obok mnie w bawialnej sali. Nadszedł wkrótce pan jenerał, otoczony świetnym sztabem, ubrany w granatową skromną czamarkę, nie wyglądał bynajmniej na dowódcę swych strojnych oficerów. Dano znać do stołu, jenerał podał mi rękę a przeprowadziwszy do jadalni, stanął poza mym stołkiem i dopiero na usilne prośby zajął przygotowane sobie miejsce. Pełen dworności rycerskiej w towarzystwie kobiet, rozmawiał wyłącznie o przedmiotach mogących mnie zająć, sam odmieniał podawane mi talerze i stało się jakoś, że znikła wrodzona moja nieśmiałość, że rada byłam w duszy zaprosinom madame Coppe – ona też ze swej strony starała się zwrócić na siebie uwagę otaczających i z zadowoleniem słuchała pięknych słówek, których jej nie szczędzono. Niezbyt długo po skończonym obiedzie, jenerał dał znak, że już czas powracać do kwatery. Gdy już wszyscy zbierali się do wyjścia, zbliżywszy się do mnie wyrzekł: – Bardzo wdzięcznie dziękuję pannie starościance za tak miłe i gościnne przyjęcie – po czym pocałowawszy mnie w rękę wyszedł wraz z drugimi. W późniejszych czasach mego życia, zdarzyło mi się napotkać wielu znakomitych ludzi, lecz żaden z nich nie zatarł w pamięci mojej Kościuszki, którego nie ujrzałam już więcej, od owej dniówki w Mościbrodach”.
Józef Geresz