Komentarze
Koszmarnocki

Koszmarnocki

W poniedziałek, 17 czerwca, portal media2.pl zamieścił informację, iż niedługo zniknie z ramówki poczciwa dobranocka. Emitowany od lat program przegrywa z tematycznymi, całodobowymi kanałami dla dzieci, których na każdej platformie cyfrowej jest kilka.

Komentując decyzję, prezes TVP stwierdził: „dobranocki mają już dziś niewielką widownię, składającą się głównie z osób starszych”. Według informacji Juliusza Brauna, dzieci stanowią zaledwie 10% widzów. Prezes zapewnił, że osoby, którym bliskie są „Dobranocki”, mogą obejrzeć je w TVP Kultura o 19.30. Dodał też, iż TVP ubiega się o miejsce w ramach naziemnej telewizji cyfrowej dla nowego kanału dziecięcego TVP ABC. Ewentualny jego start planowany jest dopiero na 2014 r.

Tyle fakty. W sytuacji, gdy telewizja publiczna zmaga się z problemami finansowymi, analiza ramówki i cięcie tego, co ma stosunkowo nikłą oglądalność, nie dziwi. Rachunek ekonomiczny w czasach kryzysu musi być brany pod uwagę. Wiadomość zwróciła moją uwagę z innego powodu: mam, jak zapewne wielu z Państwa, bardzo sentymentalny stosunek do wspomnianych dobranocek, które znaczyły moje dzieciństwo czekaniem na kolejne przygody Misia Uszatka, Rumcajsa, Bolka i Lolka, Reksia, fascynacją zaczarowanym ołówkiem i wzajemnymi psikusami Wilka i Zająca, melancholią Krecika. Coś się kończy. Eeeech… Dwa kanały telewizyjne – czy młodsze pokolenie jest sobie to w stanie wyobrazić? Pewnie nie. A jednak ośmielę się postawić tezę, iż mając do dyspozycji jedną bajkową dzisięciominutówkę dziennie, byliśmy szczęśliwsi niż dzisiaj dzieci dysponujące barwnymi kanałami disneyowskimi, setkami kreskówek osiągalnych od ręki w systemie VOD. Może tym należy tłumaczyć skądinąd trafną diagnozę prezesa TVP, iż dobranocki mają dziś widownię „składającą się głównie z osób starszych”? Chodzi o emocjonalny powrót do szczęśliwej ery dzieciństwa… Świat pędzi naprzód i na sentymenty nie ma czasu.

Ale to nie jedyny powód powstania tego tekstu. Drugi jest ważniejszy od pierwszego: chodzi nie tylko o to, czy i gdzie dzieci będą miały swój telewizyjny kącik, ale o to, jaka będzie jakość odbieranych przez nie treści. A tu już nam się sprawa mocno komplikuje.

Małgorzata Więczkowska, znany pedagog, zajmująca się wychowaniem do odbioru mass mediów, psychomanipulacją i potencjalnymi zagrożeniami stamtąd płynącymi, od lat analizująca treść prezentowanych bajek dla dzieci, bije na alarm! Problem jest wieloaspektowy. Oto przykład z brzegu: przez ostatnich kilka lat ogromną popularność wśród dzieci i młodzieży zdobyły japońskie kreskówki, czyli anime. W ciągu tygodnia można obejrzeć w telewizji ponad 20 serii wieloodcinkowych filmów tego gatunku (np. Naruto, Król Szmanów, Yattaman, Pokemon, B-Daman, Mała Syrenka, Czarodziejka z Księżyca i in.). Choć w powszechnym odbiorze są adresowane do dzieci, wiele z nich nie jest dla nich przeznaczonych! Bardzo dużo jest w nich scen walki, agresji, przemocy. Promuje się hedonizm w każdej postaci, pomieszanie dobra i zła. Wiele filmów zawiera okultystyczne przesłanie, pojawiają się talizmany, amulety, magia. Opakowane w błyskotliwą akcję, zmieniające się kolory przyciągają uwagę najmłodszych odbiorców. Wprowadzają kulturowy i religijny synkretyzm, burzą moralność, zamazują tradycyjny obraz rodziny. Zamiast pomagać rozumieć świat, generują sztuczne potrzeby i tworzą konsumpcyjne wzorce. Zdarza się też miękka pornografia tzw. ecchi.

Zastanawiacie się czasem Państwo, co oglądają Wasze dzieci? Wiem, wiem, zabiegani jesteście… Może jednak czasem warto wyłączyć telewizor i najzwyczajniej w świecie, po staroświecku, poczytać swoim pociechom bajki braci Grimm, odwiedzić przyjaciół z Kubusiem Puchatkiem? Poruszyć wyobraźnię, a przy okazji udać się w podróż sentymentalną do swojego dzieciństwa.

Gwarantuję : na pewno więcej będzie z tego pożytku. I przyjemności też.

Ks. Paweł Siedlanowski