Historia
Źródło: Wikimedia
Źródło: Wikimedia

Kresy są warte lektury

Kresy Wschodnie zamieszkiwali przedstawiciele blisko 30 narodów cechujących się pokrewieństwem językowym i wspólnym pochodzeniem, ale inną kulturą czy religią. Miało to zarówno pozytywne konsekwencje - wzajemne przenikanie się kultur, jak i - zwłaszcza w XX w., gdy ujawniły się tu silne tendencje nacjonalistyczne - negatywne.

W pamięci Polaków tym najstraszniejszym i wciąż nieprzepracowanym z sąsiadami konfliktem pozostaje rzeź wołyńska - nasza do dziś niezabliźniona rana. Gdyby jednak stworzyć ranking rodzimych mitów, jednym z najważniejszych z całą pewnością zostałyby właśnie Kresy - utracone po II wojnie światowej na rzecz Związku Radzieckiego wschodnie rubieże Rzeczpospolitej. Komunistyczne rządy w Polsce, nieustannie podkreślające „przyjaźń” ze wschodnim sąsiadem, wyeliminowały ten termin i próbowały wymazać ze świadomości Polaków istnienie kresowych ziem, a zwłaszcza ich związek z Polską. Nie było to jednak takie proste, ponieważ w sercach tych, którzy musieli opuścić wschodnie rubieże, pozostały one jako raj utracony, „kraj lat dziecinnych”, który już na zawsze „zostanie święty i czysty”. Upadek komunizmu w 1989 r. przywrócił Kresom Wschodnim należne im miejsce w polskim dyskursie historycznym, co z kolei w latach 90 zaowocowało będącą próbą nadrobienia półwiecza milczenia i zakłamania erupcją kresowych wspomnień.

Do narodzin narodowej legendy Kresów bez wątpienia przyczyniły się niezwykle barwne dzieje tych ziem, uroda kresowych metropolii – Lwowa, Wilna czy Grodna, a także codziennego życia w dworach i pałacach ziemiańskich czy środowisku osadników wojskowych. Ta spuścizna mocno odcisnęła się w literaturze, malarstwie i filmie. W kreowaniu zmitologizowanej rzeczywistości ogromną rolę odegrała głównie literatura, która tereny te ukazywała jako obszar stanowiący szkołę polskiego rycerstwa i jego etosu. Wielkie zasługi położył na tym polu Henryk Sienkiewicz, który broniących wiary na „przedmurzu chrześcijaństwa” bohaterów swoich książek konstruował na wzór antycznych herosów. Jeśli dołożymy do tego ukształtowane przez Mickiewicza i Słowackiego, dla których ziemie nad Niemnem i Ikwą były „małą ojczyzną”, poczucie kresowej straty, to sentyment do Kresów nie mógł w polskiej duszy – nawet tej, która zna je tylko z opowieści – nie zaistnieć.

Nie tylko Sienkiewicz
Wartość wschodnich rubieży w naszej zbiorowej świadomości podnoszą też wielkie nazwiska pochodzących stamtąd ludzi. Oprócz przywołanych już Mickiewicza i Słowackiego należy wspomnieć chociażby takich tuzów polskiej literatury, jak uznany za jej ojca Mikołaj Rej („Niechaj to narodowie wżdy postronni znają, iż Polscy nie gęsi, iż swój język mają”), Eliza Orzeszkowa, Stanisław Lem czy doceniony w szerokim świecie Joseph Conrad (Józef Teodor Konrad Korzeniowski), hetmanów i królów: Stanisława Żółkiewskiego, Jana III Sobieskiego czy Stanisława Augusta Poniatowskiego, istniejącego w świadomości narodowej jako symbol walki o niepodległość Tadeusza Kościuszkę, polityków: Ignacego Jana Paderewskiego i Józefa Piłsudskiego, ludzi szeroko rozumianej sfery muzyki: Stanisława Moniuszkę czy Czesława Niemena. A to tylko część pochodzącego z Kresów naszego narodowego panteonu.

Nie umiera, kto żyje w pamięci
Żywotność kresowego mitu i kresowych sentymentów wciąż podkreślają związki i stowarzyszenia kultywujące pamięć o kulturze i tradycji należących niegdyś do Polski wschodnich ziem. W kraju działają m.in.: Związek Sybiraków, Stowarzyszenie Rodzin Osadników Wojskowych i Cywilnych Kresów Wschodnich, Związek Wypędzonych z Kresów Wschodnich RP, terenowe oddziały miłośników i przyjaciół kresowych ziem, w tym m.in.: Wołynia i Polesia, Grodna i Wilna, Ziemi Podolskiej czy Drohobyckiej. Emigracja może poszczycić się m.in.: Ogniskiem Rodzin Osadników Kresowych, Związkiem Ziem Wschodnich, kołami w Londynie, Melbourne, Chicago czy Toronto. Wiele organizacji i stowarzyszeń można spotkać na terenach utożsamianych z Kresami – Ukrainie, Białorusi, Liwie czy Łotwie. 

Kresy są warte lektury
Mimo że wymiera ostatnie pokolenie pamiętające polskie Kresy, mit tych ziem ma się całkiem dobrze. Powodzeniem cieszą się zarówno wycieczki na Kresy, jak i dotycząca tych ziem literatura. Wśród książek prawdziwą furorę robią w ostatnich latach książki Sławomira Kopra i Tomasza Stańczyka – trylogia: „Ostatnie lata polskiego Lwowa”, „Ostatnie lata polskiego Wilna”, „Ostatnie lata polskich Kresów”, i najnowsza książka – „Najdalsze Kresy. Ostatnie polskie lata”. Odnajdziemy w nich zarówno egzotykę tych ziem, jak i odsłony z prywatnego życia politycznych i artystycznych elit II Rzeczpospolitej, a także lubiane przez czytelników historie wielkich miłości, skandale, portrety celebrytów, a nawet – walkę wywiadów. Nie pozostaje zatem nic innego, jak polecenie Państwu tej lektury. 
 


Polskość zaczyna tam być ceniona

PYTAMY Sławomira Kopra, współautora książek o Kresach Wschodnich
 

Do lat 90 minionego wieku Kresy nie istniały w Polsce w oficjalnym obiegu. Można nawet powiedzieć, że komunizm wdeptał je w ziemię…

Kresowiacy i ich potomkowie pamiętali. W obiegu społecznym jednak faktycznie nie istniały, chociaż oczywiście zdawano sobie sprawę z faktu, że przez pokolenia Lwów, Grodno czy Wilno były polskie. Ale władza ludowa unikała tematu, czego najlepszym przykładem były lekcje oficjalnej historii w szkołach. O Lwowie mówiono w kontekście Rzeczypospolitej Obojga Narodów, czasami pojawiał się jeszcze przy okazji XIX w., a potem cisza. 

 

Co było największą siłą Kresów? A co siłą przyciągania tam Polaków dziś?

Osadnictwo polskie istniało tam przez ponad sześć wieków, zatem trudno, by nie pozostawiło swoich śladów. Tym bardziej miejscowe elity stosunkowo szybko się polonizowały. To nie przypadek, że polskie rody arystokratyczne, jak chociażby Radziwiłłowie czy Wiśniowieccy, miały litewskie czy rusińskie korzenie. Natomiast teraz przyciąga nas nostalgia, pamięć o ludziach i wydarzeniach. Przez stulecia była to przecież ważna część naszego kraju i stamtąd pochodziło wielu wybitnych twórców naszej kultury.

 

Czy cykl książek o Kresach, jaki wyszedł spod piór Pana i Tomasza Stańczyka, nie wpisuje się w i tak już zmitologizowane przez Polaków postrzeganie tych ziem?
Nie. Piszemy prawdę bez upiększeń. O rzeczach pięknych, wspaniałych, ale też o tych mniej godnych pochwały. 

 

Kresy to też niezabliźniona rana Polaków – pogromy, deportacje…
Jak cała nasza najnowsza historia, aczkolwiek trzeba przyznać, że ludność na Kresach doświadczyła tego w sposób szczególny. Nie ukrywamy też, że nie zawsze nasi rodacy z Kresów zachowywali się w porządku do innych narodowości. Nie można tego porównywać z Rosjanami, Ukraińcami czy Niemcami, ale też coś mamy na sumieniu.

 

Jaka jest dzisiaj kondycja kresowych Polaków? Mają szansę przetrwać czy się zasymilują?

Myślę, że nie najgorsza, a polskość zaczyna tam być ceniona. Z drugiej jednak strony na Białorusi młodsze pokolenie prawie zupełnie się zasymilowało, a starzy wymierają na wsi. Widziałem opuszczone polskie wioski, gdzie nikt już nie mieszka. Bardzo smutny widok.

 

Są tacy, którzy twierdzą, że w czasach pieriestrojki była szansa odzyskania wschodnich ziem utraconych w 1939 r… I nawet żałują, że to się nie spełniło…

Absurd, wyroki historii były inne. I co, mielibyśmy objąć te ziemie z powrotem i przesiedlać tam z Ziem Odzyskanych Kresowiaków i ich potomków? A co zrobić z Ukraińcami, Litwinami czy Białorusinami, którzy zajęli polskie domy? Wyrzucić ich za Zbrucz czy Niemen? Historia już wystarczająco namieszała i nie ma powodów, by jeszcze bardziej to wszystko komplikować. 

 

Jak tandem Sławomir Koper&Tomasz Stańczyk podzielił się pisaniem o Kresach?

Tomek pisze o bardziej martyrologicznych tematach, ja natomiast wolę te luźniejsze, bardziej obyczajowe plus sprawy kultury. Ale nie zawsze, z różnych względów tak jest i dlatego w ostatnim tomie – „Najdalsze Kresy”, napisałem rozdział o operacji polskiej NKWD. Być może z tego powodu, że to ja byłem jego autorem, tekst nie epatuje okrucieństwem, a bardziej narastającą grozą. To jednak dwie różne sprawy: wyliczać zamordowanych i opisywać, jak ich mordowano, a co innego oddać nastrój tej tragedii. 

 

Kresy są warte lektury?

Zawsze i wszędzie. 

Anna Wolańska