Krzyk
Z rozrzewnieniem - a młodsze pokolenie: z niedowierzaniem, jakby to były opowieści z krypty - starsi wspominają czasy, gdy był tylko jeden kanał telewizyjny. Kultowe było w nim właściwie wszystko, poczynając od dobranocki i dziennika, przez powtarzane cyklicznie seriale (Przygody psa Cywila, Czterej pancerni i pies itd.), czwartkowe Kobry i przygody amerykańskiego gliny Kodżaka aż po łzawą historię niewolnicy Isaury, gnębionej przez niedobrego Leoncia.
Ludzie spotykali się w domach na wieczorne telewizyjne seanse, wspólnie wzruszali się, komentowali codzienną porcję informacji dostarczanych o 19.30 czy wtorkowe konferencje prasowe maestro manipulacji i kłamstwa Jerzego Urbana. Wideo (początkowo niewyobrażalnie drogie) pojawiło się znacznie później, budząc powszechny podziw. Piszę o tym nie dlatego, by wzbudzać tęsknotę za słusznie minionymi czasami. Raczej po to, aby jest zestawić ze współczesnością. Na poziomie technicznym, informacyjnym jesteśmy lata świetlne naprzód. Zmieniła się też mentalność, sposoby percepcji rzeczywistości, metody jej opisu. Sielanka – nawet jeśli była tylko złudzeniem – zniknęła bezpowrotnie. Dziś spokojna narracja zamieniła się w krzyk.
Kto krzyknie głośniej?
W większości gospodarstw domowych są dziś odbiorniki proponujące dziesiątki, bywa, że i setki kanałów zawierających informacje. Są to dźwięki, obrazy, teksty pisane, a najczęściej formy stanowiące hybrydę wielu nośników. Słowo samo w sobie to dziś za mało. Aby zachować jego odpowiednią rangę, musi zostać poparte jeszcze czymś. ...
Ks. Paweł Siedlanowski