Komentarze
...krzyk szarego, zwyczajnego człowieka...

…krzyk szarego, zwyczajnego człowieka…

8 września 1968 r. Spokojny zdawałoby się dzień. Na stadionie tłumy ludzi, wieńce dożynkowe, śpiewy, tańce, cepelia, krajki, pawie pióra, łowickie zapaski, góralskie kierpce. Szum, gwar, muzyka, zabawa. Czy to może zagłuszyć krzyk palącego się człowieka? Czy może zamknąć oczy na liżące ciało płomienie? Czy można przemilczeć dramat samospalenia w proteście?

 

Niestety – tak. Bo rok trzeba było czekać, by Radio Wolna Europa podało wreszcie o czynie samotnego Polaka, Ryszarda Siwca, który, protestując przeciw działaniom totalitarnych władców komunistycznej części Europy, wybrał drogę samounicestwienia. Od tamtego czasu minęły już 44 lata, jak w Mickiewiczowskiej przepowiedni. Przeszedł Grudzień, potem Czerwiec, radosny Sierpień, znowu zimowy Grudzień, czerwcowe prawie-wybory. Czy jest sens wspominać to, co jest już rozliczoną(?) przeszłością? Może i nie. Lecz pamięć to kornik, gryzący zakamarki sumienia, i trudno pozbyć się tego stworzenia. Im bardziej z nim walczysz, tym mocniej gryzie.

„Po to, by nie zginęła prawda, człowieczeństwo, wolność…”

Zrobiono z niego potem szaleńca i alkoholika. Nawet na pogrzebie szeptały służby, że niespełna był rozumu. Miłosz wspominał Campo di Fiori, gdy widział karuzelę wzlatującą w dymach płonącego getta. Nie potrafię powiedzieć dlaczego, ale gdy myślę o czynie Ryszarda Siwca, zawsze staje mi przed oczami postać młodego chłopaka, który w carskim więzieniu podpala pod sobą siennik, aby nie wydać oprawcom swoich współtowarzyszy konspiracyjnych. Karol Levittoux. Gintrowski śpiewał po latach: „Mniej boli ogień, niźli ran płomienie. Dziś sobie takie rozścielę posłanie, co moją celę w jeden krzyk zamieni…”. Ten protest, to największy możliwy ludzki krzyk. Właśnie – ludzki. Słowacki nie darmo pisał: „Niech żywi nie tracą nadziei i przed narodem niosą oświaty kaganiec; a kiedy trzeba na śmierć idą po kolei, jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec!..”. Jeśli oświata to nie tylko wyuczone na pamięć formułki, wzory i szablony, ale kształtowanie człowieczeństwa w jego pięknie i pełni, to ludzka śmierć w proteście jest kamieniem tworzącym szaniec przed nawałą. Nie znają tego dzisiejsi „wykształceni”. Może spoglądają na płonącego Ryszarda Siwca jak na prowincjonalnego księgowego, po godzinach dorabiającego hodowlą kur i ogrodową pracą. Dopiero płomienie wydobyły z niego to, kim był. Absolwent Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie, ukończył tam studia filozoficzne. A każdy, kto choć trochę zna historię polskiej nauki, dobrze wie, że ten kierunek na tym uniwersytecie był jednym z wiodących w przedwojennej Polsce, wydając sławy światowej filozofii. Walczył potem w AK. Po wojnie odmówił pracy w szkolnictwie, bo nie chciał oddawać się na służbę komunistycznej indoktrynacji. To samozaparcie w dążeniu do mówienia prawdy powodowało jego działania. Pisał własnoręcznie ulotki, przepisując je w niezliczonych egzemplarzach na własnej maszynie do pisania. Dziś może powiedzieć ktoś, że to bezsensowne i nieefektywne. Być może, lecz prawda w życiu tylko osobistym jest wartością najwyższą. Z niej płynie sens istnienia, który staje się przestrzenią ludzkiej wolności. Czyż nie to pchnęło bohatera Dumasowskiej powieści „Hrabia Montechristo”, księdza Farię, do szukania wyjścia, drogi ucieczki z więzienia w zamku d’If? I może dlatego Ryszard Siwiec pisał w ostatnim liście do żony, kreślonym w pociągu do Warszawy: „Jest mi tak dobrze, czuję spokój wewnętrzny jak nigdy w życiu.” Po latach bł. ks. Jerzy Popiełuszko powie: „Żyć w prawdzie to być w zgodzie ze swoim sumieniem. Prawda zawsze ludzi jednoczy i zespala. Wielkość prawdy przeraża i demaskuje kłamstwa ludzi małych, zalęknionych. Od wieków trwa nieprzerwana walka z prawdą. Prawda jednak jest nieśmiertelna, a kłamstwo ginie szybką śmiercią… Tak wielu ludzi nie trzeba, by głosić prawdę. Może być niewielka gromadka ludzi prawdy, a będą nią promieniować. Ludzie ich sami odnajdą i przyjdą z daleka, by słów prawdy słuchać…”.

„Opamiętajcie się, jeszcze nie jest za późno…”

Można powiedzieć, że dzisiaj takie gesty nic nie znaczą. No, cóż, może i tak. Lecz odnoszę nieodparte wrażenie, iż niedaleko jesteśmy od tamtych dożynkowych śpiewów i płomieni niszczących życie Ryszarda Siwca. Dzisiaj również słychać zabawowe dźwięki, a ludzie szukają pozorów życia w tanecznym zwidzie. Mamy niby państwo, które nie jest w stanie ochronić własnych dostojników i zwykłych ludzi przed oszukańczą bandą. Dzisiaj również zasypywani jesteśmy w mediach informacjami o nieistotnych sprawach, a to, co jest zasadnicze dla naszego narodowego bytu, i machinacje około naszej niepodległości pokrywa całun milczenia lun zmowa znowu szepczących kłamstwa służb. Dzisiaj ponownie sprowadza się polskość do cepeliowych cekinów, a nie do pytań i tez zasadniczych. I dzisiaj ci, którzy o tę Polskę się dopominają uważani są za szaleńców i degeneratów.

Być może musimy jako naród przejść przez to, co stało się udziałem chrześcijaństwa. Od początku bowiem zmagało się ono nie tylko z herezjami i sofistycznymi twierdzeniami, lecz także z drwinami ludzi pozornie inteligentnych, których to szyderstw nie zwalczają rozumowe argumenty. Kiedy więc zaczyna brakować możliwości rozmowy, może potrzebny jest ktoś taki, jak Ryszard Siwiec, który stanie się świadkiem.

„Jeszcze tkwi iskierka ludzkości…”

I jest jakąś ironią fakt, że dzisiaj czeski odpowiednik Instytutu Pamięci Narodowej mieści się przy ulicy poświęconej Ryszardowi Siwcowi, a nasz tuła się bez siedziby. Można powiedzieć tylko jedno: Szkoda ludzi…

Ks. Jacek Świątek