Kultura

Książka wciąż niedoceniana

Rozmowa z Magdaleną Chodzińską, dyrektor Gminnej Biblioteki Publicznej w Wysokim.

Gminnej Bibliotece Publicznej stuknęła właśnie czterdziestka. Jak zmieniła się placówka w ciągu tych ostatnich lat? Oj, bardzo. Zarówno strukturalnie, jak i mentalnie. Biblioteka w Wysokim powstała w 1985 r. w domu prywatnym. Zajmowała niewielką przestrzeń, a książki można było wypożyczać rano i wieczorem. W 2013 r. przeniesiono ją do nowo wybudowanego lokalu, a w 2015 r. stała się biblioteką główną. Początki były trudne. Biblioteki jeszcze wtedy nie były otwarte na różnorodność.

Skupiano się głównie na wypożyczaniu książek. Miejsce to kojarzyło się z ciszą, ale zaczęliśmy to zmieniać i organizować wydarzenia kulturalne. Gdy dziesięć lat temu objęłam to stanowisko, okazało się, że każdy w moim zespole posiada jakiś ukryty talent. Wydobywaliśmy je wspólnie. Jeszcze wtedy nie byliśmy zgraną ekipą, lecz powoli budowaliśmy relacje. Ustaliliśmy wspólne zasady, których trzymamy się do dziś. Moi współpracownicy każdego dnia mnie zaskakują. Nie boją się ani mówić o swoich wizjach, ani tym bardziej ich realizować. 

 

Noc w bibliotece, zajęcia plastyczne, dużo jest wydarzeń tzw. okołoczytelniczych. Czy współczesne biblioteki nie za bardzo odbiegają od głównego tematu – czytania?

Biblioteki coraz częściej podejmują inicjatywy nastawione na upowszechnianie kultury, ale o książce nie można zapominać. Ona musi być podstawą tych działań. Noce bibliotek oparte są na konkretnej literaturze. Ostatnio zainspirowały nas legendy indiańskie. Owszem bawiliśmy się podczas gry terenowej, ale wszystko odnosiło się do treści legend i pracy z tekstem. Podobnie jest na zajęciach z dziećmi, na podstawie książek budujemy wszystkie nasze akcje. Staramy się zachować równowagę między czytelnictwem a uczestnictwem. 

 

Z okazji jubileuszu otrzymaliście od gminy piękny prezent…

Tak, dodatkowe pieniądze. 40 tys. zł na 40-lecie biblioteki. Oczywiście znaczną część przeznaczymy na zakup nowości wydawniczych. W gminie jest duże zrozumienie dla potrzeb biblioteki, a rada gminy jest szczególnie otwarta. Gdy uczestniczę w komisjach rady, widzę to zainteresowanie. Radni dopytują i słuchają. Zresztą pan wójt jest osobą, która stawia na kulturę. Nie jesteśmy piątym kołem u wozu. Mamy wsparcie. Nasze problemy są zauważane, a my jesteśmy doceniani. 

 

Macie też na swoim koncie kilka sukcesów. Które z nagród są najcenniejsze?

Dwukrotnie zdobyliśmy wyróżnienie w ogólnopolskim konkursie Mistrz Promocji Czytelnictwa. To najbardziej prestiżowa nagroda. Pierwszą otrzymaliśmy w 2017 r., a drugą w 2021 r. Mamy też dwie statuetki Biblioteki Roku Powiatu Bialskiego i dwa ogólnopolskie wyróżnienia za Tydzień Bibliotek. To piękne przeżycie, kiedy taka mała biblioteka ze wschodu staje na scenie obok Biblioteki Jagiellońskiej – tak było w 2017 r. W ubiegłym roku odbieraliśmy nagrodę w Warszawie podczas międzynarodowych targów książki. Docenione zostały nasz teatr cieni, działalność wydawnicza oraz biblioterapia.

 

Zatrzymajmy się chwilę przy biblioterapii.

Biblioterapia to rodzaj terapeutycznego wsparcia poprzez literaturę. Wykorzystujemy wartości książek do zmniejszenia stresu, uzyskania wsparcia psychicznego. W oparciu o fragmenty tekstów docieramy do głębi człowieka i wybieramy różne emocje. I to z nimi pracujemy. Do tego są wykorzystywane różnego rodzaju zabawy. Poruszamy też ogólnorozwojowe tematy jak samoakceptacja czy pozytywne myślenie. Zajęcia prowadzę od 2022 r. we wszystkich klubach seniora. Początkowo uczestnicy byli sceptyczni, ale z czasem się otworzyli. Spotkania są chwilowo zawieszone, lecz dochodzą mnie słuchy, że jest potrzeba ich kontynuacji. 

 

Wspomniała Pani o nagrodzonych publikacjach. Biblioteka ma na swoim koncie już trzy wyjątkowe. 

W 2017 r. powiat nagrodził naszą publikację „Ocalić od zapomnienia – przeszłość zachowana w pamięci”. To historie 39 osób ze wszystkich miejscowości w gminie, które opowiadały o latach powojennych. Wielu z nich już nie żyje. Wywiady robił zespół biblioteki. Zebrane materiały spotkały się z bardzo pozytywnym odbiorem, a pan wójt zdecydował się je wydać. Na premierę książki przyjechali prawie wszyscy jej bohaterowie. Było to bardzo wzruszające. Jedna z kobiet uścisnęła mnie i ze łzami w oczach powiedziała „chociaż tyle po mnie zostanie”. W takich chwilach człowiek wie, że to, co robi, ma sens. Z kolei „Krzyże i kapliczki gminy Międzyrzec” to historie ponad 700 krzyży i kapliczek. Najnowsza publikacja to „50 lat gminy Międzyrzec Podlaski”, gdzie każda miejscowość opisana jest oczami jej mieszkańców. Najważniejsze wydarzenia, zmiany, ludzie. Mnóstwo zaangażowanych osób i duża rola sołtysów. 

 

Jak się zarządza placówką rozproszoną w pięciu filiach?

Świętością jest przynajmniej jedno spotkanie w miesiącu całego zespołu. Zamykamy wtedy biblioteki, to jest dzień dla nas. Rozmawiamy o sprawach pilnych, przygotowujemy się. Przed dużym wydarzeniem omawiamy plan działań. To cenne i skuteczne. Poza tym mamy stały kontakt telefoniczny. Ja też jeżdżę do filii. Stawiam na samodzielność, bo moi współpracownicy są odważni i decyzyjni. Wypracowaliśmy zaufanie. Często wyjeżdżamy razem, integrujemy się i po prostu lubimy. To moja największa duma: że udało się zbudować zespół, który działa w myśl zasady jeden za wszystkich i wszyscy za jednego.

 

Jakie upodobania mają wasi czytelnicy?

Wciąż najbardziej popularna jest literatura piękna, ale mamy coraz więcej sympatyków kryminałów, po które sięgają często mężczyźni. Kobiet czytających jest najwięcej, a sporą grupę czytelniczą stanowią dzieci.

 

Jest więc szansa, że będziemy mieć nowe pokolenie czytelników?

Mam ogromną nadzieję. Książka jest ciągle niedoceniana. Staramy się we wszystkich akcjach o tym mówić, przemycać ją. Uruchamia wyobraźnię. Obraz nie jest podany na tacy, młody człowiek może zobaczyć to swoimi oczami. W naszej misji najważniejsze jest to, żeby uświadomić ludziom, jak istotne znaczenie dla szeroko pojętego rozwoju ma czytanie książek. To nie tylko kształtowanie wyobraźni, ale też pielęgnowanie w sobie samodzielnego myślenia.

 

Dobre i złe książki. Czy ten podział ma sens?

W tej kwestii stawiam na indywidualność. Jeśli czytelnik po kilku stronach uzna, że nie ma sensu się męczyć, to jego wybór. Znam ludzi, którzy czytają do końca z szacunku dla autora, choć książka ich nie porwała. Uważam, że każdy tekst pisany i książka mają w sobie coś, z czego możemy czerpać. Kwestią indywidualną jest to, po co sięga czytelnik – tu jest duża rola bibliotekarza. To on poleca książki, zachęca, rozpoznaje upodobania, jest „fachowcem”, który ma wpływ na to, czy nowy czytelnik wróci. Po to jest różnorodność, żebyśmy mieli wybór. A w naszej bibliotece jest ogromny. Co miesiąc kupujemy nowe książki, a rocznie wydajemy na nie ok. 70 tys. zł. Połowę tej kwoty pozyskujemy z Biblioteki Narodowej. 

 

A jak się ma wasz Dyskusyjny Klub Książki? Czy łatwo jest mówić o literaturze?

Mamy dwa kluby. Dziecięcy w bibliotece w Tłuśćcu i dla dorosłych w Wysokim. Spotykamy się raz w miesiącu. Książki wybiera koordynatorka w oparciu o obserwacje, trendy i zainteresowania. Dobrze to funkcjonuje. Organizujemy spotkania autorskie, ale spotykamy się w różnych miejscach: w parku czy kawiarni. Można powiedzieć, że jest to taki klub wędrujący. W DKK czujemy się swobodnie, bo mamy do siebie zaufanie i jesteśmy otwarci. Tworząc klub, ustaliliśmy, że każdy ma prawo mieć swoje zdanie. Ten klub jest też po części filmowy. Mieliśmy kilka wyjazdów do kina, a po spotkaniu z Wojciechem Chmielarzem, gdy pojawiła się ekranizacja „Wyrwy”, byliśmy całym klubem. Potem rozmawiamy o różnicach między filmem a książką. To niesamowite, że możemy porównać własny obraz z tym, który nam ktoś dał, widziany oczami reżysera. Film po książce to dobra okazja do rozmowy. 

MARTA MUSZYŃSKA