Kto zbudował kościół w Huszlewie? (cz. I)
Mieszkańców intryguje napis na tablicy umieszczonej na frontowej ścianie kościoła: „Jeremiasz ze Zbaraża Korybut książę Woroniecki kościół ten postawił w 1862 r.”. Jeśli świątynia była wzniesiona już w 1862 r., to dlaczego poświęcono ją dopiero po pięciu latach? Odpowiedź na to pytanie można znaleźć w archiwach kościelnych, które dokumentują proces budowy obecnego kościoła. Poprzednia, drewniana świątynia, wzniesiona w 1758 r., już w latach 20 XIX w. wymagała gruntownego remontu. Ówczesny proboszcz ks. Apolinary Makowelski rozpoczął gromadzenie funduszy. W 1830 r. przedłożył on do decyzji kolatora Jeremiego Woronieckiego i dozoru kościelnego dwa projekty rozwiązania problemu: remont starej oraz budowa nowej świątyni. Uznano, że stan kościoła czyni remont nieopłacalnym i należy przystąpić do budowy nowego. Ks. A. Makowelski przygotował plany, kosztorysy i rozpoczął zabiegi o pozwolenie na budowę. W 1841 r. Podlaski Urząd Gubernialny wydał zgodę i polecił naczelnikowi powiatu bialskiego, by obowiązek budowy kościoła scedował na dozór kościelny lub na wyłonionego na licytacji entrepretnera (przedsiębiorcy).
Wyznaczony na wrzesień 1841 r. termin rozpoczęcia budowy kościoła nie doszedł do skutku. Zarówno kolator, jak i członkowie dozoru odmówili bowiem przyjęcia na siebie zobowiązań finansowych związanych z budową. Problem dodatkowo skomplikowała śmierć ks. Makowelskiego.
Niedogodność i nieporządek
Nowy proboszcz ks. Franciszek Garbaczewski, który objął huszlewskie probostwo 12 stycznia 1843 r., już w pierwszych latach swego urzędowania zwracał się zarówno do władz duchownych, jak i świeckich z prośbą o interwencję i pomoc w przezwyciężaniu obojętności kolatora oraz dziedziców wchodzących w skład dozoru kościelnego.
W grudniu 1844 r. ks. F. Garbaczewski, przedstawiając tragiczny stan huszlewskiej świątyni, pisał: „Kopuła kościoła i ściany przegniłe, pochylone i za lada wiatrem ruszają się. Dach chociaż snopkami świeżo pokryty, powoduje zalewanie śniegiem i deszczem całej świątyni. Sufit zupełnie zbutwiały i w pewnej części już odpadły. Reszta desek na wpół poodrywanych od przegniłych belek grozi upadkiem. Okna bez szyb i ram dozwalają całym pędem napędzić masy śniegu tak dalece, że ten dom boży w jednej chwili napełnia się zaspami śniegu na ćwierć i więcej łokcia [łokieć to 57 cm – przyp. aut.] albo brudną cieczą. Podłoga w znacznej części zupełnie przegniła. (…) Tyle jednak niedogodności i nieporządku nie może iść w parze z obawą o nieszczęśliwych następstwach, jakie nagła ruina kościoła całego lub jego części przynieść może. Parafianie, przewidując ich pewność, głośno zaczynają narzekać”.
Zamknięcie kościoła
Po interwencji biskupa w marcu 1845 r. gubernator zobowiązał J. Woronieckiego, by natychmiast wykonał postanowienia z 1841 r. W 1846 r. zaktualizowano plany budowy i harmonogram prac, a dziedzic huszlewski J. Woroniecki, kolator kościoła, dobrowolnie podjął się prowadzenia prac jako przedsiębiorca budowlany i zadeklarował, że w październiku 1847 r. rozpocznie budowę. Mimo złożonej obietnicy prac jednak w wyznaczonym terminie nie zaczął. Po interwencjach księdza proboszcza Woroniecki tłumaczył władzom cywilnym opóźnienia prac trudną sytuacją gospodarczą majątku i prosił o przedłużenie terminu rozpoczęcia budowy o dwa lata.
W 1851 r. ks. F. Garbaczewski podjął kolejną interwencję, przypominając władzom o katastrofalnym stanie kościoła. Skłoniła ona urząd gubernialny do bliższego rozpoznania sytuacji. Po przeprowadzeniu wizji lokalnej uznano, że kościół grozi zawaleniem. 30 lipca 1851 r. gubernator lubelski nakazał niezwłocznie zamknąć kościół i natychmiast przystąpić do budowy nowego.
Murowany, a nie drewniany
Po zamknięciu kościoła ks. F. Garbaczewski, chcąc sprostać potrzebom religijnym, wybudował szopę, w której przez 16 lat odprawiano nabożeństwa. Sytuacja ta nie wzruszała kolatora, który odkładał termin rozpoczęcia prac budowlanych. W lutym 1855 r. bezradny proboszcz poinformował o tym swoich zwierzchników. Władze, grożąc sankcjami, ponaglały kolatora do podjęcia prac.
Zagrożony egzekucją J. Woroniecki informował, że zmienił projekt budowy huszlewskiej świątyni z drewnianej na murowaną, gdyż drewno w ciągu ostatniej dekady dwukrotnie podrożało, a okolica obfitowała w polny kamień, który da się darmo pozyskać. Również cegłę i wapno łatwo można będzie przygotować, ponieważ w jego majątku istnieje wapniarnia i cegielnia. Konkludując, twierdził, że tańsze będzie wystawienie kościoła murowanego niż drewnianego. Ponadto oświadczył, że zatwierdzony kosztorys jest wiążący, a jeśli w trakcie budowy wzrosną koszty, to pokryje je z własnych środków. Zaznaczył jednocześnie, że wymiary kościoła pozostaną takie same jak projektowanej drewnianej świątyni. Termin rozpoczęcia budowy uzależniał od przygotowania nowej dokumentacji.
Ze strony Woronieckiego był to taktyczny wybieg, który miał oddalić egzekucję i przesunąć po raz kolejny termin rozpoczęcia budowy. Po latach należy jednak przyznać, że ten wybieg, okazał się korzystny dla parafii. Wierni otrzymali w końcu okazały murowany budynek.
Grabież cegieł
Gdy Woroniecki dalej zwlekał z rozpoczęciem budowy, ks. Garbaczewski poprosił naczelnika powiatu bialskiego, by zmusił kolatora do rozpoczęcia prac. Ciągłe zwodzenie i bezczelna kpina z poleceń władz wyczerpały ich cierpliwość. W lipcu 1858 r. wyznaczono Woronieckiemu tytułem egzekucji dwóch kozaków, których dwór winien karmić, utrzymywać ich konie i wypłacać żołd. To zmuszało Woronieckiego do zgromadzenia materiału na placu kościelnym. Nie zamierzał jednakże rozpoczynać budowy, gdyż w 1858 r. przygotowany na budowę świątyni materiał zagrabił i przewiózł na teren folwarku z zamiarem zużytkowania go na własne cele. Grabież materiałów wywołała kolejną skargę proboszcza i interwencję naczelnika powiatu, który polecił wójtowi huszlewskiej gminy, by „materiał zgromadzony na budowę kościoła, który ma być użyty na budowę stajni, oranżerii i inne dworskie klity, do których wystawienia dziedzic huszlewski materiał na budowę w rozmiarze odpowiednim projektowanej świątyni zabrał, zabezpieczył od uronienia i przewiózł z podwórza dworskiego na plac przed kościołem. (…) Nadto wójt gminy bez żadnej zwłoki dopilnuje, by wiosną ruszyć do roboty”.
Treść polecenia ma szczególną wymowę, gdyż zarówno egzekutor, jak i grabieżca kościelnego mienia to ta sama osoba – książę J. Woroniecki – bowiem według ówczesnego prawa dziedzic był jednocześnie wójtem wsi wchodzących w skład jego majątku.
Zapał wystarczył na krótko
W 1859 r. J. Woroniecki przystąpił ostatecznie do wznoszenia świątyni. Jednakże zapał budowlany księcia trwał krótko. Już w czerwcu 1861 r. ks. Garbaczewski skarżył się do biskupa, że „budowa kościoła jest zawieszona, funduszy, które przejął Woroniecki od parafii, łoży nie na kościół, lecz własne budynki stawia”. Nieprawidłowości przy budowie kościoła potwierdził także w 1861 r. lubelski urząd gubernialny, który stwierdzał, że Woroniecki, mimo że składkę od parafii pobrał, budowy kościoła nie kontynuuje, cegłę zużył na własne potrzeby, a wystąpił o prolongatę terminu ukończenia budowy. Tym razem jednak jej nie uzyskał.
DR FRANCISZEK GRYCIUK