Ku czci unity z Korczówki
W czasie Mszy św. celebrowanej przez proboszcza parafii ks. Tadeusza Turyka wspominano heroiczną postać unity w setną rocznicę jego śmierci. Onufry Hawryluk był gnębiony przez carskich urzędników i wojaków za obronę wiary i odmowę przejścia na prawosławie. Za swoje niezłomne przekonania wiele lat spędził w aresztach i więzieniach carskich. Dzięki staraniom hr. Zamojskiego rodzinie udało się wydobyć z więziennych lochów półżywego Onufra - tak nazywali go bliscy. Mimo cierpień nie odstąpił od swojej wiary, za co trafił jeszcze raz do więzienia carskiego na terenie dzisiejszej Białorusi.
Po powrocie w rodzinne strony doczekał momentu, kiedy mógł spokojnie pomodlić się w swojej parafialnej świątyni. Zmarł 11 lutego 1923 r. Jego ciało spoczęło na miejscowym cmentarzu. Postać Onufrego przez lata była zapomniana, choć swoim heroizmem zasłużył on na powszechny szacunek i pamięć. Niedzielna uroczystość to inicjatywa Dariusza Mazurka z Siedlec, potomka O. Hawryluka. On też sprawił, że mogiła bohatera unity, pradziadka po kądzieli, nabrała godnego wyglądu.
XTT
Onufry Hawryluk urodził się w 1845 r. w Korczówce; jego rodzicami byli Jan i Anna. Miał sześcioro dzieci: Andrzeja, Józefa, Jana, Mariannę, Anastazję i Katarzynę. W czasach najcięższych prześladowań unitów swoją postawą podtrzymywał innych na duchu, uczył wytrwałości i gorliwości dla wiary oraz polskości.
Onufry sprzeciwiał się wydaniu organów z kościoła w Próchenkach, za co bito go okrutnie i okrytego ranami wywieziono do bialskiego więzienia. Wrócił wynędzniały po siedmiu miesiącach; odtąd był stale śledzony i prześladowany. Po roku utrapień osadzono go w więzieniu w Brześciu, gdzie przebywał osiem miesięcy. Tak w Białej, jak i w Brześciu poddawano go nieustannie śledztwu, torturom, kuszono obietnicami i namowami. Wróciwszy, przebywał pod surowym dozorem, był prześladowany przez miejscowe straże, kozaków i naczalstwo. Przeważnie przetrzymywano go w aresztach w Łosicach i Janowie. Zabrano ma krowy, trzodę chlewną, zapłacił przeszło 500 rubli kontrybucji, nadto zabierano mu zboże, sprzęty i narzędzia. W jego domu stacjonowało trzech kozaków. Trzeba było ich oraz cztery konie wyżywić – lepiej niż własną rodzinę. Mimo to nie ugiął się.
***
Ponieważ wpływ Hawryluka rósł, moskale po stanowili go unieszkodliwić. Wywieziony został do Cytadeli w Warszawie i umieszczony w dziesiątym pawilonie, ale nie w celi, a w podziemnym wilgotnym, pełnym szczurów lochu bez okien. Nakryty był tylko brudnym, cuchnącym kocem. Celę rzadko uprzątano – z tego powodu panował w niej straszliwy zaduch. Onufrego torturowano w nocy, nie pozwalając spać – wykręcano mu kości ze stawów i nawet łamano. Stale trząsł się z zimna i strachu, wyczerpania i męczarni. Jedzenie jego początkowo składało się z trzech kromek czarnego chleba i wody; z czasem porcje umniejszono. Z głodu i bólu opuchł, sczerniał i obrósł jak zwierzę. Od początku pobytu w Cytadeli Onufry widział przy sobie „ślicznego, bielutkiego staruszka”, który wchodził do niego bez otwierania drzwi w najcięższych jego cierpieniach. Staruszek ten, przedziwnie słodko uśmiechnięty, krzepił siły, podtrzymywał męstwo i wytrwałość Onufrego. Powtarzał: „bądź mężny, cierpliwy, niczego się nie bój, jedz i pij wszystko, choćby truciznę, a nie ci nie zaszkodzi, tylko się przedtem przeżegnaj. Wytrwaj, a wyjdziesz stąd zwycięsko i doczekasz się wolności i swobody”.
***
Gdy wszelkie próby złamania woli unity z Korczówki zawiodły, podobno wydano rozkaz, aby nie dawać mu nic do jedzenia i picia. Leżał opuchnięty, obrosły, unurzany w błocie. Nie mógł mówić i prawie oślepł.
Dzięki staraniom hrabiego Zamojskiego rodzinie udało się wydobyć z więzienia półżywego Onufrego. Do Warszawy przyjechała po niego furmanka jego żona ze swym ojcem Kazimierzem Jaszczukiem. Zgłosiła się do władz Cytadeli z papierami. Z lochu wyniesiono kupę błota, jeszcze się ruszającą. Był to Onufry. Obmyto mu z błota oczy, uszy i ciało. Ponieważ żył i byłby żywym świadkiem zbrodni dokonanej nad nim (podobno dokument, na mocy którego pozwolono go zabrać, brzmiał: „Zwłoki Onufra Hawryluka wydać żonie”), wlano mu w usta, rozwierając zęby kijem, kubek trucizny, miał to być arszenik. „Trucizna mi smakowała jak miód – mówił Onufry – a ten śliczny staruszek zachęcił mnie, bym wypił, że mi nie zaszkodzi tylko pomoże”.
Z Cytadeli wyniesiono Onufrego jak kłodę nieruchomego i ulokowano na wozie. Bliskim unity nakazano, by się nigdzie nie zatrzymywali aż do samego domu. Był marzec 1884 r. W drodze towarzyszył Onufremu ów śliczny staruszek ten śliczny, unosząc się przy wozie, to znów siedząc przy unicie. Żona i ojciec nie widzieli staruszka owego, tylko słyszeli, jak Onufry rozpłomieniony z nim rozmawiał. Opowiadał im też o nim, jak i o czarnych krukach latających nad nim, jakby się chciały dobrać do jego ciała na żer.
Jechali bez przygód. Dopiero za Mordami, w lesie ku Korczówce, koło krzyża, Onufry kazał się zdjąć z wozu, chcąc się pomodlić na ziemi w swojej okolicy, podziękować Panu Bogu za uwolnienie go od męczeństwa z więzienia. Gdy się modlił, raptem zerwał się silny wicher i rozerwał stojące przy drodze duże drzewo. A przedtem i zaraz potem była piękna pogoda. Wicher trwał chwilę. Wraz z nim odleciały czarne kruki odleciały i nie ukazały się więcej. Znikł również, już na zawsze, staruszek. Wicher i rozdarte drzewo widzieli też żona i ojciec. O wszystkim Onufry i jego rodzina opowiedzieli ze szczegółami ks. Antoniemu Kotylle, wikaremu z Mórd.
***
Z czasem rozpoczęła się nowa seria udręczeń i prześladowań. Na podstawie zeznań żandarmów naczelnik powiatu napisał raport do gubernatora, że Onufry „popa znieważył i pobił” (a on tego popa nawet nie widział), że ludzi buntuje przeciwko władzy i prawosławiu, że wpływem swoim organizuje lud do powstania. Gubernator bez śledztwa, nie zbadawszy donosu, skazał Onufrego na zesłanie w głąb Rosji, do guberni mińskiej. Po trzyletnim wygnaniu wrócił do Korczówki. W dalszym ciągu był śledzony przez policję: musiał się co miesiąc meldować naczelnikowi w Janowie, a co dwa tygodnie strażnikowi w Kornicy. Prześladowany był przez gubernatorów Gromekę i Głowińskiego oraz naczelników Klimenkę i in.
Onufry na kilkanaście lat przed I wojną światową uporczywie twierdził: herezja prawosławna zginie, rozpadnie się; na świat przyjdzie wielki kataklizm; prawosławni i popi z Polski i Podlasia „uciekać będą aż kudły im na głowach będą się trząść i rozlatywać”; będzie wielka wojna; moskale i popi będą wypędzeni od nas; parafie skasowane przez moskali będą przywrócone katolikom; parafia katolicka w Próchenkach i inne na Podlasiu będą utworzone; kościół św. Rocha w Próchenkach na cmentarzu będzie zbudowany. Mówił też, że potem będzie źle, bo ludzie, a zwłaszcza młodzież, zaczną się psuć, zapomną o walkach ojców za wiarę i wolność i ojczyznę, nastanie wielkie zgorszenie i zepsucie obyczajów, a za to spadną na kraj niepowodzenia i kary, aż w końcu wybuchnie nowa wojna – „ciężka”, ale i najgorsza…
***
Onufry po powrocie z wygnania żył cicho, spokojnie, bardzo pobożnie i przykładnie – do tolerancji religijnej w 1905 r. Spowiadał się często, do kościoła uczęszczał, ludzie go chętnie odwiedzali i jak wyroczni słuchali, słowem i przykładem podtrzymywał ich w wierze i na duchu, ale ta jego działalność była cicha. Był niedołężny, a po 1905 r. podupadał coraz bardziej na zdrowiu. Gdy powstała parafia w Próchenkach, a dawna cerkiew unicka, o którą tak walczył i cierpiał, przemianowana na prawosławną, spaliła się wskutek działań wojennych, to głównie O. Hawryluk przyczynił się do pobudowania nowego kościoła. Został on wzniesiony w rok. Onufry do tego kościoła chodził pieszo 8 km – w niedziele i święta, w każdy pierwszy piątek miesiąca. W ostatnich latach tylko się modlił. Dożył przy swym synu Andrzeju, doglądała go w chorobie córka Marianna. W grudniu 1922 r. lekko zachorował, dwukrotnie był u spowiedzi św., umarł 11 lutego 1923 r., o 12.00, w wieku 78 lat. W czasie choroby upominał bliskich, by się trzymali mocno świętej wiary katolickiej, uczciwie żyli, byli godnymi dziećmi swoich przodków przez wdzięczność Panu Bogu za wolność i zwycięstwo wiary katolickiej.
Chwały zmartwychwstania ten nieustraszony męczennik za wiarę oczekuje na cmentarzu katolickim w Próchenkach. Można nawiedzić jego grób i pomodlić się w różnych intencjach dla siebie, Kościoła i ojczyzny.
Na podst. książki: Ks. Antoni Kotyłło: „Moje Wspomnienia”, Lublin 1923 r. – opr. ks. Tadeusz Turyk, proboszcz