Kultura unieważniania 2.0
Zapewne nieostatniej, bo nie od dziś wiadomo, że prowokacja jest najskuteczniejszą formą reklamy - nawet jeśli trzeba za nią później przepraszać czy płacić kary. Im bardziej dosadna, uderzająca w czulszy punkt, tym lepiej. Bywa też, że przekraczanie granic (dobrego smaku, religijnego tabu, intymności itd.) stanowi wyraz kompleksów i zdaje się być dla niektórych - w ich mniemaniu - przepustką do „lepszego świata” ludzi rozumnych i „na pewnym poziomie”.
Wiedzących lepiej, co jest sztuką, a co nie, z wysokości artystycznego (bywa, że i teologicznego) parnasu tłumaczących prostaczkom, że tu wcale nie chodzi o bluźnierstwo, że to tylko „intertekstualna gra znaczeniowa o dużym potencjale profanicznym”. Po prostu. Kto nie rozumie, ten kiep i niech nie zabiera głosu, bo będzie siara.
Przed tygodniem obiecałem czytelnikom zajęcie się inną bulwersująca sprawą sprzed miesiąca, w polskich mediach nieco przemilczaną, a wartą uwagi z tej racji, iż nie jest to fakt odosobniony.
Performens w katedrze
Otóż nieco ponad miesiąc temu w katedrze w austriackim Linzu wystawiono rzeźbę rodzącej Maryi. Cała wystawa została zatytułowana: „Künstlerische Positionen zur Heiligen Familie” („Stanowiska artystyczne na temat Świętej Rodziny”) i miała uświetnić obchody 100-lecia Kościoła mariackiego. Co warto nadmienić, na jej organizację wydał zgodę ordynariusz diecezji Linz bp Manfred Scheuer. „Rzeźba autorstwa Esther Strauß (zdeklarowanej, radykalnej feministki – dop. red. ...
Siedlanowski Ks. Paweł