Kultura współżycia
Eksperci Federalnego Urzędu Kryminalnego zaopiniowali, że wydarzenia takie, jak w Kolonii (ale także - jak się później okazało - w Hamburgu i innych, nie tylko niemieckich miastach), są zjawiskiem typowym dla wielu krajów arabskich. I tu zaczynają się schody politycznej poprawności.
Raport o wydarzeniach w Kolonii został ujawniony ze sporym opóźnieniem. Powody? Zapewne jeden, ale jakże ważny – zajęcie stanowiska w sprawie. No i zidentyfikowanie sprawców. Pokrętne nazywanie ich „napastnikami «zagranicznego pochodzenia»” albo „mężczyznami o ciemnej skórze” świadczy o tym, jak daleką drogę w kwestii różnorakich przemian pokonaliśmy.
Okazuje się też, że na skutek polityki otwartych (wobec imigrantów) drzwi sprawcy wspomnianych zajść niekoniecznie zostaną ukarani-skazani-deportowani. Polityka miłości na to nie pozwoli. Mało tego. Wedle przekazów medialnych zatrzymany w Kolonii „napastnik «zagranicznego pochodzenia»” był uprzejmy „poprosić” policjantów o grzeczne traktowanie go, gdyż jest Syryjczykiem zaproszonym do Niemiec przez kanclerz Merkel.
Są i inne absurdy. Przerażony(?) zaistniałą sytuacją szef wiedeńskiej policji skuteczne zapobieganie atakom na tle seksualnym upatruje w niewychodzeniu kobiet na ulice. Niech po domach siedzą, a jak już koniecznie muszą głowę wystawić, to obowiązkowo z obstawą i wyłącznie w bezpieczne miejsca. Tyle że – jak się w ostatnich miesiącach okazało – bezpiecznych miejsc już nie ma.
Do dyskusji na temat włączyli się także Europejczycy znad Wisły. A może bardziej Europejki. Zapewne pomne na słowa klasyka, że skoro gość „wstąpił w progi moje, włos mu z głowy spaść nie może”, zatajenie informacji o gwałtach usprawiedliwiają europejską racją stanu. Oburzone są więc faktem obarczania odpowiedzialnością imigrantów. Sprawcami gwałtów są przecież mężczyźni. I to należy podkreślić. (Tak, tak, pamiętamy – mężczyźni, którzy się nudzą!).
Swoją drogą – współczuję tym postępowym elitom. Z niektórych wypowiedzi wynika bowiem, że sytuacja je przerosła. Konflikt tragiczny je dopadł. Dwie równorzędne racje mają do wyboru. Co zatem wybrać? Programowa obrona imigrantów (sztandarowego hasła europejskich elit) może się w tym wypadku okazać gwoździem do trumny medialnej czy politycznej kariery, nie bronić ich też nie wypada. Z drugiej strony – należałoby stanąć w obronie bądź co bądź napastowanych przez płeć brzydką kobiet.
Salomonowym rozwiązaniem wydaje się tu propozycja kanclerz Merkel dotycząca przeprowadzenia dyskusji na temat kultury współżycia. Najlepiej pomiędzy napastowanymi i napastnikami. Może się dogadają. Gwałt to przecież też forma współżycia. Nieprawdaż?
Anna Wolańska