Komentarze
Kultura za drzwiami

Kultura za drzwiami

...I właśnie wtedy przypomniał mi się Kamyczek. I nie chodziło mi o mały odłamek skalny. Nie miałam też na myśli złogów w nerkach ani drogach moczowych. Ten mój musiał być pisany z wielkiej litery. W moich myślach pojawił się Jan Kamyczek - autor takich pozycji jak „Savoir-vivre dla nastolatków” czy „Grzeczność na co dzień”.

Obie książki ujrzały światło dzienne kilka dekad temu. Poradniki Kamyczka były swego czasu jedynym źródłem wiedzy dotyczącym obyczajów, kindersztuby, bon tonu, savoir-vivre’u, czyli wszystkiego, co można nazwać sztuką dobrego zachowania. I choć dziś na rynku księgarskim znajdziemy mnóstwo książek dotyczących tej tematyki, Kamyczek dla wielu nadal pozostaje autorytetem w dziedzinie dobrego wychowania.

Młodym czytelnikom warto przypomnieć, że nazwisko autora popularnych poradników to pseudonim Janiny Ipohorskiej, zastępcy redaktora naczelnego tygodnika „Przekrój”. To na jego łamach po raz pierwszy ukazała się rubryka dotycząca savoir-vivre’u, w której porad udzielała właśnie jako Jan Kamyczek. Rubryka cieszyła się bardzo dużą popularnością, ba, ukuło się nawet powiedzenie, że mężczyzna, który czyta „savoir-vivre” w „Przekroju” powinien umieć opisać urodę Lollobrigidy bez zataczania rękami łuków.

Ale skąd nagle Kamyczek wziął się w mojej głowie? Otóż stało się to pod wpływem wizyty w jednym z ośrodków kultury w Siedlcach. Pojawiłam się tam służbowo na otwarciu okolicznościowej wystawy fotografii. Kiedy tylko przekroczyłam próg i już chciałam postawić stopę na pierwszym schodku, usłyszałam, jak się domyślam od jednego z pracowników: „Proszę wytrzeć buty”. Rzeczywiście pod nogami była wycieraczka, a przede mną jasne płytki podłogowe. I w tym właśnie momencie zaczęłam się zastanawiać, co by powiedział Kamyczek. Czy rzeczywiście to ja postąpiłam niegrzecznie, ignorując wycieraczkę, czy też faux pas popełnił pan proszący mnie o dokonanie wspomnianej wcześniej czynności? Wyedukowana na podręczniku „Grzeczność na co dzień”, wiem, że idąc do takiego miejsca jak ośrodek kultury, należy ubrać się, najprościej mówiąc, schludnie, i zapewniam, że moje buty nosiły tego dnia na sobie jedynie zwykłe ślady użytkowania, będące skutkiem kontaktu obuwia z chodnikiem. Grzecznie jednak je wytarłam. Bałam się przekonać, czy gdybym tego nie zrobiła, wpuszczono by mnie do środka. Oczywiście rozumiem konieczność dbania o to, aby w świeżo wyremontowanym budynku o wdzięcznej nazwie „Piękna 7” było zawsze czysto, ale może warto by znaleźć ku temu bardziej subtelne środki.

Niestety jeszcze mniej taktownie traktowani są goście Centrum Kultury i Sztuki, które też niedawno przeszło metamorfozę. Co prawda nie ma tam żandarma przy drzwiach, ale na wejście po oczach bije napis: „Proszę bezwzględnie wycierać obuwie”. Przekraczając mury CKiS, można zatem poczuć się jak pewien polityk, o którym kiedyś powiedziano, że w walonkach pcha się na salony. Być może błąd popełniono przy wyborze rodzaju podłogi – jest pięknie i na bogato, ale niekoniecznie funkcjonalnie. Poddanie jej w tej chwili dewastacji skutkowałoby zwrotem środków unijnych, które pozyskano na modernizację obu placówek. Należy więc szukać innych rozwiązań. A są co najmniej dwa. Po pierwsze wręczać kapcie, jak robi się to w muzeach, po drugie – zainstalować znane ze szpitali automaty z foliowymi ochraniaczami. A może by tak wrócić do pomysłu sprzed kilku lat, który podczas jednej z sesji rady miasta rzucił radny Leszek Szymański, i zamontować w obu ośrodkach kultury urządzenia do czyszczenia butów? Tylko kto by je obsługiwał? Na pewno musiałby być to ktoś o wysokiej kulturze osobistej.

Kinga Ochnio