Kurs do języka
Kilka lat temu w dwóch metropoliach - Gdańsku i Warszawie - realizowano pomysł nauki kierowców taxi angielskiego. Obcokrajowców, jak wiadomo, coraz więcej i jakoś trzeba się z nimi dogadać. Mało tego: móc im opowiedzieć, co w danym mieście warto zobaczyć. Z robieniem z taksówkarzy ambasadorów miast wyszło średnio. Bynajmniej nie z powodu awersji do języka Szekspira. Kierowcy szybko przeliczyli, że jeśli poświęcą kilka godzin na naukę, to tyle samo mniej będą mogli przeznaczyć na pracę, czyli zarabianie pieniędzy.
Organizatorom kursów mogli co najwyżej odpowiedzieć za mechanikiem samochodowym z jednej z polskich komedii: „Na takie straty to my nie możemy sobie pozwolić”. Tym razem poszło o znajomość języka polskiego. Nasi rodacy coraz gorzej mówią w ojczystym języku? To też. Chodzi jednak o obcokrajowców ze Wschodu zatrudnianych w firmie służącej do zamawiania transportu samochodowego. Aby w niej pracować, wystarczy mieć samochód i prawo jazdy. Żeby skorzystać z usług tej firmy, wystarczy aplikacja w telefonie. Zachętą jest konkurencyjna w stosunku do korporacji taksówkowych cena za przejazd. W czym tkwi problem? W kierowcach, z którymi z powodu bariery językowej nie idzie się dogadać. Bez przesady, nie zamawiam przecież taksówki po to, by z siedzącym za kierownicą toczyć filozoficzne dysputy. Wystarczy podać adres i zawozi do celu. Nie licząc przypadku pewnego znajomego, który kiedyś w Nowym Jorku pokazał na kartce adres docelowy kierowcy taksówki, a ten stwierdził, że… nie potrafi czytać. Zdarzyć się mogą zatem sytuacje, kiedy coś pójdzie nie tak i wtedy trzeba się jakoś porozumieć, a tłumaczenie przez telefon nie wchodzi w grę. „Ostatnio kierowca stał przez dobre 5 minut po drugiej stronie bloku. Nie zadzwonił ani nie napisał. Gdy przekręciłem do niego, powiedział tylko: « bus, bus, bus». Chodziło o to, że stoi na alejce autobusowej, do której musiałem dolecieć przez krzaki. Dramat”- opisuje swoje przeżycia jeden z internautów. To nie wszystko. Kierowcy obcokrajowcy polegają wyłącznie na nawigacji, nie znając miasta. Tyle że taki zarzut można skierować także pod adresem niektórych Polaków. Kto nie został choć raz w obcym mieście przewieziony, mówiąc delikatnie, dyskusyjną trasą?
W każdym razie problem stał się na tyle poważny, że być może otrze się o senat. Tak przynajmniej kilka dni temu zapowiedzieli politycy PSL, którzy chcą zmiany przepisów dotyczących przewozu osób. Chodzi m.in. o to, by osoba mająca rozpocząć pracę jako kierowca firmy umożliwiającej łączenia klientów i oferujących podwózkę, wykazała się chociaż podstawową znajomością języka polskiego.
Zatem jeśli obcokrajowcy podejdą do sprawy jak polscy taksówkarze do nauki angielskiego, sami się wyeliminują i nie będzie można mówić o braku z naszej strony gościnności.
Kinga Ochnio