Kultura
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Łączą ich Siedlce

Co przyczyniło się do powstania „Siedleckich miniatur” - czwartego tomu z serii „Konfrontacje Współczesności”?

Teksty zebrane w tym tomie powstawały przez blisko osiem lat, jako odrębne publikacje lokowane w pismach naukowych (ale i popularnych), tomach zbiorowych oraz jako wstępy lub posłowia w tomikach poetyckich. Wtedy, to znaczy w czasie, gdy powstawały, były naturalną pochodną moich pasji. Nie myślałem, że kiedyś ubiorę je w jedną okładkę i zepnę jednym tytułem. Najważniejsze było dla mnie, że piszę! A już to do tomiku Olewińskiego, z którym od lat jestem zaprzyjaźniony, a przy pierwszym kontakcie z jego prozą niemal oszalałem z zachwytu; a już to do Grześka Przepiórki, który był moim studentem i olśnił mnie swoim zbiorkiem „Aneks”; do Krzysztofa Gruse – absolutnie fascynującej postaci, założyciela tzw. Szkoły Bydgoskiej (obecnie mieszka w Niemczech) i autora „teorii średniości”. Wszystko to było dla mnie także i zaszczytem, że te świetne tomiki mogę opatrzyć słowem komentarza, interpretacji. Teksty dotyczące Kazimierza Świegockiego, Bohdana Arcta czy Józefa Górskiego zaistniały pierwotnie jako referaty na konferencjach w Krakowie, Siedlcach i Supraślu.

Bezpośrednią zaś przyczyną wspólnego wydania ich było chyba to, że od kilku lat, prowadząc badania nad przeszłością kulturową regionu (choćby nad Ogińską i jej mężem), silnie zaczął mnie też interesować współczesny ruch literacki. Niestety, okazało się, że nie ma na jego temat żadnej większej, a na pewno rozsądnej, publikacji. Toteż „Siedleckie miniatury” miały być w moim zamyśle nie tyle oczywiście jakąś monografią czy nawet nie panoramą, ale jednak sygnałem, że jest się czym na tym gruncie zajmować. Materiał badawczy jest obfity i niekiedy nawet wyśmienity w konfrontacji ogólnopolskiej.

Publikacja ta to zbiór esejów (obrazków) o literaturze i kulturze. Co zdecydowało o ich doborze, co je łączy?

Faktycznie, mimo iż większość tekstów w swej pierwotnej formie zawierała aparat naukowy w postaci obfitych przypisów, tutaj zostały one ujednolicone do luźniejszej formy eseistycznej. Cieszy mnie, że nazywa to Pani obrazkami, bo też sama kategoria obserwowania (charakterystyczna właśnie dla sztuk wizualnych) jest mi niezwykle bliska.

Kluczem w doborze były oczywiście Siedlce: miasto, w którym się urodziłem i wychowywałem. Miasto o niesamowitym potencjale kulturotwórczym. W XVIII w. pisali peany na jego cześć Franciszek Karpiński, Franciszek D. Kniaźnin, Michał Kazimierz Ogiński itd. Już wtedy tętniło życiem kulturalnym. Tu ziszczał się znakomity dwór artystyczny księżnej Ogińskiej, o czym pisałem obszernie w innym miejscu, ale o którym coraz częściej wypowiadają się także badacze z innych ośrodków, jak choćby prof. Janusz Ryba z Katowic, prof. Krystyna Maksimowicz i prof. Irena Kadulska z Gdańska. To dobrze. Dodajmy bowiem, że źle się dzieje, iż wszelkie prace dotyczące kultury siedleckiej powstają niemal wyłącznie na gruncie lokalnym i tylko tu są publikowane.

Toteż naturalnymi spoiwami całego tomu są po pierwsze: moja pasja (ten element subiektywizmu jest widoczny od wstępu po posłowie), po drugie zdecydowane przekonanie, że mam do czynienia z tekstami (mowa oczywiście o opisywanych utworach literackich) świetnymi nie lokalnie, ale po prostu świetnymi!

Zbiór prezentuje znanych siedleckich (lub z miastem związanych) twórców (Bohdan Arct), a także tych mniej znanych (Grzegorz Przepiórka). Pomija się tu jednak przedstawicieli „siedleckiego panteonu” – takich jak Eugeniusz Kasjanowicz. Dlaczego?

I znowu zacznę od Ogińskiej. Jeszcze do niedawna zwykło się mówić, że była damą wybitną, a Siedlce były jedną ze stolic kulturowych kraju (cokolwiek miałoby to znaczyć), choć nikt nie zastanawiał się dlaczego i nie dawał tak naprawdę nawet najprostszych odpowiedzi. Tak było przyjęte. Podobnie jest z – jak to pani nazwała – „siedleckim panteonem”. Eugeniusz Kasjanowicz i Krzysztof Tomaszewski – są. Owszem, wiem o nich. Znam ich teksty (mniejsza o wartościowanie) i znam ogromny wkład w życie literackie miasta (cenię i doceniam to). Niemniej ani się tu nic nie zaczyna, ani nie kończy. W przypadku sztuk plastycznych można pytać analogicznie, dlaczego jest Bartek Musiej, a nie – dajmy na to – Antoni Wróblewski. A odpowiedź jest banalnie prosta – ci, którzy się w tym tomie znaleźli, są moimi faworytami, wytwarzane przez nich teksty kultury uwiodły mnie. Dookoła „panteonów” jest wiele zjawisk pasjonujących, stojących na absolutnie wysokim (wyższym?) poziomie. Przepiórka, Olewiński, Konca, Rogalski, Szmigoń, Musiej – to nazwiska, które będą, a przynajmniej powinny, się kiedyś liczyć. Na nich stawiam i ich zamierzam… obserwować.

Dziękuję za rozmowę.

GU