… lecz większym przyjacielem jest prawda…
Dzisiaj wydaje się, że słowa twórcy Likejonu nie powinny nikogo dziwić. Obserwując jednak narastającą falę różnego rodzaju sekt i grup sektopodobnych, wertując gazety i oglądając programy telewizyjne, słuchając ludzi na ulicach i zastanawiając się z przyjaciółmi w domowych pieleszach, dochodzę do wniosku, że Arystoteles nie miałby łatwego życia. A jego sentencja byłaby odczytywana opacznie.
Autorytet kontra prawda
Zdroworozsądkowe pojęcie prawdy oznacza po prostu zgodność ludzkiego umysłu z rzeczywistością znajdującą się poza człowiekiem. Poznając świat, zauważamy, że w procesie tym napotykamy na wiele błędów. Oceniając wysokość budynku, jeśli nie weźmiemy pod uwagę odległości, w jakiej się od niego znajdujemy, możemy łatwo się pomylić i uznać drapacz chmur za zwykłą lepiankę. Podobnie rzecz ma się z innymi naszymi spostrzeżeniami. O ile jednak w świecie zmysłowo nam dostępnym możemy dość łatwo (choć nie zawsze) skorygować nasz błąd, o tyle w świecie naszych przekonań, czyli zdań ogólnych, zawierających opis całokształtu rzeczywistości oraz naszego do niej stosunku, wyrażającego się w różnego rodzaju powinnościach i obowiązkach, sprostowanie powstałego błędu jest niezmiernie trudne. Wymaga bowiem przekonania nas do słuszności tezy, która jawi się jako przeciwna, albo przynajmniej niepasująca, względem dotychczasowego naszego oglądu świata. Tymczasem owo postrzeganie całościowe naszej rzeczywistości oraz sądy o charakterze etycznym stanowią decydujący składnik jakości naszego życia, wyrażającej się w kategoriach dobra i zła (lub szczęścia i cierpienia). Otóż w normalnej sytuacji, a za taką uznaję postawę Arystotelesa, chcąc przekonać przeciwnika stosuje się dowodzenie, tzn. uzasadnia się przyjętą przez siebie tezę za pomocą logicznych argumentów, dzięki czemu nasz adwersarz może sprawdzić podstawy naszego twierdzenia i zaaprobować je lub nie. Podstawą jednak tej aprobaty nie jest jednakże nasza własna siła przekonywania, ale siła samej prawdy, która jest broniona dzięki czynnikom racjonalnym.
W dzisiejszym jednakże świecie dominuje, utrwalana skutecznie przez media, tzw. argumentacja poprzez autorytety. Jeśli ktoś jawi się w glorii (słusznie czy nie) przypisanych mu cech czy własności, może dysponować prawdą nie ze względu na samą prawdę, ale ze względu na (przypisaną mu czy przezeń uzurpowaną) pozycję w społeczności. Prawda staje się wówczas dodatkiem do własnej, przyznanej owemu „autorytetowi” siły. Nie pamiętamy dzisiaj słów Tomasza z Akwinu, który stwierdzał wyraźnie, że choć argument z autorytetu jest jednym z najsilniej przemawiających do człowieka, to jednak jego siła dowodowa jest najmniejsza ze wszystkiego oręża logicznego.
O godność człowieka tu chodzi
Sprawa nie jest jednakże tak błaha, jak mogłoby się wydawać niektórym. Podkreślanie konieczności dowodzenia przyjętych przez siebie tez nie jest tylko pewnym rodzajem rzetelności poznawczej, która też sama w sobie jest wartością i nie powinna być deprecjonowana. Odejście od argumentacji dowodowej na rzecz przyjmowania tez ze względu na autorytet oznacza poniżenie godności człowieka. Wiem, że słowa te są słowami szorstkimi, ale wystarczy tylko prześledzić rolę autorytetu w życiu człowieka. Otóż najpełniejsze jego zastosowanie ma miejsce w dzieciństwie. Rodzice i w ogóle ludzie starsi jawią się młodym ludziom jako ci, którzy znają życie. Do nich kierowane są liczne zapytania i od nich otrzymuje się odpowiedzi. Jednakże po pewnym czasie to nie wystarcza. Młody człowiek nie poprzestaje na stwierdzeniu: „bo tak mama powiedziała”, ale poszukuje uzasadnienia dla twierdzenia, które wypowiadają rodzice. Nie świadczy to o poniżaniu rodziców, ale raczej o rozwoju człowieka, wyrażającym się w używalności władzy rozumu i kształtowanej przezeń woli. Można więc zaryzykować twierdzenie, że poszukiwanie dowodu jest wyrazem rozwoju i usamodzielniania się człowieka. Odebranie mu tego powoduje, że zatrzymuje się człowieka na poziomie dziecka, odbierając mu to, co stanowi o jego osobowej godności, a więc rozumność i wolność. Chociaż nadal istnieje jako człowiek, to jednakże pozostawanie na etapie „autorytetu” sprawia, że nie może on (człowiek) uskuteczniać własnej ludzkiej godności. Ciekawe jest to, że przejście do przekonywania za pomocą dowodu nie burzy autorytetu, ale może go umocnić, wskazując na racjonalne podstawy głoszonych przezeń tez. Kurczowe trzymanie się owego uzasadniania z autorytetu jest tylko wyrazem tchórzostwa albo chęci władzy za wszelką cenę. Nawet za cenę podeptania człowieczeństwa.
Świat ideologii
Rozumne uzasadnianie jest koniecznością, aby człowiek mógł w sposób ludzki postępować i odnajdywać się w tym świecie. Autorytet bez podbudowy racjonalnej prędzej czy później przekształca się w ideologa, który niszcząc człowieka, stwarza świat pozorów. A więc świat zideologizowany. Dotyczy to nie tylko świata polityki, w którym można łatwo ukazać jaskrawe przykłady takich zdarzeń. Dotyczy to również pedagogiki, życia kulturalnego, nauki oraz religii. Różnego rodzaju guru, zapełniający dzisiejsze światowe areopagi są najlepszym przykładem, jak bardzo tragiczny może być rozbrat człowieka z rozumem. Liczne sekty, które czczą to czy tamto pod wpływem ślepego posłuszeństwa swoim przywódcom, sprawiają wiele zła w dzisiejszym świecie, łącznie z fizycznym niszczeniem człowieka. Potrzeba więc jak najszybszego powrotu do kultury klasycznej we wszystkich dziedzinach naszego życia. Tak, by prawda stawała się jedyną przyjaciółką naszego żywota, a nie tylko ozdobnikiem przy garniturach różnorakich „autorytetów”. Aby człowiek odkrywał świat właśnie jako człowiek.
Ks. Jacek Świątek