Łelkam
Tymczasem portugalscy taksówkarze postanowili swoje intelektualne zaplecze wzbogacić dodatkowo o znajomość dobrych manier. Zdecydowano z nich bowiem zrobić ambasadorów… miast. W trakcie zajęć kierowcy uczą się bycia miłym dla turystów i nawiązywania z nimi przyjaznej konwersacji. Podczas wykładów omawiane są także tematy dotyczące historii miasta oraz miejsc, które mogłyby zainteresować gości. Dodatkowo taksówkarze uczestniczą w zajęciach na temat sztandarowych portugalskich produktów, takich jak np. wino porto. Profesjonalni wykładowcy przybliżają im też zwyczaje mieszkańców wybranych państw świata, uczą języka angielskiego oraz omawiają zagadnienia z dziedziny psychologii (a nie mówiłam…). Nauczyciele podczas wykładów przypominają słuchaczom, że kierowcy odbierający turystów z lotniska są „pierwszymi ambasadorami miasta”. Zdaniem inicjatorów akcji muszą oni wiedzieć, jak należycie traktować gości, bo dobrze obsłużony klient na pewno będzie chciał przyjechać ponownie w to miejsce.
– Też mi nowina – powiedzieliby polscy taksówkarze, którzy podobne szkolenia przeszli już kilka lat temu. Co proszę? Że trudno uwierzyć? Gdańscy kierowcy uczyli się angielskiego, aby, poza znajomością zwrotów „change money” albo „twenty zloty for one kilometr”, z uśmiechem na ustach móc opowiadać pasażerom w języku Szekspira o najważniejszych wydarzeniach kulturalnych w mieście. Kolejnym wyzwaniem były warsztaty wrażliwości na różnice kulturowe. Szkolenia odbywały się w ramach programu kryjącego się pod swojsko brzmiącą nazwą „Welcome to Gdańsk”. Podobne kursy odbyły się w stolicy. Niestety, ukończyło je mniej kierowców, niż się spodziewano. Powodem nie był posiadany na samym starcie poziom wiedzy, ale czas potrzebny na jej przyswojenie. Kierowcy, mimo braku ćwiczeń z matematyki, szybko obliczyli, że 60 godzin nauki przekłada się na tyle samo godzin pracy mniej. I odpowiedzieli prowadzącym zajęcia jak mechanik samochodowy w jednej z polskich komedii: „Na takie straty to my nie możemy sobie pozwolić”. Niemniej jednak znaleźli się odważni, którzy kurs ukończyli.
Nie wiadomo jednak, czy w trakcie jego trwania, oprócz nauki idiomów, kierowcom zwrócono uwagę na kilka innych równie ważnych kwestii poprawiających międzyludzkie stosunki. Po pierwsze, że obcokrajowiec płaci za kurs tyle samo, co miejscowy. Po drugie – nie można zmieniać taryfy na wyższą przy każdej zmianie biegów. I wreszcie – wozić cudzoziemców okrężnymi drogami.
Po skończonym kursie dziennikarze, jak zwykle złośliwi, urządzili prowokację na warszawskim lotnisku, filmując wszystko ukrytą kamerą. Widzimy zatem dwóch młodych panów wyłaniających się z tłumu. Po chwili zatrzymuje się na nich wzrok jednego z taksówkarzy. – Taksi? Łer goł? – pyta. – Czy byłby pan tak uprzejmy i podjechał gdzieś w okolice Royal Castle? – odpowiada po angielsku jeden z mężczyzn i wskazuje Zamek Królewski. Takiej opcji program nauczania niestety nie przewidział. Taksówkarz macha na kolegę. – Spytaj go, gdzie chce jechać – prosi. Mężczyzna po angielsku wyjaśnia, że czeka na znajomych. – On czeka na znajomych – tłumaczy drugi. – No to czego d… zawraca? – denerwuje się taksówkarz, wypatrując już kolejnego klienta.
A na początku miałam o nich takie dobre zdanie…
KO