Komentarze
Źródło: ARCH.
Źródło: ARCH.

Lenin wiecznie żyw!

Można zaryzykować stwierdzenie, że swoista perwersja w naszym społeczeństwie osiąga granice zenitu. Przy czym należy uzasadnić użycie samego słowa „perwersja”. Słownik Języka Polskiego definiuje to pojęcie jako: „skłonność do zaspokajania instynktów w sposób nienormalny, zwykle w sferze seksualnej; a także w sferze psychicznej, myślowej, uczuciowej; wynaturzenie”.

Ja jednakże wolę etymologiczne znaczenie – łacińskie „perversio” wskazuje na „obrócenie w niewłaściwym kierunku, przekręcenie, zepsucie” i wcale nie ma bezpośredniego podtekstu seksualnego. Osiągane przez nasze społeczeństwo wyżyny perwersji nie są więc jakimś wyuzdaniem, lecz raczej zatraceniem swoistego instynktu samozachowawczego. Obserwując świat zwierząt, można zauważyć, jak wielkie znaczenie dla przetrwania gatunków i ich właściwego rozwoju ma ścisłe i dobre określenie kierunku, szczególnie w migracjach. Łososie podążające do swoich tarlisk, ptaki kierujące się ku miejscom lęgowym, niedźwiedzie wiedzione ku łowiskom… Przykłady można mnożyć. Człowiek również potrzebuje owego ukierunkowania, lecz dokonuje się ono zazwyczaj i nade wszystko w dziedzinie wyróżniającej go ze wszystkich stworzeń, a mianowicie w kulturze, której elementami są nie tylko dzieła sztuki, ale zwłaszcza pamięć i dziedzictwo historyczne. I jeśli o jakiejś perwersji dzisiaj mówić można, to szczególnie w tej dziedzinie.

Żyw dla nas Lenin

Ostatnio media w naszym kraju obiegła wiadomość, iż pod wpływem działań konserwatorów zabytków postanowiono zrekonstruować słynną bramę Stoczni Gdańskiej, która była teatrem działań strajkowych w 1980 r. i przy której wznosi się dzisiaj Pomnik Poległych Stoczniowców. W ramach owej rekonstrukcji postanowiono również „odświeżyć” starą nazwę tego zakładu pracy, ponownie doklejając nazwisko „rewolucjonisty wszechczasów”, a mianowicie Włodzimierza Iljicza Lenina. Można oczywiście uśmiechnąć się pod nosem i stwierdzić, że to dobry żart, gdyby to jednak żart nie był. Jak donosi prasa, owej „restauracji” dawnego „patrona” sekunduje i patronuje sam prezydent naszego kraju. Być może jest to pokłosie zachwytu nad twórczością jednej z naszych noblistek, która w 1954 r. opublikowała wiersz sławiący tę postać: „grób, w którym leży ten nowego człowieczeństwa Adam, wieńczony będzie kwiatami z nieznanych dziś jeszcze planet.” Zasadnym więc wydaje się pytanie, czy w ramach owych rekonstrukcji nie należałoby na tablicach wjazdowych do stolicy Górnego Śląska umieścić dopisku „dawniej Stalinogród”, w nazwie Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie „odświeżyć” imię patrona (w końcu nigdy nie odjęte). Nie mówiąc już o dzisiejszej Hucie im. Sędzimira. Ale to oczywiście żarty. Problem jest o wiele poważniejszy, gdyż dotyczy relatywizowania historii. Nigdy i nikt w dziejach nie proponował honorowania tych, którzy byli zbrodniarzami. Oznaczałoby to bowiem niemożność wskazania podstaw sprawiedliwości, a co za tym idzie uderzałoby w rdzeń cywilizacyjny. Pomniki mają to do siebie, że są albo wyrazem dziejowego uznania, albo narzędziem ideologii. I mam nieodparte wrażenie, że z takim działaniem mamy do czynienia właśnie w tym przypadku.

Artystka z Pasją (w tle)

Doniesienia prasowe bowiem jako spiritus movens parcia do umieszczenia imienia Lenina na bramie stoczni wskazały badania pani Doroty Nieznalskiej. Jak sięgam pamięcią, owa pani zasłynęła już w historii III Rzeczpospolitej swoją słynną i niezbyt chlubną instalacją „Pasja”, która przedstawiała nagie męskie krocze wpisane w krzyż. Sięgnąłem jednak do strony internetowej owej pani i odnalazłem inne „kwiatki”, jak np. opisywanie przez nią relacji mężczyzna – kobieta poprzez zdjęcie nagiego mężczyzny tresującego sukę (pies rodzaju żeńskiego). Pomijam tutaj estetykę, ale porównanie kobiety do suki jest dla mnie jako mężczyzny cokolwiek prostackie, nawet jeśli ma na celu wstrząśnięcie opinią społeczną. Innym przykładem jest chociażby opaska na męskie genitalia w formie kagańca dla psa (w domyśle zapewne wściekłego) czy biżuteria w formie korony cierniowej Chrystusa. Do innych „dzieł” odnosić się nie mam zamiaru. Biorąc pod uwagę tylko te, można dość precyzyjnie określić (choć zaznaczam, że są to moje domyślenia) poglądy autorki. Świadomie w swoich dziełach promuje ona skrajny feminizm (mężczyzna jawi się jako zło wcielone) oraz antychrystianizm o podłożu marksistowskim. Jeśli przyjąć taką formułę jej poglądów, to wydaje mi się, że należy się bać, gdy bierze się ona za rekonstruowanie przeszłości. Ideologiczna mentalność raczej służyć jej będzie nie do odtworzenia, ale do zinterpretowania przeszłości. Używając słów W. Majakowskiego z wiersza o Leninie – dzięki jej działaniom „będzie chlubić się jego imieniem ziemia opłukana rewolucją!” Przywrócenie dawnej nazwy na bramie stoczni nie jawi się jako rekonstrukcja, ale jako rekonkwista marksizmu czy nawet komunizmu.

„Armia Lenina”

Cytując już Majakowskiego, warto przypomnieć zakończenie jego wiersza o wodzu rewolucji. Pisze on o sobie i o innych zwolennikach Lenina: „Jesteśmy nową krwią miejskich żył, nicią z tkalni idei, ciałem niw.” Szczególnie warto zwrócić uwagę na moment mówiący o tkalni idei. Zaproponowana przez panią Nieznalską „rekonstrukcja” w gruncie rzeczy stanowi podwalinę lub wytwór owej „tkalni idei”, czyli zarażania społeczeństwa formą jeśli nie uwielbienia, to przynajmniej przyzwyczajenia do obecności w przestrzeni publicznej elementów sławiących twórców i bohaterów marksistowsko-komunistycznej ideologii. Nie sposób nie połączyć tego z coraz częstszą, szczególnie od czasu wydarzeń na Krakowskim Przedmieściu, walką z elementami chrześcijańskiej symboliki w życiu publicznym. A to oznacza zwalczanie podstaw cywilizacji łacińskiej, dla której kanwą było i jest przesłanie ewangeliczne. Widać więc dość jasno, że walka rozgrywa się nie tylko w sferze upodobań estetycznych czy rekonstrukcji historycznych, ale przede wszystkim w sferze cywilizacyjnej. Szkoda, że zarówno w przypadku krzyża na Krakowskim Przedmieściu, jak i w sprawie przywrócenia symbolu komunizmu na bramie stoczni, obecny prezydent RP zajął stanowisko po drugiej stronie.

Ks. Jacek Świątek